Wpis z mikrobloga

#coolstory #creepystory #maxlegenda

Wracałem dzisiaj z zajęć i zobaczyłem na parapecie garczek (taki mały z nierdzewki, dawno go nikt nie używał, ale ok, może potrzebują), ale olałem to, myśląc, że któryś współlokator coś studzi. Później po południu kolega, nazwijmy go Józek, pyta mnie po co mi wosk, ja lekkie zdziwko o co biega. Okazało się, że w tym garczku jest roztopiony i zastygły zielony wosk.

Żaden współlokator nic nie ma z tym wspólnego. Dzwonimy do kumpla, który mieszka u nas w łikendy, co to #!$%@?, w między czasie garnuszek trafił na kuchenkę gazową, żeby sprawdzić czy czegoś więcej tam nie ma. Po bliższych oględzinach okazało się, że to nie jest nasz garnuszek, podobny ale inny, a naszego nigdzie nie ma.

W roztopionym wosku znaleźliśmy dwa knoty i nic więcej, żadnego ćpania ani nic. Jak w końcu dodzwoniliśmy się do kolegi okazało się, że on też się tym nie bawił, myślał, że to nasza zabawka.

Mieszkamy na tzw wysokim parterze, więc teoretycznie ktoś mógł nam coś takiego podrzucić, ale po co? Jakiś tydzień temu ktoś nam #!$%@?ł stamtąd popielniczkę. Jedyną opcją jest sąsiadka, która ma prawo nas nie lubić, bo parę razy był u nas taki festyn, że głowa mała, ale stara nie wydaje się #!$%@?ęta w taki sposób.

Istnieje jakiś przesąd, albo coś związanego z taką sytuacją?
  • 3