Jest taka książka Arkadego Fiedlera, "Kobiety mojej młodości". Jeśli ktoś nie wie, to Fiedler był podróżnikiem, i pisał książki o Amazonii, zwierzętach w dżungli i innych takich. Ta książka jest wyjątkowa, bo opisał w niej swoje miłosne przygody z laskami z różnych krajów, plemion i kultur, bo takim podróżnikom często się zdarza, że ktoś im podaruje żonę, albo sprzeda córkę za garść paciorków. Dziś zrobię coś podobnego, czyli napiszę trochę o różnych dziewczynach, jakie spotkałem w życiu. Uprzedzam, że nie będę nic pisał o tych, z którymi byłem długo, i które w sumie do dziś na swój sposób kocham.
Lepiej, żeby mój różowy pasek tego nie czytał:)
* * *
Taki poeta, Jan Riesenkampf, napisał kiedyś:
"Nic tak nie dzieli mężczyzn jak poezja. Nie pieniądze, nie stołki, nie d--y."
Ja to sobie sparafrazowałem, i mówiłem, że nic tak nie kręci kobiet jak komiksy. Nie pieniądze, nie stołki, nie auta. Dziś wiem, że po prostu różne kobiety kręcą różne rzeczy, ale wierzcie mi, że tych dających się wyrwać na ładne rysunki, ciekawe opowieści, wiersze, komiksy i piosenki jest całkiem sporo.
Poszliśmy raz z ziomkiem na imprezkę, na sąsiednie osiedle, do takiego innego ziomka (którego ja znałem mało, bo był bardziej ziomkiem tego mojego ziomka, niż moim). Na początku była to samcza impreza, popijałem piwko, ktoś tam wódeczkę. W kuchni paliliśmy h-----z z rozgrzanych noży, i wtedy właśnie przyszli nowi goście, wraz z nimi dziewczyny, koleżanki ziomków tego ziomka mojego ziomka. Była wśród nich taka małolata, wyzywająco ubrana, z odsłoniętym ramieniem, upiętymi włosami, dużymi oczami. Zwróciłem na nią uwagę, ale ja nie jestem jakiś podrywacz, tylko po prostu zwróciłem uwagę tak, jak się ogólnie zwraca uwagę na ładne rzeczy. Ona weszła do tej kuchni z tymi nowymi imprezowiczami, a my tego h------u nie mieliśmy za dużo, więc trochę ich spławiliśmy. Ona powiedziała coś głupiego, i mój ziomek ją wyśmiał głośno. Ta odpowiedziała, "nie myślcie sobie, że jestem osobą niemyślącą, jestem osobą myślącą" i coś tam dalej. Nie słuchałem dalej, z góry sklasyfikowałem ją (sorry, tak się czasami robi, jak jest za dużo ludzi do ogarnięcia)jako słodką idiotkę, i nie zwracałem na nią więcej uwagi. Poza tym była ze swoim chłopakiem, taki z metra cięty, niższy ode mnie, ale dużo szerszy, pewnie r------ł by mnie trzema strzałami.
Następnego dnia po południu te ziomki mojego ziomka postanowili mnie odwiedzić, bo, jak już pisałem, mieszkaliśmy na sąsiednich osiedlach. Była z nimi ta laska ze swoim chłopakiem. Ja miałem wtedy na ścianie w pokoju takie malowidło/grafikę. To znaczy to było coś takiego, że przez trzy ściany narysowałem sobie różową farbą drzewo ewolucyjne strunowców. Tak równiutko, geometrycznie, bardziej był to taki wykres jak z podręcznika do biologii. Na osi pionowej były epoki, a kolejne, rozgałęziające się pasy symbolizowały poszczególne grupy zwierząt. Ładnie było widać, jak np. na wysokości Permu wiele gałęzi się urywało (wymieranie permskie), albo jak np. po wymieraniu kredowym z dość szerokiej gałęzi teropodów zostaje cienka niteczka, która potem rozkwita w szeroką wstęgę ptaków, aż do sufitu. I były tam czarną farbą łacińskie nazwy tych wszystkich grup zwierząt. Tego malowidła było mi najbardziej szkoda, jak się wyprowadzałem z tego mieszkania.
No ale dobra, wracamy do historii. Jak ta laska zobaczyła te ładne ściany, to aż się prawie rozpłynęła. Bo okazało się, że ona jest artystką, i uczy się w liceum plastycznym. Non stop patrzyła się na mnie słodko tymi wielkimi oczami, zakładała nogę na nogę tak, żeby było jej widać majtki. Jak ten jej fagas wychodził do ubikacji (bo piliśmy browary, więc często wychodził), to wstawała, niby że ją zainteresowała jakaś książka na półce, czy coś, i ocierała się o mnie udami. No ale nic, popiliśmy piwek do wieczora, zrobiliśmy jeszcze spacer, oni poszli do siebie, ja do siebie. Patrzę, a ona zostawiła swój piórnik (bo rano miała iść do tej swojej plastycznej szkoły).
O piątej rano budzi mnie dzwonek do drzwi - patrzę, ona. Mówi, że zapomniała piórnika, a właśnie idzie do szkoły. Spoko, idę po piórnik, a ona mówi, że w sumie szkołę ma na ósmą dopiero, więc czy by mogła posiedzieć do siódmej. Nie ma problemu - odpowiadam. Siedzimy, ale gadka się nie klei, no to mówię - to może skoczymy po browary? Zgodziła się, i poszliśmy o tej piątej rano po piwka, i wróciliśmy do mnie.
