Wpis z mikrobloga

@KW23: My jak stawialismy balwana, to robilismy takiego full wypas, duzo wiekszego od nas. Najpierw robilismy kule. Takie wielkie, ze ich produkcja prowadzila do wyeksploatowania surowcow snieznych z wielu sasiednich drog i dzialek. Wiec jak komus kula wpadla do rowu, to byl problem, bo byla za ciezka zeby ja z tego rowu wypchac, a trzeba bylo ja uratowac bo za duzo sniegu by sie zmarnowalo. Po dlugiej naradzie doszlismy do wniosku, ze rozwalimy ja na kawalki. Potem przy odbudowie takiej kuli pracowali wszyscy, a byla to ciezka praca, bo ubite kawalki trzeba bylo polaczyc swiezym sniegiem, i jeszcze miala z tego wyjsc rowna kula.

W koncu jak uznalismy ze kule byly wystarczajaco wielkie, to trzeba bylo znalezc spot na budowe balwana, i przetransportowac tam wszystkie kule. Niestety nie dalo sie ich dotoczyc, bo cala okolica byla dokladnie wyeksploatowana ze sniegu i toczenie po golej ziemii by je usyfilo. Wiec idziemy po sanki. Sanki mielismy takie kraftowe, zrobione przez ojca, wiec duzo wieksze i mocniejsze od takich ze sklepu. Wkladamy jedna kule - strasznie ciezka, ledwo w trojke mozemy udzwignac na tyle zeby wepchnac na sanki. Ale jakos sie udalo. Teraz druga - tez ciezka, ale jako ze mniejsza, to latwiej poszlo. A na trzecia juz nie starczylo miejsca, wiec postanowilismy jechac na 2 razy. Ale... Wez ktos mi pomoz ciagnac te sanie bo nie moge ruszyc. W dwojke - nic. W trojke - strasznie ciezko, plecy bola, ale jakos powoli ida. Ale niestety stalo sie najgorsze co moglo sie stac - druga kula spadla na gola ziemie i sie rozwalila.

Trzeba ja jakos odbudowac, i te usyfione fragmenty zakryc swiezym sniegiem zeby nie bylo widac. Ale najpierw trzeba ta jedna kule dowiezc na miejsce docelowe, jednak zawieziemy na 3 rzuty a nie na 2. No wiec jedna kula dowieziona, i teraz zastanawiamy sie co z ta druga. Tam dalej jest jeszcze skrawek osniezonego gruntu, wiec zaniesiemy tam w czesciach, zmontujemy, i oturlamy swiezym sniegiem zeby syfu nie bylo. I tak tez zrobilismy. Za wielka ona na druga kule, bedzie musiala isc na nogi. W takim razie trzeba jeszcze troche glowe powiekszyc. Ale najpierw zawiezmy nogi na miejsce. Bierzemy sanie. Ale problem - trzeba je zawiezc pod gorke. Dobra, idz tam trzymaj ta kule od tylu zeby znowu nie spadla. Wiec staje z tylu, trzymam, i... potykam sie i wywalam, a kula na mnie spada.

Wszyscy wsciekli na mnie. Sledztwo wykazalo ze przyczyna wywrotki byl rozwiazany but, wiec naprawilem ten problem. Na szczescie kula spadla na osniezony kawalek ziemii, wiec nie usyfila sie - tylko ja trzeba bylo zlozyc, wsadzic spowrotem na sanie, i jechac dalej. Troche przy okazji przybrala na wadze - na miejscu okazuje sie, ze trzeba powiekszyc nie tylko glowe, ale i brzuch. Wiec ja biore sie za glowe, podczas gdy reszta bierze brzuch na sanie, zawozi spowrotem na osniezone pole, i turla. Brzuch jest wystarczajacej wielkosci, wiec wraca na sanie i jedzie na plac budowy, a sanie wracaja po moja glowe. W koncu wszystkie kule dojechaly bezpiecznie na plac budowy. #!$%@? ale one wielkie. Glos z kuchni "Wszystko slysze". O nie.

Ale teraz prawdziwy problem - skoro sa takie wielkie, jak zrobimy z nich balwana? Ktos wpadl na pomysl - przystawmy sanie do nog, wsadzmy na nie brzuch, i wepchnijmy go z san na gore. Wpychamy... ale niestety w wyniku kolizji dwoch planet, fragment jednej oderwal sie i polecial w kosmos w postaci setek asteroid. A spod powierzchni planety wyszedl na wierzch syf. Dobra, trzeba to jakos zalatac. Bierzemy te asteroidy i wpychamy miedzy nogi a brzuch. Stoi, ale krzywo. Doklejamy troche asteroid do brzucha zeby przewazyc srodek ciezkosci. I trzeba to troche podeprzec zeby nie runelo, wiec wpychamy jeszcze troche asteroid miedzy brzuch a nogi.

Teraz pytanie - jak wsadzimy glowe na taka wysokosc, gdize ledwo siegaja nasze rece? Przystawmy lawke. Dobra, ty stan na lawke i ja tam wlozyc a my bedziemy asekurowac z dolu. Nie, to nie wypali, tylko spadnie i sie rozwali. Trza cos wymyslec. Jedna proponuje - przyniose narty, zrobimy z nich plozy po ktorych wtoczymy kule. Ustawiamy narty, jedne konce opieramy o balwana, drugie o lawke. Najwyzsze z nas staje pod nartami zeby trzymac zeby nie stratowaly balwana. Reszta pcha kule - niestety, narty sie uginaja i nie idzie. To co teraz zrobimy?

W koncu podejmujemy ryzykowny krok. Odstawiamy lawke kawalek, bierzemy sanie, opieramy z jednej strony o lawke a z drugiej o plot. Jest stabilnie? Nie jest, trza poprawic. Przysunac lawke blizej. Stabilnie. Wsadzamy kule na sanie i pchamy do gory. Kula jest u gory, ale na saniach opartych o plot, a nie na balwanie. I co teraz. Najwyzsze z nas: Dobra, wy trzymajcie a ja ide podstawic tam rece. I spychamy kule z sanek w bok, w kierunku balwana, po drodze toczac po tych rekach. Dotoczone. Kula jest na balwanie i nie spadla. Ale dalej trzymamy, bo boimy sie puscic. Dobra, ktos musi pozbierac te asteroidy i tam napakowac zeby podeprzec. Schodze z lawki, biore asteroide, chce wepchnac - ale nie siegam. No wiec tylko podaje asteroidy na gore a tam je wpychaja. I tak jak juz troche wepchalismy, to robimy probe. Puszczamy - trzyma sie. Jeszcze trzeba z drugiej strony podeprzec. Co bysmy zrobili bez tych asteroid? Bysmy musieli biegac po swiezy snieg. Dobrze ze jestesmy tak dobrymi kosmonautami.

No i w efekcie - stoi balwan, 2 razy wiekszy od nas, chociaz ksztaltem bardziej przypomina Buke niz balwane przez te wszystkie podpory powsadzane miedzy kule. Teraz tylko zawolac rodzicow po odbior technicany, ktorzy przychodza z aparatem - cyk bzzzzzz. Ale to taka wazna chwila ze mozna zmarnowac drugie miejsce na filmie zeby upewnic sie ze wyjdzie. Cyk bzzzzzz. I do domu na nalesniki i na Tabaluge bo akurat byl poniedzialek.

#wspomnienia #dziecinstwo #nostalgia ##!$%@?
  • Odpowiedz