Wpis z mikrobloga

#suchar #humor

Zebrał wódz indiański "Siedzący Pies" całe swoje plemię na naradę wojenną:

- Czerwonoskórzy! Jesteśmy wielkim narodem?

- Taaaaak!

- To dlaczego nie mamy własnej rakiety z ładunkiem nuklearnym?

- Taaaa... Zbudujemy? Huurraaa!

Ścięli tomahawkami największą sekwoję w okolicy, wydrążyli ją w trudzie i znoju, według starej, indiańskiej recepty wyprodukowali proch, napchali go do wydrążonego pnia, zapletli linę z lian i jako lont wyprowadzili na zewnątrz rakiety.

- Gdzie ją wystrzelimy?

- Na Erewań!

- A dlaczego na Erewań?

- Innych miast nie znamy...

Napisali na rakiecie "Na Erewań", zbili się w gromadę i podpalili lont.

Jak nie pier**! Prawdziwy Armageddon: dym, swąd, wszystkich rozrzuciło w promieniu kilkunastu metrów...Wódz bez nogi, bez ręki otrzepuje się z kurzu i mówi:

- Ja pier
**! Wyobrażacie sobie, co się dzieje w Erewaniu?
  • 22
@Hosneusz: I jak do tego doszedłeś? Ja już 50 minut myślę i doszedłem do wniosku, że może to literówka i chodziło o @japer'a? Tylko dlaczego indiański wódz "Siedzący Pies" miałby Go w takiej sytuacji wołać?
@-PPP-: przy wschodzącym zachodzie słońca, rozmyślałem nad wpływem fiordów skandynawskich na miesiączkowanie pingwinów na Antarktydzie, przerwała mi taka krótka myśl... że to może chodziło o żanpiera. Ja go zawsze wołam jak mnie coś boli więc Wódz może mieć podobnie.