Wpis z mikrobloga

Mirki, trochę #chwalesie, chociaż wiem, że tak naprawdę #nobodykiers, ale potrzebuję gdzieś się uzewnętrznić. ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Mniej więcej rok temu zaczęła mi się depresja, wiele było przyczyn, choć główna to niepowodzenie z #rozowypasek. Żadna ze mnie #stuleja, nie boję się gadać z dziewuchami, na powodzenie też nigdy nie narzekałem, ale pech chciał, że serce mi zabiło mocniej dla jednej, dla której zabić mocniej nie powinno. Dałem się ponieść uczuciom, zamiast posłuchać głosu rozsądku i straciłem przez swoją głupotę dobrego kumpla. Tak Mirki, nigdy nie angażujcie się intymnie z dziewczynami Waszych kumpli, no chyba że macie na nich #!$%@? ( ͡ ͜ʖ ͡).

Depresję pokonałem z pomocą najlepszego specjalisty jaki istnieje (#niepopularnaopinia), Boga. Czuwał nade mną w tych ciężkich chwilach i skutecznie zagłuszył wołania Złego w stylu "nic cię nie trzyma na tym świecie, nie masz marzeń, nie masz nadziei, skończ to". Było ciężko, ale przetrwałem i nadszedł czas na zmiany. Zrezygnowałem ze studiów, które ciągnęły się zdecydowanie za długo, kosztowały zbyt wiele (wysiłku, nerwów i pieniędzy). Jeden kamień spadł z serca, ale pojawił się kolejny i przebyłem niemal całą Polskę, żeby pożegnać mojego przyjaciela :( Miesiąc po swoich 23. urodzinach zasnął i już się nie obudził.

Wiedziałem, że potrzebuję znaleźć sobie zajęcie, najlepiej takie, za które można jakoś wyżyć. Ale mózg wciąż nie pracował normalnie, wciąż brakowało mi energii do działania i praktycznie pół roku siedziałem na bezrobociu. Albo w domu, albo w knajpie przy piwie. Jedyny plus taki, że znalazłem nowe hobby, które zacząłem rozwijać, po kilku miesiącach nawet udało mi się zarobić co nieco dzięki temu.

Zacząłem odżywać na wiosnę. Chociaż #tfwnogf doskwierało (a w głowie ciągle siedziała tamta jedna), to spotkania towarzyskie pomogły mi aż tak tego nie przeżywać. Jedyne co mi zostało z tej całej depresji to uzależnienie od fajek. Lubię sobie, kurde, zapalić. Ale i tego już jest coraz mniej, na szczęście.

I tak nadszedł poniedziałek, 15.09.2014, dzień w którym zrozumiałem, że wreszcie zaczyna mi się układać. Dostałem pracę, odpowiedź była w tym samym dniu, co rozmowa kwalifikacyjna, pokonałem trójkę innych kandydatów. Zacząłem się spotykać z nową dziewczyną, nie dość, że jest o czym pogadać, to jeszcze co najmniej 9/10 z wyglądu. Znowu są powody, żeby spać dziennie 3h (bo szkoda czasu na sen) i wstawać rano z uśmiechem na twarzy. A przecież jeszcze w międzyczasie Łysy odszedł z Wisły i mogłem wrócić na stadion, dopingować swój ukochany Klub, Najjaśniejszą ze wszystkich Gwiazd <3

I wiem, że dużo życia przede mną, że będzie jeszcze dużo upadków, ale wierzę, że sobie z tym poradzę :)

tl;dr:

moje #truestory jak w ciągu roku z #przegryw stałem się #wygryw ( ͡° ͜ʖ ͡°)
  • 8
@kfjatooshek: masz rację, sinusoida fajna nie jest. Nie napisałem tego wcześniej, ale przed tą depresją nie było takich skoków. Ogólnie raczej żyłem z pozytywnym nastawieniem i nie zmieniły tego nawet zerwane zaręczyny ;-) Dopiero rok temu ten straszny upadek mnie złamał na dłużej. Teraz po prostu czuję, że znów wychodzę na prostą. Dzięki za dobre słowa :-)