Jak się pewnie domyślacie, do szkoły nie poszła. Spędziliśmy upojny dzień, trochę w łóżku, trochę w łazience. Ten ziomek mojego ziomka (kolega jej chłopaka), dzwonił do mnie koło południa, pytał, czy była po piórnik. (Ona swój telefon wyłączyła). Głupio mi było, no ale co miałem powiedzieć, uspokoiłem oddech, jakoś się od niej odsunąłem, żeby mi nie chichotała do słuchawki, i mówię, że, no, była. Była i poszła. Gdzie? No, do szkoły. Potem dzwonił sam ten jej chłopak, że jej w szkole nie było, czy nie wiem, co się z nią dzieje. No ale mówię, że nie mam pojęcia, była, wzięła piórnik, i poszła. Bo już się wcześniej z nią umówiłem, że to tylko przygoda, ona chciała być z tym swoim chłopakiem. Naprawdę poszła dopiero o 17, i tak jak się umawialiśmy, nie zobaczyliśmy się nigdy więcej.
* * *
Inna dziewczyna to była jeszcze wcześniej. Z nią była ciekawa historia, bo ona miała prócz mnie drugiego chłopaka, ale obaj o sobie wiedzieliśmy i akceptowaliśmy to. To było jakieś pół roku po tym bieluniu, ja już wtedy wracałem powoli do życia towarzyskiego, i musiałem zmienić mieszkanie, bo tamte dziewczyny co z nimi mieszkałem na bieluniu strasznie mnie zjebywały za każdego kolegę, p--o i blanta. (Potem do nich wróciłem, i mieszkaliśmy bardzo długo razem, ale to inna historia). No i zamieszkałem z takimi dwoma ziomkami, trochę na przyczepkę, w jednym pokoju. Oni mieli takie duże, dwuosobowe wersalki, a ja sobie skombinowałem taki lichy, jednoosobowy materac. Oni się ze mnie podśmiewali z tego materaca, że nawet nie mam gdzie jakiejś laski zaprosić. Do czasu.
Ta dziewczyna to była taka z klimatów Gniewka, nie że oszustka, ale z twardym charakterem, przywykła do życia na krawędzi, d---i, wielodniowe imprezy, podróże. Była bardzo szczupła, ciut wyższa ode mnie, miała zawadiacką, czarną czuprynę, trochę piegów, duże oczy. Taka jak z mangi trochę. No i przychodziła na tę moją nową chatę czasem, sam już nie wiem, czyją była najpierw znajomą, aha, już chyba wiem, chyba takiej pankówy, co z nami tam mieszkała w innym pokoju. No i jakoś tak podczas tych wspólnych imprez, i później posiadówek w kuchni (ja miałem wtedy mocny łeb, ona też, więc siedzieliśmy zawsze najdłużej), jakoś tak wykwitł między nami ten romans.
Jak ona zaczęła ze mną sypiać, na tym lichym, jednoosobowym materacu, to te ziomki, co ze mną mieszkały na tych szerokich wersalkach, zgrzytały zębami z zazdrości. Bo ona się tam wszystkim podobała, i jeden jej nawet kupił szalik, a ona tego samego dnia pierwszy raz spała ze mną. I jemu było strasznie żal, ale go potem przeprosiliśmy, i potem zawsze go swatałem ze swoimi koleżankami, żeby mi wybaczył tamto faux-pas.
Jak już wspomniałem, ona miała drugiego chłopaka, którego też znałem i się z nim kolegowałem. Śmieszne to było, jak ja dzwoniłem do niej i mówiłem, że może się spotkamy o 19, a ona mówiła, że sorry, ale o 18 ma randkę z Robertem, więc może koło jakiejś 22. Czasem też spotykaliśmy się gdzieś razem we trójkę, jak Robert gdzieś odchodził, to ja się z nią obściskiwałem, a jak ja odchodziłem, to pewnie on. Ale to dziś wydaje mi się głupie:)
Na dłuższą metę to chyba nikt by tak nie wytrzymał w dłuższym związku, zaczęło mi być z tym źle. Zakochałem się po uszy, co było problemem, bo umawialiśmy się, że spróbujemy bez takich głębszych uczuć. Chodziłem struty, nie wiedziałem co zrobić, najlepiej byłoby chyba to skończyć, ale nie potrafiłem. Postanowiłem iść po pomoc do spowiedzi.
Wtedy byłem niewierzący, w Kościele nie było mnie chyba od pierwszej klasy ogólniaka (prócz wiadomo jakichś ślubów czy pogrzebów). Nie chciałem się spowiadać, ale tak jak na filmach, iść do konfesjonału i pogadać. No i zaczynam mówić temu księdzu, co i jak, ale ten mi przerywa, że muszą być formułki. No to przypomniałem sobie trochę z podbazy, i zrobiłem taką spowiedź w miarę zgodnie z regułami. I na koniec opowiadam o tej sytuacji, że jest taka dziewczyna, że wciąż o niej myślę, że na niczym się nie mogę skupić, że między nami już coś jest, ale że nie do końca dobrze się z tym czuję, i tak dalej, i tak dalej. A ten stary dziad - wyobraźcie sobie - zaczyna się mnie podpytywać. A jak o niej myślisz, to co myślisz? A jak sobie wyobrażasz, to co sobie wyobrażasz? A jak się spotykacie, to co robicie? I inne takie. Jak się zorientowałem, o co mu chodzi, to wybuchnąłem śmiechem. Całe te moje wielkie problemy prysnęły jak mydlana bańka. Czym ja się martwiłem, byłem młody, zdrowy, kręciłem się ze świetną dziewczyną, podczas gdy niektórzy siedzieli cały dzień w jakimś drewnianym pudle i ich życie seksualne ograniczało się do walenia konia pod opowieści spowiedników. Wstałem uzdrowiony (dzięki, Boże!), pocałowałem z uśmiechem tę stułę, i wyszedłem zupełnie już się nie martwiąc. (Jeszcze wtrącę, że szanuję Kościół, a tutaj wyśmiałem tylko tego konkretnego księdza).
