Wpis z mikrobloga

1859 - 1 = 1858

Jakub Żulczyk

Zrób mi jakąś krzywdę... czyli wszystkie gry video są o miłości

Beletrystyka

Pozwolę sobie wkleić swoją recenzję z innego portalu ;)

Lubię gry video. Nie lubię romantycznych komedii. Miałem nadzieję że to jakaś prosta, wciągająca lektura o grach. Okazało się że to twór który można by nazwać komedią romantyczną. Rozczarowałem się.

Pozytywnie. Myślę że książka Żulczyka spełnia kryteria bycia komedią romantyczną, ale to tak samo jak kwadrat spełnia kryteria bycia prostokątem. Nazwanie jej tak byłoby krzywdzące.

Momentami czułem się że gdybym nie był ostatnim leniem i prokrastynatorem, chciałbym napisać tą książkę. Koktajl metafor i skojarzeń autora pokrywa się bardzo mocno z moim. Brak w niej poprawności politycznej. Ogromny absurd wylewający się Kindle'a kiedy ją czytałem doprowadzał mnie do kolejnych salw śmiechu, budził nostalgię (gdyż jesteśmy z autorem w zbliżonym wieku) a niekiedy nawet zmuszał do zastanowienia. Gdzieś w 1/3 książka traci odrobinę na impecie, zarówno językowo jak i fabularnie, posiada słabsze momenty ale nie żałuję czasu z nią spędzonego.

Książka nie jest komedią romantyczną. Posiada motyw drogi. Motyw drogi przez życie człowieka wychowanego w latach 90, oswajającego się jako dzieciak ze światem z możliwościami niedostępnymi dla jego rodziców, następnie zderzonego z zachodnią rzeczywistością dużo poźniej, kiedy osiąga pełnoletniość i musi iść głównie samemu decydować: co dalej?. I w gruncie rzeczy nie wie co zrobić z życiem. Bo ciężko wiedzieć nie będąc nauczonym planowania, żyjąc chwilą, kolejnymi imprezami i spotkaniami ze znajomymi. Mniejszy problem ma jego kolega, majętny syn Królowej Śledzi, który otrzymał wszystko na start od rodziców. W książce widzę na prawdę za dużo scenariuszy pokrywających się z życiem moim i moich znajomych, chociażby niechęć do wegetariańskich terrorystów, wyegzaltowanych artystów z ASP, wszechogarniającego szaleństwa na festiwalu będącym naszym Woodstockiem, czy wyżelowanymi sezonowymi pracownikami hotelu nad morzem. A nawet głupiej, spiętej dresiary z Sopotu (choć pewnie z Kartuz albo Rumii) pałającej nienawiścią do wszystkiego, a zwłaszcza do Warszawiaków.

Podsumowując, podoba mi się elastyczny i wyrazisty styl Żulczyka jako młodego pisarza. Każdy urodzony w przeciągu ostatnich 30 lat prawdopodobnie oglądał bądź też będzie oglądał (lub czytał) Fight Club. Ta książka jest takim polskim Podziemnym Kręgiem, popkulturowym manifestem naszego pokolenia, historią która bawi i odrobinę zmusza do refleksji, a na pewno przywołuje masę wspomnień. Kaseciaki, pegazusy, meblościanki...

Mocno polecam. I mocno zakochałem się w Kasi.

A także jeden z cytatów:

"W radiu mówili, że na dziś jest zapowiadany szczytowy moment fali upałów. Mieli rację. Powietrze gryzie cię w ramiona i powoduje słony przeciek skóry, a język i dziąsła zaczynają się wędzić. Okręciłem sobie głowę mokrym ręcznikiem i czuję proces powolnego parowania - jakby przez pory wyciekał mi mózg i skraplał się właśnie w tej szmacie. Więc nie dość, że czuję się jak wampir z Bytowa, do tego powoli zaczynam wychodzić z ciała, oglądać wszystko z góry i widzę: młodą dziewczynkę, i podglądającego ją faceta, który w ręczniku na głowie wygląda, jakby właśnie przygotowywał się na pedofilski dżihad. Upał powoduje zboczenia - tłumaczę sobie, aby nie stracić zmysłów."

#bookmeter #ksiazki #ksiazkowecytaty #zulczyk
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach