Wpis z mikrobloga

@silentpl: night markety i żarcie było najlepsze ( ͡° ͜ʖ ͡°) pamiętam, że wat arun zrobił na mnie dość duże wrażenie, leżący budda też spoko, china town też fajnie wspominam. Dużo radości też dało mi po prostu połazić bez celu po tym mieście, mimo wszystko wieczorem zajrzeć na soi cowboy, wejść do jakiejś losowej knajpki na ulicy tak po prostu sobie pobyć tam
  • Odpowiedz
@silentpl: Ja lubię Bangkok za wiele rzeczy . Jest to miasto, w którym łatwo można się poruszać transportem publicznym i nie musi być to uber, grab lub taksówka. Świetne jedzenie praktycznie na każdym rogu, na każdy budżet, o każdej porze i praktycznie jest to dowolna kuchnia jaką sobie wymarzysz. Może to być na przykład droższy japoński bufet Akiyoshi, tajskie owoce morza podane w specyficzny sposób na Jodd Fairs , czy też najlepsze moim zdaniem w całym Bangkoku khanom bueang, które dostaniesz na Talat Phlu (łatwo znaleźć miejsce bo całkiem niedaleko jest gigantyczny pomnik buddy zlokalizowany przy świątyni Wat Paknam Phasi Charoen)

Lubię Bangkok za to, że jest tam mimo wszystko sporo miejsc zielonych gdzie można bez problemu potrenować różne formy aktywności fizycznej. Tutaj polecam Teochew Park, do którego mam bardzo blisko jak jestem w stolicy, który jest może trochę creepy bo biegasz de facto po starym chińskim cmentarzu lub też ewentualnie Lumphini gdzie wieczorem też jest spoko a dodatkową atrakcją są warany.

Stolica Tajlandii to również miejsce gdzie znajdziemy sporo świątyń różnej maści – moją uwagę w tym mieście przykuły głównie świątynie buddyjskie i hinduistyczne. Oczywiście trudno nie wspomnieć o najważniejszych miejscach i pierwszy plan wysuwają się takie zabytki jak obecna na każdej tajskiej monecie Wat Arun, Pałac Królewski i Wat Phra Chetuphon czy położone kawałek dalej w Chinatown Wat Mankgon Kamalawat i Wat Traimit – pierwsze trzy można spokojnie obskoczyć za pomocą dwóch tramwajów wodnych a dostęp do dwóch pozostałych to też żadna filozofia wystarczy wsiąść w autobus nr 1 przy Wat Pho żeby wysiąść na którymś z dwóch przystanków w Chinatown (na przykład „i’m chinatown”). Chociaż ja osobiście polecam zobaczyć sobie Wat Arun z przeciwległego brzegu w nocy kiedy opadnie już kurz po tłumach białasów obserwujących zachód słońca nad tą świątynią z jednej z kilku restauracji, które są wtedy zapełnione niemiłosiernie. Notabene nocne oglądanie stolicy Tajlandii z perspektywy łodzi których jest od groma (polecam taki kurs z okolic Royal Orchid Sheraton na przykład realizowany za pomocą firmy „White Orchid” w połączeniu z jakimś bufetem to też fajna sprawa. Wracając do świątyń w stolicy – na szczęście jest ich na tyle dużo, że każdy coś dla siebie znajdzie i niekoniecznie muszą to być miejsca oblegane przez białasów – mi się w tym roku udało znaleźć fajną świątynię hinduistyczną poświęconą Rahu i Ganeśa i
  • Odpowiedz
@silentpl: mówią, ze to miasto się kocha albo nienawidzi. Jest na maksa chaotyczne i głośne, ale ja się zakochałam. Sam klimat, jedzenie, sympatyczność tajów. Nie wiem, może to też dlatego, że było to pierwsze miejsce w Azji, do którego trafiłam?
  • Odpowiedz
@silentpl: skybary albo infiniti pools - fajnie popatrzeć na miasto z góry, a przy okazji można się polenić nad basenem.

Ale ogólnie to lubię spacerować bez większego celu i tereny zielone, przy okazji odwiedzać kolejne knajpy.
  • Odpowiedz