Cała sprawa rozwiązała się sama, tej lasce też było z tym ciężko, rozstaliśmy się wszyscy troje, a ona wyjechała za granicę. Ona była chyba nimfomanką, potem się okazało, że wcześniej lub później spała z większością moich kolegów. Ale bardzo miło ją wspominam, wciąż darzę szacunkiem, i pozwoliłem sobie opowiedzieć tę hisotrię nie dlatego, żeby ją wyśmiać, ale dlatego, że wiem, że nie pogniewała by się o to.
* * *
Jeszcze inną miałem dziewczynę, która też miała innego chłopaka, ale to już było zupełnie inaczej. Miałem takiego ziomka, u którego bardzo lubiłem spędzać czas. Czasem były tam popijawy, czasem maratony oglądania seriali przy trawce, ale mogłem też po prostu wpaść sobie porysować czy popisać, i nikt na to nie zwracał uwagi. No i wpadłem kiedyś do niego posiedzieć, po dłuższej nieobecności, a on gdzieś musiał wyjść, więc zostałem sam w jego pokoju. No i siedzę sobie, zjarałem się, zacząłem rysować. A tu nagle drzwi się otwierają, wchodzi dziewczę: kręcone blond włosy falami opadają na ramiona, niebieskie oczy zdziwione moją obecnością, ustka rozchylone. No, anioł po prostu. Jeszcze w koszuli nocnej była, czy w czymś takim zwiewnym, w czym się śpi.
- O, sory, jest Krzysiek? - zapytała, a ja ledwie wydusiłem, że - eee, no, nie, nie ma. Popatrzyła chwilę, uśmiechnęła się, i zniknęła.
Potem jak ziomek (Krzysiek) wrócił, to się z nią (już ubraną w dzienne ciuchy), oficjalnie poznałem. Coś tam pogadaliśmy, zapytała, co tam rysowałem, tyle. Tego ziomka potem wypytałem oczywiście, co to za anioł. Okazało się, że to jego nowa współlokatorka, spoko laska, jara i pije, no i wprowadziła się z chłopakiem. A, z chłopakiem, pomyślałem sobie, i olałem temat.
Ale jakoś częściej bywałem u tego ziomka, z nim to też było dużo przygód, ale to innym razem. Ten ziomek też miał znajomych z bardzo różnych kręgów, przychodzili do niego i studenci, i kuce, i dresy, i karki-ochroniarze. I wszyscy oni smalili cholewki do tego aniołka. Ona ich tam pewnie kokietowała, ale jak ja przychodziłem, to zaraz siadała przy mnie i się pytała, co tam narysowałem nowego, albo żebym jej coś opowiedział.
A, zapomniałem o tym jej chłopaku. On był ultra-wierzący, nie pił w ogóle alkoholu, ani nie brał żadnych używek. On siedział w pokoju przed kompem, książkami czy konsolą, a my w kuchni albo pokoju tego mojego ziomka. My, czyli ja, aniołek, a-----l, ziomek, blanty i zgraja absztyfikantów. Ja się do niej nie zalecałem, to znaczy miło mi się rozmawiało i nie unikałem rozmowy, ale nie przynosiłem jej jakichś prezentów, nie zgrywałem piosenek, nie zapraszałem na imprezy (a tak robili ci pozostali). Tu wam udzielę dobrej rady, stulejarze, której zresztą często udziela się na mirkoblogu - nie ma się co na siłę starać o dziewczynę, czasem lepiej być zimnym i obojętnym, i wtedy dopiero zaczyna jej zależeć.
No ale dobra, jakoś tak coraz lepiej nam się rozmawiało, coraz częściej zostawaliśmy gdzieś sami albo z boku, zaczęliśmy się umawiać w dni, kiedy nie było tak dużo tych gości. W końcu dochodziło do tego, że my się całowaliśmy i obściskiwaliśmy w kuchni, a ten jej chłopak pisał jej zza ściany smsy, kiedy przyjdzie spać. Później to już w ogóle to było nie do uwierzenia, my się szliśmy razem kąpać do łazienki, figlujemy sobie w wannie, a nagle słyszymy, że ten jej chłopak wychodzi do kuchni zrobić sobie kanapkę. Więc my cichutko, on tam sobie sięgał do lodóweczki, wracał przed komputer do swoich zajęć, a my do swoich. Maskara, aż się zaczerwieniłem, jak to piszę.
Ona mi mówiła, że już zrywa z tym chłopakiem, że nic ich już nie łączy, że tylko mieszkają ze sobą. Wtedy w to wierzyłem, dzisiaj myślę, że laski zawsze tak mówią, jak zdradzają swoich chłopaków. Pewnego razu ten chłopak przeczytał w jej telefonie wszystkie moje sms-y. Ona mi pisze, że wtopa, że grubo, i pozamiatane, i że on chce mnie pobić. No to jej mówię, że spoko, że się nie boję (duży nie był), ale że jako wierzący chrześcijanin nie powinien tak postępować. Ona mu to powtórzyła, i on się tym przejął, i wziął sobie do serca. Odwiedzałem ją więc dalej, ze dwa razy się spotkałem z tym typem, podał mi dłoń z zimnym wzrokiem i grobową miną, ale nie powiedział nic, i wszystko toczyło się po staremu. Sam już nie wiem, które z naszej trójki było bardziej zakręcone, ona, ja, czy on.
Ale taki super bezpieczny w tym romansie nie byłem, bo byli przecież ci inni amanci. O ile kuc i student próbowali mnie zmiażdżyć na płaszczyźnie intelektualnej, (gdzie, nie uznajcie tego za pychę, nie mieli szans), to już dres i kark-ochroniarz, jak popili, stawali się groźni. Parę razy było gorąco, ale na szczęście dla mnie ten mój ziomek miał dużą charyzmę i potrafił ostudzić ich emocje.
