Wpis z mikrobloga

#muzyka #godelpoleca #dekadawmuzyce #soul #funk

Thundercat & Tame Impala - No More Lies

mamy to.
oto minęło kolejne pół roku.
może nie jak w mordę strzelił ale schemat podtrzymany, bo znowu jakiś wewnętrzny i podstępny głos każe mi stracić nieco czasu właśnie w tak kompromitujący sposób.

główkowałem chwilę co chciałbym po tym czasie wrzucić, bo wcześniejsze wrzutki wchodziły na ruszt bez chrumknięcia, były na czasie, były aktualne i mocno przyziemne.
ja dobrze wiem, że brat summer is still rolling (jakby ktoś miał wątpliwości, bo ja po 20 przesłuchaniach już nie mam), tylor swift daje coraz więcej powodów by mieć ją za parszywą kreaturę, a Billie Eilish jako trzecia droga, paradoksalnie, wciąż czeka na swój wielki moment.

i tak dalej główkuje... główkuje gdzie tu szukać satysfakcjonujących odpowiedzi? co mamy począć my, zwykli ludzie, narzekający na upały, ceny nieruchomości i odnajdujący stabilizację w chwilowych przyjemnościach? co mamy zrobić jak nam cieknie piana z pyska i czujemy, że zawaliła nam się cywilizacja, bo po raz sześćsetny ktoś nawiązał podczas wielkiej ceremonii do słynnego obrazu, jeszcze bardziej słynnego artysty-homoseksualisty?
co zrobić gdy nie potrafimy zdefiniować normalności, ale mamy przeświadczenie, że na każdym kroku chce się nam ją zredefiniować?
i czemu wszyscy wokół biegają, ale nikt nie porusza się o krok?

ok, ale jak to połamane p---------e powyżej ma się do wydanego rok temu No More Lies?
nijak, po prostu lubię słuchać muzyki. robię to odkąd pamiętam i tak mi już zostało (mama miała rację - nie rób tak bo ci zostanie).
moment gdy człowiek decyduje się włożyć słuchawki, odpalić jakikolwiek sprzęt grający to jedyna odpowiedź na jaką mnie dzisiaj stać (fuck it Dude, lets go bowling). a przy dzisiejszym kawałku czuje się jeszcze głupszy i bezużyteczny, bo to prawdopodobnie najlepsza rzecz jaką tych dwóch gamoni nagrało (patrząc solowo, ficzuringowo, zespołowo i z osobna). a żeby być w klimacie Thunderactowskich fanaberii - to jak fuzja Goku z Vegetą, jak Kaz Bałagane i Belmondo na debiucie, jak McCartney i Lenn...
czyste, godelkowe 10/10 - a moment gdy koci-bass na moment zwalnia i Parker wchodzi z tym swoim nosowym falsetem na wysokości drugiej minuty, przy akompaniamencie kapiących syntezatorów, to jeden z rzadkich momentów gdy autentycznie czuję się emocjonalnie nagi, wskroś poruszony i mam kluchę w muzycznym gardle.

cieszymy się niezmiernie, że w końcu mamy Lennona, który nie uderzył żony (potrzebne źródło), i który raczej nie chciałby skończyć w mauzoleum (chociaż kto wie?), no ale mógłby chłop już wydać ten kolejny album...

KurtGodel - #muzyka #godelpoleca #dekadawmuzyce #soul #funk

Thundercat & Tame Impala...
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach