Wpis z mikrobloga

Siema mirki. Od jakiś 9 miesięcy mieszkam w Kanadzie. Przez pierwszych kilka miesięcy chodziłem na kurs angielskiego, w sumie nie wiele się nauczyłem. Później przez kolejne 5 miesięcy pracowałem w firmie pakującej różne pierdoły. Pracę skończyłem tydzień temu i od wtorku zaczynam college. W piątek mam pierwsze spotkanie orientacyjne. W szkole uczy się w trybie dziennym około 17 tys. uczniów.

Generalnie można powiedzieć, że zaczynam życie od nowa. Znajomych nie mam tutaj praktycznie żadnych, także gdyby nie skype to chyba bym ześwirował. Na szczęście wyjechałem z rodzicami, także nie jestem taki całkiem samotny :) Mój angielski jest całkiem niezły, ale wiadomo jak uczą polskie szkoły - gramatyka/pisanie/czytanie, a mówienie - czyli najważniejsza moim zdaniem umiejętność jest zupełnie pomijana.

Jeśli chodzi o Polaków, to mieszkam w miejsowości +/-300tys. Polaków jest tutaj sporo, ale w wieku 40+, który przyjechali tutaj kilkanaście-kilkadzieścia lat temu i mają już swoje dzieci.

W każdym razie, jeśli ktoś byłby zainteresowany jak potoczy się moja przygoda z Kanadą, to zapraszam do obserwowania tagu #studiawkanadzie oraz do plusowania tego wpisu.

  • 9
  • Odpowiedz
@Icesowy:

a mówienie - czyli najważniejsza moim zdaniem umiejętność jest zupełnie pomijana


no nie wiem, u mnie w liceum całkiem sporo gadaliśmy na lekcjach, tyle że bardzo duży nacisk był kładziony na poprawny akcent co później wywołało u mnie opory przed odzywaniem się po angielsku, bo się wstydziłem, że mój akcent jest #!$%@?. Dopóki nie zamieszkałem na studiach z anglikiem, który powiedział mi coś w stylu "fuck the accent" i że
  • Odpowiedz
@sareawok: No to miałeś fajnego nauczyciela :) Bo u mnie od podstawówki 99% lekcji było po Polsku. A z akcentami tutaj tak samo, a nawet i lepiej :) W Kanadzie i Stanach każdy jest skądś. Nawet jeśli on się tu urodził, to jego rodzice lub dziadkowie tu przyjechali. No chyba, że jest Indiańcem ( ͡° ͜ʖ ͡°)

@Frisbee: 21.
  • Odpowiedz