Długie to już, pewnie się zastanawiacie, jak to się skończyło. Wpsominałem, że ta laska piła i jarała, ona cały czas piła. W sumie każde nasze spotkanie, jakie pamiętam, łaczyło się ze spożywaniem alkoholu. Początkowo nie zwracałem na to uwagi, z czasem zaczęło mi trochę przeszkadzać. Ja mam słabość do alkoholu, i chciałem to trochę przystopować, ogarnąć studia, a z taką dziewczyną to strasznie ciężko się to udawało. Ostatnie nasze bliskie spotkanie wyglądało tak, że byłem u niej na noc, jej chłopak gdzieś wtedy wyjechał. Wieczorem standardowo wypiliśmy parę piwek, budzimy się rano, jak to młodzi kochankowie, takie wybudzanie trwa ładnych parę godzin. W końcu wstajemy, i pada propozycja, że może by coś wypić. To było około godziny 11, a ten aniołek miał 19 lat, zapomniałem o tym wspomnieć. Mówię, że spoko, mogę skoczyć po browary, a ona na to, że ma ochotę na wódkę. Ok, poszedłem do sklepu, sobie wziąłem 2 piwka, jej pół litra. O---------a to pół litra sama, do godziny 13. Zwlokłem jej bezwładne ciało z kuchennej podłogi, i jakoś ułożyłem do łóżka. Popatrzyłem na śpiącego, naprutego aniołka, wziąłem głęboki oddech, włożyłem ręce do kieszeni, i wyszedłem.
* * *
Chyba tyle, coraz dłuższe te opowieści. Było jeszcze kilka tych dziewczyn, ale nie takich wyjątkowych (prócz tych stałych, o których obiecałem nie wspominać). Ze dwa razy pchały mi się w ramiona dziewczyny moich kumpli, ale nigdy nie uległem.
Udzielałem też swego czasu korepetycji, ale tam też trzymałem się zasad. Jedną taką dziewczynę uczyłem, też w czasach tego pokoju z różowym grafem ewolucji na ścianie. Była taka ezoteryczna, o bardzo delikatnej urodzie. Z każdą kolejną lekcją przychodziła coraz bardziej wydekoltowana. I na każdej lekcji wypadał jej długopis, i pochylała się w moją stronę, żeby go podnieść, i ten dekolt jej się rozchylał, a ona nie patrzyła wcale na ten upadnięty długopis, tylko na mnie. Ja p------ę, udawałem, że tego nie widzę, ona miała chyba z 16 lat.
Trochę iskrzyło z taką starszą uczennicą, ona już była w klasie maturalnej. Chciała, żebyśmy w ogóle się nie uczyli, tylko ona mi będzie dawać kasę i sobie iść, a ja będę ściemniał jej mamie, że się uczyliśmy. Oczywiście nie zgodziłem się na taki wałek. No ale uczyć się nie chciała, więc odrabialiśmy na szybko prace domowe, wbijałem jej do głowy najważniejsze rzeczy na sprawdzian, a kasy nie brałem, albo kupowaliśmy za nie browary. Fajnie się spędzało z nią czas na tych niby-lekcjach, ale w międzyczasie - w sumie też przez korepetycje - wyswatano mnie z inną dziewczyną, która była warta tego, żeby rzucić wszystkie pozostałe, i tak też zrobiłem.
Ech, dobra, o tych nie miałem pisać, dość już. @Dziewczyny: żeby nie było, nigdy żadnej z was nie zdradziłem, a jeśli komuś przyprawiłem rogi, to prawdopodobnie nie ja pierwszy, i nie ostatni. @Chłopaki: jak widzicie, poezja, rysowanie obrazków i czytanie książek wcale nie są pedalskie, i czasem nie tylko siłownią i drogimi samochodami można kogoś zauroczyć. Powodzenia:)
Na dłuższą metę to chyba nikt by tak nie wytrzymał w dłuższym związku, zaczęło mi być z tym źle. Zakochałem się po uszy, co było problemem, bo umawialiśmy się, że spróbujemy bez takich głębszych uczuć. Chodziłem struty, nie wiedziałem co zrobić, najlepiej byłoby chyba to skończyć, ale nie potrafiłem.
@jankotron: Jakbym czytał o sobie i swojej przygodzie jeszcze sprzed 2 miesięcy. W sumie to mnie od początku to gryzło ale im dłużej trwało tym więcej do niej czułem i szlak mnie chciał trafić. Ogólnie dziewczyna sama mówiła, że jest nimfomanką i bi i chyba na poważnie proponowała mi trójkąta z inną. No tak więc ja chciałem normalnego związku, a ona chyba tylko dobrej zabawy i w sumie do dzisiaj mnie to gryzie, że nie wyszło bo emocje już opadły ale szacunku i uczucia raczej do niej nie straciłem i podejrzewam, że gdyby dzisiaj zmieniła zdanie to szybko(pokazałbym brak szacunku do siebie...) sięgnąłbym pamięcią i niczym w piosence:
@jankotron: z czego dawałeś korepetycje i ile miałeś wtedy lat? Świetnie się to czyta, ale zapewne bardziej ze względu na to, że prowadziłeś/prowadzisz bardzo barwne życie, niż z powodu twojego talentu do pisania. Chociaż i tego trudno ci odmówić ;d
Jest taka książka Arkadego Fiedlera, "Kobiety mojej młodości". Jeśli ktoś nie wie, to Fiedler był podróżnikiem, i pisał książki o Amazonii, zwierzętach w dżungli i innych takich. Ta książka jest wyjątkowa, bo opisał w niej swoje miłosne przygody z laskami z różnych krajów, plemion i kultur, bo takim podróżnikom często się zdarza, że ktoś im podaruje żonę, albo sprzeda córkę za garść paciorków. Dziś zrobię coś podobnego, czyli napiszę trochę o różnych dziewczynach, jakie spotkałem w życiu. Uprzedzam, że nie będę nic pisał o tych, z którymi byłem długo, i które w sumie do dziś na swój sposób kocham.
