Wpis z mikrobloga

Od ponad 2 lat miałam kota, który naprawdę wiele przeszedł. Jako kociak, Miniuch, został skopany przez kogoś i znaleziony przez moją kuzynkę podczas ulewy. Miał złamaną łapkę, złamaną przegrodę nosową i pewnie wiele innych obrażeń. Trafił do weta, łapa złożona na drucie, jednak w niczym mu nie przeszkadzała. Szalał za motylami, jaszczurkami i pozostałymi owadami, właził na drzewa i rządził pod balkonem. Zaskarbił sobie wszystkich. Później został pogryziony przez psa, moja Mama również na tym ucierpiała, Tata z Mamą do szpitala, ja z kotem do weta. Został ugryziony w ogon, było podejrzenie, że nerwy są uszkodzone i będzie trzeba mu go odciąć. Z tego też wyszedł cało, ogon mu został. Mama przez pewien czas jeździła na zastrzyki przeciw wściekliźnie, pies a tym bardziej właściciel nie został znaleziony. Miniuch dalej biegał po dworze, był zabierany na działkę. Gdy wracałam do domu a rodzice byli akurat w pracy, to kot witał mnie już w przedpokoju. W listopadzie ubiegłego roku zaginął. Wszyscy myśleliśmy, że wróci, przecież to kocur, nieważne, że wykastrowany. Zostały rozwieszone ogłoszenia, umieściliśmy ogłoszenie w Internecie, bez śladu. Snuliśmy wszystkie możliwe scenariusze, oprócz jednego, że ktoś nam go zabrał. Skąd wiem? Babka, która ukradła kota zadzwoniła do mojej Mamy, z numeru zastrzeżonego, poinformować ją i nas, że kot ma się dobrze, że ma lepiej u niej niż u nas. I tyle. Przez 5 miesięcy żyliśmy nadzieją, że jakoś Miniuch jej ucieknie, że wróci do nas. Parę dni temu babka znowu zadzwoniła do mojej Mamy, znowu z zastrzeżonego. Tym razem powiedziała, że kot zdechł. Jakim człowiekiem trzeba być, aby ukraść czyjegoś kota i informować poprzedniego właściciela co się z nim dzieje, skoro wokół błąka się tyle bezdomnych kociaków? Nie mogę tego pojąć.

tldr Historia mojego kota, którego ukradła babka i informowała mnie i moją rodzinę, co się z nim dzieje.

#sadstory #koty #ludziebezhonoru
MrsGreen - Od ponad 2 lat miałam kota, który naprawdę wiele przeszedł. Jako kociak, M...

źródło: comment_8jV9xr4WqZDFg60sqgoHjuRXYGZnNf15.jpg

Pobierz
  • 12
@MrsGreen: przeciez bylas u weta, zapisany byl u niego na Twoje nazwisko jako właściciel - pierwszy dowód na to, ze kot byl pod Wasza opieka. Pewnie książeczkę z kotem tez mialas i jego szczepienia gdzie widniał właściciel. Nawet jak ten pies pogryzł to chyba wypadało to zglosilisc na policję?
@funk: Pogryzienie przez psa było zgłoszone, straż miejska i policja szukali psa na nic się to stało. Teraz nie ma sensu gdybać co byśmy mogli zrobić, kota nic nam nie zwróci. Jedyne co to, to że jesteśmy bogatsi o kolejne doświadczenie.
@MrsGreen: No to pewnie w protokole bylo wpisane, ze kot tez ucierpiał w tym zdarzeniu, czyli dlaczego policja miałaby nie uwierzyć ze kot do Was nie należy?

Bogatsi w doświadczenie... No bo tak trudno pomyśleć logicznie. Pewnie zwierzaka bys miala jeszcze dobrych pare lat, no ale ktos ukradł to po co poszukac, mimo iż potencjalny złodziej/porywacz podał sie jak na talerzu.
@funk: Nie uwierzyliby, bo w notatce po moim zgłoszeniu straż miejska wpisała tylko bezpański pies błąka się po osiedlu. Cokolwiek mogło być zrobione tylko wtedy, gdyby pies i właściciel się znaleźli (informacja od weta), a ich nie odnaleziono (szukałam z rodzicami psa). Przyznaję Ci rację, że kradzież kota powinnam zgłosić na policję, ale sądziłam, że mnie wyśmieją, nie uwierzą mi i nie wierzyłam w ich możliwości.
@MrsGreen: kradzież kota powinnam zgłosić na policję, ale sądziłam, że mnie wyśmieją, nie uwierzą mi i nie wierzyłam w ich możliwości.

Zgłoś teraz. Po 1. możliwe że kot wcale nie zdechł, tylko pani pomyślała że to świetny sposób żebyście przestali myśleć o szukaniu go, pewnie ktoś ją uświadomił że kiedyś możecie pomyśleć o pójściu na policje. Po 2. Nawet jak serio zdechł, to dlaczego to ma znaczyć że złodziejka ma nie