Wpis z mikrobloga

Co za sen. Trochę incepcja. Śniło mi się, że napisałem matematykę rozszerzoną na 88%, pierwsze co mnie zdziwiło to, że wynik dostałem kilka minut po oddaniu arkusza. (Cieszyłem się jak dziecko, bo w rzeczywistości poszła mi jako tako). W pewnym momencie się budzę i idę na maturę z religii, która jest obowiązkowa. Egzamin polegał na słuchaniu. Wszyscy siedzieli a przede mną leżał pusty zeszyt. Pomyślałem, że trzeba robić notatki a pytania dostaniemy później. Słuchanie było zajebiście nudne, więc z kumplem co chwilę wychodziliśmy się przewietrzyć. Któregoś tam razu wracam i widzę, że zeszytu nie ma, myślę co jest? jak ja teraz odpowiem na pytania, a babka, że egzamin się już skończył i zaprasza na wyniki o którejś tam. Ja zesrany do kumpla, że nie odpowiedziałem na żadne pytanie. On na to, że przecież arkusz leżał pod zeszytem. Zamarłem na chwilę. Byłbym chyba pierwszą osobą w kraju, która nie zda religii. Leżę półmartwy na boisku, rozmyślam co by tu zrobić, gdy ktoś zawołał mnie po wynik. Facetka wykłada przede mną certyfikat do podpisania, a na nim Ja, blablabla, celowo i w porozumieniu z papieżem, oblałem egzamin z religii i na dole miejsce na podpis.

Więcej nie pamiętam, bo się obudziłem. Chore to.

#sennik #sen #religia #matura2014