Lepiej, żeby mój różowy pasek tego nie czytał:)
* * *
Taki poeta, Jan Riesenkampf, napisał kiedyś:
"Nic tak nie dzieli mężczyzn jak poezja. Nie pieniądze, nie stołki, nie d--y."
Ja to sobie sparafrazowałem, i mówiłem, że nic tak nie kręci kobiet jak komiksy. Nie pieniądze, nie stołki, nie auta. Dziś wiem, że po prostu różne kobiety kręcą różne rzeczy, ale wierzcie mi, że tych dających się wyrwać na ładne rysunki, ciekawe opowieści, wiersze, komiksy i piosenki jest całkiem sporo.
Poszliśmy raz z ziomkiem na imprezkę, na sąsiednie osiedle, do takiego innego ziomka (którego ja znałem mało, bo był bardziej ziomkiem tego mojego ziomka, niż moim). Na początku była to samcza impreza, popijałem piwko, ktoś tam wódeczkę. W kuchni paliliśmy h-----z z rozgrzanych noży, i wtedy właśnie przyszli nowi goście, wraz z nimi dziewczyny, koleżanki ziomków tego ziomka mojego ziomka. Była wśród nich taka małolata, wyzywająco ubrana, z odsłoniętym ramieniem, upiętymi włosami, dużymi oczami. Zwróciłem na nią uwagę, ale ja nie jestem jakiś podrywacz, tylko po prostu zwróciłem uwagę tak, jak się ogólnie zwraca uwagę na ładne rzeczy. Ona weszła do tej kuchni z tymi nowymi imprezowiczami, a my tego h------u nie mieliśmy za dużo, więc trochę ich spławiliśmy. Ona powiedziała coś głupiego, i mój ziomek ją wyśmiał głośno. Ta odpowiedziała, "nie myślcie sobie, że jestem osobą niemyślącą, jestem osobą myślącą" i coś tam dalej. Nie słuchałem dalej, z góry sklasyfikowałem ją (sorry, tak się czasami robi, jak jest za dużo ludzi do ogarnięcia)jako słodką idiotkę, i nie zwracałem na nią więcej uwagi. Poza tym była ze swoim chłopakiem, taki z metra cięty, niższy ode mnie, ale dużo szerszy, pewnie r------ł by mnie trzema strzałami.
Następnego dnia po południu te ziomki mojego ziomka postanowili mnie odwiedzić, bo, jak już pisałem, mieszkaliśmy na sąsiednich osiedlach. Była z nimi ta laska ze swoim chłopakiem. Ja miałem wtedy na ścianie w pokoju takie malowidło/grafikę. To znaczy to było coś takiego, że przez trzy ściany narysowałem sobie różową farbą drzewo ewolucyjne strunowców. Tak równiutko, geometrycznie, bardziej był to taki wykres jak z podręcznika do biologii. Na osi pionowej były epoki, a kolejne, rozgałęziające się pasy symbolizowały poszczególne grupy zwierząt. Ładnie było widać, jak np. na wysokości Permu wiele gałęzi się urywało (wymieranie permskie), albo jak np. po wymieraniu kredowym z dość szerokiej gałęzi teropodów zostaje cienka niteczka, która potem rozkwita w szeroką wstęgę ptaków, aż do sufitu. I były tam czarną farbą łacińskie nazwy tych wszystkich grup zwierząt. Tego malowidła było mi najbardziej szkoda, jak się wyprowadzałem z tego mieszkania.
No ale dobra, wracamy do historii. Jak ta laska zobaczyła te ładne ściany, to aż się prawie rozpłynęła. Bo okazało się, że ona jest artystką, i uczy się w liceum plastycznym. Non stop patrzyła się na mnie słodko tymi wielkimi oczami, zakładała nogę na nogę tak, żeby było jej widać majtki. Jak ten jej fagas wychodził do ubikacji (bo piliśmy browary, więc często wychodził), to wstawała, niby że ją zainteresowała jakaś książka na półce, czy coś, i ocierała się o mnie udami. No ale nic, popiliśmy piwek do wieczora, zrobiliśmy jeszcze spacer, oni poszli do siebie, ja do siebie. Patrzę, a ona zostawiła swój piórnik (bo rano miała iść do tej swojej plastycznej szkoły).
O piątej rano budzi mnie dzwonek do drzwi - patrzę, ona. Mówi, że zapomniała piórnika, a właśnie idzie do szkoły. Spoko, idę po piórnik, a ona mówi, że w sumie szkołę ma na ósmą dopiero, więc czy by mogła posiedzieć do siódmej. Nie ma problemu - odpowiadam. Siedzimy, ale gadka się nie klei, no to mówię - to może skoczymy po browary? Zgodziła się, i poszliśmy o tej piątej rano po piwka, i wróciliśmy do mnie.
