Wpis z mikrobloga

Mimo wielu dziwnych sytuacji na drodze, które wskazywały, że na lotnisko dojadę spóźniony, dotarłem tam chwilę przed planowaną godziną. Samochód zostawiłem na parkingu, uiszczając opłatę za 3 dni z góry. Za ten okres planowałem wrócić do rodzimego kraju, teraz, zostawiając go na chwilę, by i ten również odpoczął chwilę ode mnie.

Wydawało mi się, że terminal będzie bardziej zaludniony. Okazało się, że z powodu zeszłomiesięcznej modernizacji, wiele połączeń nie zostało jeszcze przeniesionych z powrotem na to lotnisko z innego, międzynarodowego. Wychodzi na to, że większość rozproszonych ludzi planowała ten sam lot, co ja. Już za kilka godzin mieliśmy być w nieco cieplejszym Rzymie.

Zająłem środkowe miejsce w trzy-miejscowym, lotniskowym ciągu krzeseł, znów mając chwilę dla siebie, by przemyśleć mój stosunek do kilku spraw. Na przykład mój stosunek do lotnisk. Lotniska i samoloty, w przeciwieństwie do dworców i pociągów nie tworzyły w mojej głowie historii, ciągu wyimaginowanych i tajemniczych zdarzeń, wizerunku nieznanych osób, zmieniających w kilka chwil nasze życie. To w sobie miały podróże pociągami, szczególnie, gdy podróżowałem po wschodniej Europie lub krajach azjatyckich, gdzie ten rodzaj komunikacji nie został jeszcze zmodernizowany do tego stopnia, żeby wyglądało wszystko tak, jak na lotniskach - jasno, szklano, prosto, zupełnie nie tajemniczo i po prostu głupio. Tak, większość rzeczy lub miejsc świeżo oddanych ludziom do użytku w XXI wieku wygląda po prostu idiotycznie. Na przykład kraje zachodniej Europy do tego stopnia wyznaczyły ludziom trasy, którymi muszą podróżować, że człowiek zaczyna bardzo szybko tęsknić za dzikim jeziorem, czy spontanicznym zjazdem do lasu, odchodzącym od głównej drogi, zjazdem, który pomimo uklepanej nawierzchni tworzy pośród drzew owianą niepewnością historię, jak gdyby nikt nigdy wcześniej nim nie jechał.

Rozejrzałem się raz jeszcze dookoła poświęcając niektórym z pasażerów nie więcej niż kilka sekund uwagi. Już wyrosłem z zachwytu nad wypatrywaniem w każdym z nich pewnej historii, skąd lub dokąd idzie w swoim życiu. Takie zmiany generalnie biorą się od naruszenia podstawy naszych działań i przemyśleń. Stałem się większym egocentrykiem. Ot, jadą tam, gdzie jadą. Tylko tyle lub aż tyle. Wielu z nich było zmęczonych dniem pracy. Był czwartkowy wieczór, więc pewnie dzień wielu z nich nie różnił się niczym od poprzednich w tym tygodniu. Krzątali się od szklanego okna o wysokości kilku metrów do szklanych drzwi. Ich odbicia w kafelkowanej posadzce maszerowały razem z nimi to w lewo, to w prawo, niczym najwierniejszy przyjaciel. Już niedługo znikną, zaraz po przekroczeniu progu na płytę lotniska.

W głośnikach słychać spokojny głos proszący o przygotowanie biletów oraz o zwracanie uwagi na swój bagaż. Większość ludzi ustawiła się ślimaczo w kolejce do drugich szklanych drzwi, umiejscowionych poniżej linii oddzielającej dwa duże płaty wysokiego, szklanego okna, za którym widać było tylko niekończącą się czerń zbliżającej się październikowej nocy. Kontrola lotniska sprawdziła pobieżnie wielkość naszych podręcznych bagaży oraz bilety, po czym udaliśmy się w stronę chłodnej czerni, w której widać było oświetlony kształt samolotu...

- Dzień Dobry Sam. powiedziała uśmiechnięta nieznajoma, dosiadając się z mojej prawej strony, patrząc mi w oczy, które już kiedyś widziałem.

#nietagujeboniemusze