Wpis z mikrobloga

Nie lubię jeździć kilkukrotnie tą samą drogą. Nawet gdy przechodzi przez dzikie lasy, które tak cenię.

Planując trasę, unikam miast, wsi, asfaltów. Staram się przenieść w miejsca w jak najmniejszym stopniu dotknięte przez człowieka.

Najpierw szukam rejonów, gdzie jest zielono. Potem szukam miast, przez które przebiegają linie kolejowe. Następnie przybliżam mapę i łączę te miasta, starając się wykorzystać jak najwięcej dróg nieutwardzonych.

Połączenie Piotrkowa Trybunalskiego ze Skarżyskiem-Kamienną zajęło mi ponad godzinę. Są to miasta na tyle duże, że spodziewałem się bezproblemowego znalezienia połączeń kolejowych. Dzięki temu nie będę musiał dostosowywać trasy do rozkładu jazdy.

W pociąg do Piotrkowa wsiadłem o 5:39 na dworcu Warszawa Centralna, a po godzinie i dwudziestu minutach byłem na starcie.

Przywitany zostaję deszczem, dość obfitym. Rękawiczki i spodnie są przemoczone, jeszcze nim opuszczę miasto. W Przygłowie postanawiam spróbować pojechać wzdłuż rzeki Luciąży. Dzięki wysokiemu poziomowi wód, zalanym łąkom i drodze przemoczone mam też buty. Jest to chwila, w której dalszy deszcz i kolejne kałuże przestają mieć znaczenie. Poddaję się uczuciu nieśmiertelności.

Kładąc się spać przed wyprawą, uświadomiłem sobie, że Małpi Most nad Pilicą przy obecnym poziomie wód nie będzie przejezdny. Pilicę przekraczam w Sulejowie, skąd kieruję się wzdłuż niej na południe.

Dłonie się trzymają. W stopy za zimno. Zatrzymuję się, by włożyć suche skarpety i foliowe worki. Pomagają na kilkadziesiąt kilometrów. Coraz głębsze kałuże i nieustający deszcz nie pozwoliły na żadną suchą nitkę.

Kolejne dziesiątki kilometrów przebiegają przez błota, powalone drzewa, strumienie, rzeki. Deszcz i każdorazowe wyciąganie telefonu schowanego w etui pod zabłoconą kurtką, by zrobić zdjęcia, skutecznie mnie zniechęcają do ich robienia. Widoki rozlewisk, leśnych dróg i bezdroży zostawiam dla siebie.

Nie sprawdzam, ile jeszcze drogi mi zostało i czy zdążę na pociąg. Staram się wydobyć z nóg pełnię możliwości w przeczuciu, że nie wyrobię się na pociąg powrotny.

Zaplanowane przeze mnie drogi są nieprzewidywalne. Czasami istnieją tylko na mapie. Wtedy szukam objazdów lub kieruję się wskazaniem GPS. Innym razem droga okazuje się zwaliskiem szczątków po wycinkach, dodatkowo rozjechana maszynami. Im bliżej Gór Świętokrzyskich, tym obu tych przypadków przybywa. Gdy na trzy godziny przed zaplanowanym pociągiem okazuje się, że zostało mi około trzydziestu kilometrów, nie czuję się pewnie. Złamany hak przerzutki, przebita opona czy inna usterka mogłyby znacznie mnie opóźnić. Ostatni pociąg odjeżdża o 20:45, więc na tym etapie mogę pokonać tę odległość pieszo, jednak nie chciałbym wrócić do domu po północy.

Okolice Skarżyska okazują się wycinkową tragedią. Nie tylko ze względu na niewielką prędkość. Widok położonych lasów nie napawa mnie optymizmem.

Do celu dojeżdżam o 17:55. Zwracam bilet, który kupiłem na pociąg o 18:45 i o 18:00 wsiadam w IC Orłowicz.

Mam na sobie tyle błota, że wracam, siedząc na podłodze przy drzwiach.

Kilka zdjęć, mimo wszystko, zrobiłem.

#rower #rowerovsky #fatbike
Patrick_Rowerovsky - Nie lubię jeździć kilkukrotnie tą samą drogą. Nawet gdy przechod...

źródło: IMG_20240217_153513

Pobierz
  • 9
@Patrick_Rowerovsky powiedz mi z jaką prędkością się poruszasz po takich nieutwardzonych drogach, tak żeby nie zamulać, ale żeby też nie wyzionąć ducha po 30 km. Nie mówię o jakichś ekstremalnych nawierzchniach, ot zwykła leśna dróżka.
@Jerzu: Chyba dla tego, że zawsze unikam grupowych inicjatyw ale nie mówię, że nie zacznę dodawać. Tylko to muszę na spokojnie usiaść, zobaczyć jak to się robi.

większy opór chyba stawia?


@MakaronowyStwor na asfalcie tak. Na piachu i błocie mniejszy.

Lepiej się na tym jeździ czy co?


@MakaronowyStwor: mi dużo lepiej bo unikam nawierzchni utwardzonych. Często jadę w miejscach gdzie nie ma drogi w ogóle. Opona 4.8" robi wtedy robotę.