Jak się pewnie domyślacie, do szkoły nie poszła. Spędziliśmy upojny dzień, trochę w łóżku, trochę w łazience. Ten ziomek mojego ziomka (kolega jej chłopaka), dzwonił do mnie koło południa, pytał, czy była po piórnik. (Ona swój telefon wyłączyła). Głupio mi było, no ale co miałem powiedzieć, uspokoiłem oddech, jakoś się od niej odsunąłem, żeby mi nie chichotała do słuchawki, i mówię, że, no, była. Była i poszła. Gdzie? No, do szkoły. Potem dzwonił sam ten jej chłopak, że jej w szkole nie było, czy nie wiem, co się z nią dzieje. No ale mówię, że nie mam pojęcia, była, wzięła piórnik, i poszła. Bo już się wcześniej z nią umówiłem, że to tylko przygoda, ona chciała być z tym swoim chłopakiem. Naprawdę poszła dopiero o 17, i tak jak się umawialiśmy, nie zobaczyliśmy się nigdy więcej.
* * *
Inna dziewczyna to była jeszcze wcześniej. Z nią była ciekawa historia, bo ona miała prócz mnie drugiego chłopaka, ale obaj o sobie wiedzieliśmy i akceptowaliśmy to. To było jakieś pół roku po tym bieluniu, ja już wtedy wracałem powoli do życia towarzyskiego, i musiałem zmienić mieszkanie, bo tamte dziewczyny co z nimi mieszkałem na bieluniu strasznie mnie zjebywały za każdego kolegę, p--o i blanta. (Potem do nich wróciłem, i mieszkaliśmy bardzo długo razem, ale to inna historia). No i zamieszkałem z takimi dwoma ziomkami, trochę na przyczepkę, w jednym pokoju. Oni mieli takie duże, dwuosobowe wersalki, a ja sobie skombinowałem taki lichy, jednoosobowy materac. Oni się ze mnie podśmiewali z tego materaca, że nawet nie mam gdzie jakiejś laski zaprosić. Do czasu.
Ta dziewczyna to była taka z klimatów Gniewka, nie że oszustka, ale z twardym charakterem, przywykła do życia na krawędzi, d---i, wielodniowe imprezy, podróże. Była bardzo szczupła, ciut wyższa ode mnie, miała zawadiacką, czarną czuprynę, trochę piegów, duże oczy. Taka jak z mangi trochę. No i przychodziła na tę moją nową chatę czasem, sam już nie wiem, czyją była najpierw znajomą, aha, już chyba wiem, chyba takiej pankówy, co z nami tam mieszkała w innym pokoju. No i jakoś tak podczas tych wspólnych imprez, i później posiadówek w kuchni (ja miałem wtedy mocny łeb, ona też, więc siedzieliśmy zawsze najdłużej), jakoś tak wykwitł między nami ten romans.
Jak ona zaczęła ze mną sypiać, na tym lichym, jednoosobowym materacu, to te ziomki, co ze mną mieszkały na tych szerokich wersalkach, zgrzytały zębami z zazdrości. Bo ona się tam wszystkim podobała, i jeden jej nawet kupił szalik, a ona tego samego dnia pierwszy raz spała ze mną. I jemu było strasznie żal, ale go potem przeprosiliśmy, i potem zawsze go swatałem ze swoimi koleżankami, żeby mi wybaczył tamto faux-pas.
Jak już wspomniałem, ona miała drugiego chłopaka, którego też znałem i się z nim kolegowałem. Śmieszne to było, jak ja dzwoniłem do niej i mówiłem, że może się spotkamy o 19, a ona mówiła, że sorry, ale o 18 ma randkę z Robertem, więc może koło jakiejś 22. Czasem też spotykaliśmy się gdzieś razem we trójkę, jak Robert gdzieś odchodził, to ja się z nią obściskiwałem, a jak ja odchodziłem, to pewnie on. Ale to dziś wydaje mi się głupie:)
Na dłuższą metę to chyba nikt by tak nie wytrzymał w dłuższym związku, zaczęło mi być z tym źle. Zakochałem się po uszy, co było problemem, bo umawialiśmy się, że spróbujemy bez takich głębszych uczuć. Chodziłem struty, nie wiedziałem co zrobić, najlepiej byłoby chyba to skończyć, ale nie potrafiłem. Postanowiłem iść po pomoc do spowiedzi.
Wtedy byłem niewierzący, w Kościele nie było mnie chyba od pierwszej klasy ogólniaka (prócz wiadomo jakichś ślubów czy pogrzebów). Nie chciałem się spowiadać, ale tak jak na filmach, iść do konfesjonału i pogadać. No i zaczynam mówić temu księdzu, co i jak, ale ten mi przerywa, że muszą być formułki. No to przypomniałem sobie trochę z podbazy, i zrobiłem taką spowiedź w miarę zgodnie z regułami. I na koniec opowiadam o tej sytuacji, że jest taka dziewczyna, że wciąż o niej myślę, że na niczym się nie mogę skupić, że między nami już coś jest, ale że nie do końca dobrze się z tym czuję, i tak dalej, i tak dalej. A ten stary dziad - wyobraźcie sobie - zaczyna się mnie podpytywać. A jak o niej myślisz, to co myślisz? A jak sobie wyobrażasz, to co sobie wyobrażasz? A jak się spotykacie, to co robicie? I inne takie. Jak się zorientowałem, o co mu chodzi, to wybuchnąłem śmiechem. Całe te moje wielkie problemy prysnęły jak mydlana bańka. Czym ja się martwiłem, byłem młody, zdrowy, kręciłem się ze świetną dziewczyną, podczas gdy niektórzy siedzieli cały dzień w jakimś drewnianym pudle i ich życie seksualne ograniczało się do walenia konia pod opowieści spowiedników. Wstałem uzdrowiony (dzięki, Boże!), pocałowałem z uśmiechem tę stułę, i wyszedłem zupełnie już się nie martwiąc. (Jeszcze wtrącę, że szanuję Kościół, a tutaj wyśmiałem tylko tego konkretnego księdza).
