Wpis z mikrobloga

Dobra, wkleję całość tutaj jeszcze raz, bo widzę, że nie wszyscy widzą, ze to poszło w komentarzach. komentarze z tą samą treścią usunąłem, więc czytamy tutaj:

to ja dam wam historię, która nie jest trollowaniem. w sumie, trochę podobna.

zdarzyła się kilka lat temu, jak jeszcze portale randkowe czy fejs nie były tak popularne. była to mniej więcej era nk, gdy hitem sezonu było pytanie "jak usunąć śledzika"

w każdym razie, z nk nie rwałem panien, bo znajomi składali się wyłącznie z osób z dawnych klas.

natomiast królował czat.

czat miał dla mnie wielką zaletę, której teraz próżno szukać na portalach randkowych: można się było obejść bez zdjęć. wystarczył mózg i sprawne paluszki. poza tym, można było po byciu spławionym wrócić za chwilę pod innym nickiem i zacząć od nowa, unikając wirów i podwodnych min, rozstawianych przez laski. zwłaszcza, że większość z nich nie kojarzyła, że można zalogować się na kilku kartach na raz, więc można było jednocześnie z jedną laską stosować kilka strategii.

no i po znałem panienkę, gadaliśmy przez parę dni, a akurat byłem po lekturze jakiegoś poradnika na temat podrywania, gdzie autor pisał, że do lasek trzeba pisać emocjami a nie informacjami. że normalnego faceta telepie na samą myśl o takim prowadzeniu rozmowy, ale dla kobiet to jest naturalne i oczekiwane. kierując się tymi poradami pisałem jakieś brednie o motylach, trzepoczących skrzydłami nad łąką i o promieniach światła przebijających się przez zielone liście drzew. o wietrze burzącym włosy, albo o rosie. coś w tym stylu...

no i to chyba podziałało. chociaż bardzo chciałem się spotkać, to nie cisnąłem na to, bo bałem się, że spłoszę, ale dziewoja się nakręciła. zaczęła odpisywać w podobnym stylu i to rzeczy, które wydawały mi się nieco dziwne. np. "ściągam muzę, żebyśmy mieli co słuchać razem, jak zimą wieczorami będziemy siedzieć w domu" i takie tam.

trochę mnie to przerażało, bo, kurde, znałem ją tylko z czata, a przecież to chyba do cholery trochę za mało, żeby planować jakieś jesienne wieczory?

no, ale oczywiście przejawiałem popęd płciowy więc postanowiłem twardo walczyć o utrzymanie się na powierzchni. po kilku dniach to już gadaliśmy na gg i wymieniliśmy się zdjęciami, laska była takie dobre 6 - 7/10.

no i nagle ona pisze mi, że jej koleżanka wyjechała i ona ma przypilnować jej mieszkania, jakieś kwiaty podlać itp (sama mieszkała podobno z rodzicami), i czy nie chciałbym wpaść, pomóc. oczywiście podjarałem się, ale kupiłem różowe winko i stawiłem się w wyznaczonym miejscu.

laska też przyszła, okazała się nie gorsza niż na zdjęciu, a rozmowa nawet nie była niezręczna: całkiem nieźle się kleiło. pogadaliśmy o tej koleżance, o kwiatach doniczkowych, a ja kombinowałem co robić dalej.

i chyba bym nic nie wykombinował, gdyby...

otóż nagle zadzwonił jej telefon i ona zaczęła nawijać z jakąś kumpelą. i stanęła do mnie jakby lekko tyłem. no i ja wiedziony instynktem przytuliłem się od tyłu i zacząłem ją całować po karku, włosach i ramionach. sapnęła, ale nic nie powiedziała, bo prowadziła rozmowę i chyba byłoby jej głupio. ale nie odepchnęła mnie, ani nic. za chwilę skończyła gadać, odłożyła telefon, odwróciła się przodem i zaczęliśmy się całować. potem klapnęliśmy na kanapę i akcja posuwała się dalej. i tu, jak w historii oryginalnej: jestem nad nią, łapkę wsuwam pod t-shirt, a ona maca mnie po spodniach. nie zwracam na to uwagi bo w ogóle zbyt dużo nie kojarzę..., aż nagle ona ni z gruszki ni z pietruszki wypala: "o, hasło masz na telefonie?!"

przytomnieję, odwracam głowę i widzę, że laska ma moją komórkę w ręku. wyciągnęła mi ze spodni.

- no, mam - mówię trochę nieprzytomnie (to jeszcze były czasy pinu, ale na jedno wychodzi).

- a mógłbyś odblokować?

- ???

- no, czy mógłbyś odblokować telefon?

- ale po co?

- chciałabym coś sprawdzić.

- ale co sprawdzić?

- ile masz tam dziewczyn!

- chwila, mówię, ja ci nie zaglądam do telefonu i wolałbym...

i w tym momencie zaczęło się wierzganie jak w historii oryginalnej, pretensje, że jestem świnia, bo skoro nie chcę odblokować telefonu, to na pewno ukrywam tam sms-y od innych kobiet itp, że pewnie na czacie poznałem ich dużo i z każdą sypiam, a w ogóle to "wyjdź".

no i wyszedłem.

morał: prezerwatywa, czy telefon - to tylko pretekst. one to mają w głowach, niestety. i w sumie chyba lepiej, że skończyło się to, zanim tak naprawdę się zaczęło.

#andrzejrandkuje
  • 17
Dobrze, ze miales/masz do tego tak dobre podejscie. Jest tak wiele normalnych kobiet ktore w podanej sytuacji nie zachowalyby sie tak, ze nawet nie warto marnowac czasu na takie popieprzone jak ona. Od siebie moge Tobie powiedziec, ze jak na poczatku jest cos takiego jak przegladanie telefonu to dalej byloby piekło...
@Yattaman: myślałem nad tym wiele razy i stwierdziłem, że właściwie to ja takie kobiety widuję. Partnerki, dziewczyny, żony kolegów. Albo laski, które w swej głupocie mówią otwarcie, że "w małżeństwie to będzie musiało być jak ja chcę" (snują marzenia w temacie kompromisu).
@frytex2: Gdzieś niedawno czytałem (chyba na mirko) że kobieta musi znać swoje miejsce w szeregu.

Trzeba jej od czasu do czasu zrobić awanturę, bo inaczej zacznie sama zacznie sie o wszystko #!$%@?ć, szukając jakiegoś problemu.

Z tego co piszecie to tyczy się to większosci kobiet, ja mam o tyle dobrze ze moja żadnych jazd mi nie robi.