Cała sprawa rozwiązała się sama, tej lasce też było z tym ciężko, rozstaliśmy się wszyscy troje, a ona wyjechała za granicę. Ona była chyba nimfomanką, potem się okazało, że wcześniej lub później spała z większością moich kolegów. Ale bardzo miło ją wspominam, wciąż darzę szacunkiem, i pozwoliłem sobie opowiedzieć tę hisotrię nie dlatego, żeby ją wyśmiać, ale dlatego, że wiem, że nie pogniewała by się o to.
* * *
Jeszcze inną miałem dziewczynę, która też miała innego chłopaka, ale to już było zupełnie inaczej. Miałem takiego ziomka, u którego bardzo lubiłem spędzać czas. Czasem były tam popijawy, czasem maratony oglądania seriali przy trawce, ale mogłem też po prostu wpaść sobie porysować czy popisać, i nikt na to nie zwracał uwagi. No i wpadłem kiedyś do niego posiedzieć, po dłuższej nieobecności, a on gdzieś musiał wyjść, więc zostałem sam w jego pokoju. No i siedzę sobie, zjarałem się, zacząłem rysować. A tu nagle drzwi się otwierają, wchodzi dziewczę: kręcone blond włosy falami opadają na ramiona, niebieskie oczy zdziwione moją obecnością, ustka rozchylone. No, anioł po prostu. Jeszcze w koszuli nocnej była, czy w czymś takim zwiewnym, w czym się śpi.
- O, sory, jest Krzysiek? - zapytała, a ja ledwie wydusiłem, że - eee, no, nie, nie ma. Popatrzyła chwilę, uśmiechnęła się, i zniknęła.
Potem jak ziomek (Krzysiek) wrócił, to się z nią (już ubraną w dzienne ciuchy), oficjalnie poznałem. Coś tam pogadaliśmy, zapytała, co tam rysowałem, tyle. Tego ziomka potem wypytałem oczywiście, co to za anioł. Okazało się, że to jego nowa współlokatorka, spoko laska, jara i pije, no i wprowadziła się z chłopakiem. A, z chłopakiem, pomyślałem sobie, i olałem temat.
Ale jakoś częściej bywałem u tego ziomka, z nim to też było dużo przygód, ale to innym razem. Ten ziomek też miał znajomych z bardzo różnych kręgów, przychodzili do niego i studenci, i kuce, i dresy, i karki-ochroniarze. I wszyscy oni smalili cholewki do tego aniołka. Ona ich tam pewnie kokietowała, ale jak ja przychodziłem, to zaraz siadała przy mnie i się pytała, co tam narysowałem nowego, albo żebym jej coś opowiedział.
A, zapomniałem o tym jej chłopaku. On był ultra-wierzący, nie pił w ogóle alkoholu, ani nie brał żadnych używek. On siedział w pokoju przed kompem, książkami czy konsolą, a my w kuchni albo pokoju tego mojego ziomka. My, czyli ja, aniołek, a-----l, ziomek, blanty i zgraja absztyfikantów. Ja się do niej nie zalecałem, to znaczy miło mi się rozmawiało i nie unikałem rozmowy, ale nie przynosiłem jej jakichś prezentów, nie zgrywałem piosenek, nie zapraszałem na imprezy (a tak robili ci pozostali). Tu wam udzielę dobrej rady, stulejarze, której zresztą często udziela się na mirkoblogu - nie ma się co na siłę starać o dziewczynę, czasem lepiej być zimnym i obojętnym, i wtedy dopiero zaczyna jej zależeć.
No ale dobra, jakoś tak coraz lepiej nam się rozmawiało, coraz częściej zostawaliśmy gdzieś sami albo z boku, zaczęliśmy się umawiać w dni, kiedy nie było tak dużo tych gości. W końcu dochodziło do tego, że my się całowaliśmy i obściskiwaliśmy w kuchni, a ten jej chłopak pisał jej zza ściany smsy, kiedy przyjdzie spać. Później to już w ogóle to było nie do uwierzenia, my się szliśmy razem kąpać do łazienki, figlujemy sobie w wannie, a nagle słyszymy, że ten jej chłopak wychodzi do kuchni zrobić sobie kanapkę. Więc my cichutko, on tam sobie sięgał do lodóweczki, wracał przed komputer do swoich zajęć, a my do swoich. Maskara, aż się zaczerwieniłem, jak to piszę.
Ona mi mówiła, że już zrywa z tym chłopakiem, że nic ich już nie łączy, że tylko mieszkają ze sobą. Wtedy w to wierzyłem, dzisiaj myślę, że laski zawsze tak mówią, jak zdradzają swoich chłopaków. Pewnego razu ten chłopak przeczytał w jej telefonie wszystkie moje sms-y. Ona mi pisze, że wtopa, że grubo, i pozamiatane, i że on chce mnie pobić. No to jej mówię, że spoko, że się nie boję (duży nie był), ale że jako wierzący chrześcijanin nie powinien tak postępować. Ona mu to powtórzyła, i on się tym przejął, i wziął sobie do serca. Odwiedzałem ją więc dalej, ze dwa razy się spotkałem z tym typem, podał mi dłoń z zimnym wzrokiem i grobową miną, ale nie powiedział nic, i wszystko toczyło się po staremu. Sam już nie wiem, które z naszej trójki było bardziej zakręcone, ona, ja, czy on.
Ale taki super bezpieczny w tym romansie nie byłem, bo byli przecież ci inni amanci. O ile kuc i student próbowali mnie zmiażdżyć na płaszczyźnie intelektualnej, (gdzie, nie uznajcie tego za pychę, nie mieli szans), to już dres i kark-ochroniarz, jak popili, stawali się groźni. Parę razy było gorąco, ale na szczęście dla mnie ten mój ziomek miał dużą charyzmę i potrafił ostudzić ich emocje.
Długie to już, pewnie się zastanawiacie, jak to się skończyło. Wpsominałem, że ta laska piła i jarała, ona cały czas piła. W sumie każde nasze spotkanie, jakie pamiętam, łaczyło się ze spożywaniem alkoholu. Początkowo nie zwracałem na to uwagi, z czasem zaczęło mi trochę przeszkadzać. Ja mam słabość do alkoholu, i chciałem to trochę przystopować, ogarnąć studia, a z taką dziewczyną to strasznie ciężko się to udawało. Ostatnie nasze bliskie spotkanie wyglądało tak, że byłem u niej na noc, jej chłopak gdzieś wtedy wyjechał. Wieczorem standardowo wypiliśmy parę piwek, budzimy się rano, jak to młodzi kochankowie, takie wybudzanie trwa ładnych parę godzin. W końcu wstajemy, i pada propozycja, że może by coś wypić. To było około godziny 11, a ten aniołek miał 19 lat, zapomniałem o tym wspomnieć. Mówię, że spoko, mogę skoczyć po browary, a ona na to, że ma ochotę na wódkę. Ok, poszedłem do sklepu, sobie wziąłem 2 piwka, jej pół litra. O---------a to pół litra sama, do godziny 13. Zwlokłem jej bezwładne ciało z kuchennej podłogi, i jakoś ułożyłem do łóżka. Popatrzyłem na śpiącego, naprutego aniołka, wziąłem głęboki oddech, włożyłem ręce do kieszeni, i wyszedłem.
* * *
Chyba tyle, coraz dłuższe te opowieści. Było jeszcze kilka tych dziewczyn, ale nie takich wyjątkowych (prócz tych stałych, o których obiecałem nie wspominać). Ze dwa razy pchały mi się w ramiona dziewczyny moich kumpli, ale nigdy nie uległem.
Udzielałem też swego czasu korepetycji, ale tam też trzymałem się zasad. Jedną taką dziewczynę uczyłem, też w czasach tego pokoju z różowym grafem ewolucji na ścianie. Była taka ezoteryczna, o bardzo delikatnej urodzie. Z każdą kolejną lekcją przychodziła coraz bardziej wydekoltowana. I na każdej lekcji wypadał jej długopis, i pochylała się w moją stronę, żeby go podnieść, i ten dekolt jej się rozchylał, a ona nie patrzyła wcale na ten upadnięty długopis, tylko na mnie. Ja p------ę, udawałem, że tego nie widzę, ona miała chyba z 16 lat.
Trochę iskrzyło z taką starszą uczennicą, ona już była w klasie maturalnej. Chciała, żebyśmy w ogóle się nie uczyli, tylko ona mi będzie dawać kasę i sobie iść, a ja będę ściemniał jej mamie, że się uczyliśmy. Oczywiście nie zgodziłem się na taki wałek. No ale uczyć się nie chciała, więc odrabialiśmy na szybko prace domowe, wbijałem jej do głowy najważniejsze rzeczy na sprawdzian, a kasy nie brałem, albo kupowaliśmy za nie browary. Fajnie się spędzało z nią czas na tych niby-lekcjach, ale w międzyczasie - w sumie też przez korepetycje - wyswatano mnie z inną dziewczyną, która była warta tego, żeby rzucić wszystkie pozostałe, i tak też zrobiłem.
Ech, dobra, o tych nie miałem pisać, dość już. @Dziewczyny: żeby nie było, nigdy żadnej z was nie zdradziłem, a jeśli komuś przyprawiłem rogi, to prawdopodobnie nie ja pierwszy, i nie ostatni. @Chłopaki: jak widzicie, poezja, rysowanie obrazków i czytanie książek wcale nie są pedalskie, i czasem nie tylko siłownią i drogimi samochodami można kogoś zauroczyć. Powodzenia:)
* * *
wyprawa w góry: http://www.wykop.pl/wpis/7827520/jankostory-truestory-gory-survival-wyprawa-narkoty/19465290/#comment-19465290
rowerem po alku: http://www.wykop.pl/wpis/7820778/jankostory-truestory-policja-wolontariat-rower-no-/
gniewko: http://www.wykop.pl/wpis/7799596/jeszcze-jedno-kulsotry-wam-dzis-opowiem-najpierw-t/
wioletka: http://www.wykop.pl/wpis/7805506/przypomnialem-sobie-jeszcze-jedna-ciekawa-historyj/
bieluń: http://www.wykop.pl/wpis/7797894/dobra-jeszcze-jedna-coolstory-drugstory-truestory-/
tabletki od nieznajomego w pociągu: http://www.wykop.pl/wpis/7796950/opowiem-wam-coolstory-troche-jak-kiedys-wzielem-od/
Wolę robić coś innego i łudzić się, że kiedyś na jakąś normalną trafię ;p
@jankotron: Powiem Ci że bardzo przyjemnie się czyta Twoje historie
@jankotron: wow, szacun dla gościa
@jankotron: Jakbym czytał o sobie i swojej przygodzie jeszcze sprzed 2 miesięcy. W sumie to mnie od początku to gryzło ale im dłużej trwało tym więcej do niej czułem i szlak mnie chciał trafić. Ogólnie dziewczyna sama mówiła, że jest nimfomanką i bi i chyba na poważnie proponowała mi trójkąta z inną. No tak więc ja chciałem normalnego związku, a ona chyba tylko dobrej zabawy i w sumie do dzisiaj mnie to gryzie, że nie wyszło bo emocje już opadły ale szacunku i uczucia raczej do niej nie straciłem i podejrzewam, że gdyby dzisiaj zmieniła zdanie to szybko(pokazałbym brak szacunku do siebie...) sięgnąłbym pamięcią i niczym w piosence:
"Ale któregoś pięknego