Aktywne Wpisy
ataeB +10
Wyświetliła mi się ostatnio na insta reklama, że szukają modelek do kampanii jakiejś bieliźnianej. Napisałam, że jestem zainteresowana. Kazali mi wysłać swoje portfolio. Co to znaczy? Nie miałam nigdy sesji zdjęciowej.
#pytanie #mirabelkopomusz #kiciochpyta #modelki #sesja #fotografia
#pytanie #mirabelkopomusz #kiciochpyta #modelki #sesja #fotografia
lajsta77 +158
Ale właśnie jeblo kategoria 4 w Florydę, 220 km/h, w porywach 260 km/h, woda o ponad metry wysokości ma się podnieść. Stolica dostanie a Wybrzeże niestety zmiecie, pierwsze relacje będą za 7 godzin jak się będzie robić jaśniej #usa #floryda #huragan #lajstawusa
Dzisiejszy wpis będzie o tym, że wielcy gracze grają nieraz bardziej skomplikowane partie szachów, niż może się to wydawać. Oraz o tym, że geopolityka nie umarła. I o tym, że czasem skomplikowane układanki udaje się przejrzeć.
Najpierw jednak winien jestem pewną uwagę natury teoretycznej. Jeśli otóż analizujemy politykę zagraniczną Rosji to musimy pamiętać o jednej podstawowej regule: Kreml nigdy nie realizuje jednej linii, jednego programu. Siłą Moskwy jest umiejętność częstych zmian stosowanej taktyki, co oznacza, że o ile da się zarysować możliwe scenariusze działania to już próba jednoznacznego określenia, który będzie stosowany zawsze obarczona jest ryzykiem.
Działania Rosji to swoista równoczesna gra na wielu instrumentach, co tworzy swoisty szum – zazwyczaj dopiero na samym końcu Moskwa wybiera dominującą metodę działania. Dla Kremla liczy się bowiem zawsze wyłącznie cel – tak było za czasów Związku Sowieckiego, tak jest też dzisiaj (może nawet bardziej, bo przecież na Kremlu rządzą ludzie z ss. Czyli organów zawsze nastawionych na wynik). Modus operandi był i jest sprawą wtórną. Jeśli więc poniżej zarysowywać będę scenariusz działania, który – jak mi się wydaje – zaczyna być na tyle istotny, że trzeba go wziąć pod uwagę to nie oznacza to automatycznie, że ten właśnie scenariusz zostanie zrealizowany. Tyle tytułem uwagi teoretycznej.
Wracając do naszego scenariusza. Na początek wycieczka w przeszłość. Mamy oto rok 1964. Wraz z grupą dziennikarzy do RFN udaje się Aleksiej Adżubej – redaktor naczelny „Izwiestii”, a prywatnie zięć Nikity Chruszczowa. Tajemnicą poliszynela jest to, że Adżubej jest de facto wysłannikiem Chruszczowa. W czasie rozmów w Bonn porusza kwestię zgody Moskwy na zjednoczenie Niemiec (i zwrotu zjednoczonym Niemcom m.in. Szczecina). Ceną ma być wystąpienie Niemiec z NATO.
Adżubej nie wie jednego. Jego rozmowy nagrywa wywiad PRL (alternatywnie – wywiad PRL uzyskuje nagrania od wywiadu NRD, którego szef Markus Wolf rozumie, że ew. realizacja planów Adżubeja to zagrożenie dla istnienia NRD) . Zdobyte nagrania z polecenia W. Gomułki trafią później do Moskwy i przyczynią się do upadku Chruszczowa. W ocenie niektórych szok, którym było to, że niecałe 20 lat po zakończeniu II wojny światowej Moskwa gotowa jest układać się z Niemcami nad głową Polski zdopingował władze PRL do szukania porozumienia z RFN, co w efekcie doprowadziło do historycznej wizyty kanclerza Willy Brandta w Warszawie w grudniu 1970 r i podpisania układu PRL – RFN.
Powyższa historia przypomniała mi się nieprzypadkowo w kontekście Ukrainy.
Coś mi bowiem w ostatnich dniach nie pasowało – układanka się nie chciała domknąć. Oto prezydent W. Janukowycz (powiedzmy sobie uczciwie – będący co najmniej (i tyle niech wystarczy w zakresie opisu jego osoby) - projektem Kremla) koncertowo i bez żadnej próby walki traci władzę. Jego błędy wskazywałyby na to, że nieomal rozmyślnie robi wszystko by utwierdzać Majdan w tym, że brakuje mu zdecydowania i że da się go pokonać. I gotów byłbym nawet uwierzyć w jego głupotę polityczną, gdyby nie to, że stoi za nim nie kto inny, a Władimir Putin.
Byłem więc przekonany, że Kreml zmusi W. Janukowycza do użycia siły. Oczywiście teraz oznaczałoby to już masakrę, ale jeszcze po pierwszym dniu walk, gdy Majdan obejmował kilka zaledwie ulic możliwe było jego spacyfikowanie (oczywiście padliby kolejni zabici, ale wątpię, by dla Moskwy to byłaby cena nie do zaakceptowania). Władze tymczasem nie użyły nawet gazów łzawiących ani też nie zamknęły Majdanu „w kotle”. Oto więc i Władimir Putin wydaje się tak jakby godzić ze scenariuszem utraty Kijowa. Tyle, że to niemożliwe. Chyba, że… Chyba, że w tle realizowany jest inny plan.
Przeszukuję więc internet i natrafiam na nagranie, w którym Aleksander Dugin (w 2009 – sic!) mówi o konieczności podziału Ukrainy (vide: http://www.youtube.com/watch?v=1PPuRlC9fok). Dodać w tym miejscu należy, że Aleksandra Dugina, teoretycznie znajdującego się w opozycji, niezmiennie - w czasie mojej pracy w Moskwie - spotykałem na różnego rodzaju panelach organizowanych przez bliskich Kremlowi „politechnologów”. Dugin był bowiem zawsze częścią zaplecza (czy też może lepiej – głębokiego zaplecza) ideologicznego W. Putina. Skądinąd zasłynął zapowiedzią okupacji Tbilisi, którą to okupację zapowiedział na rok przed wojną gruzińsko – rosyjską.
I oto Dugin mówi równie ciekawe rzeczy – ale tym razem o Ukrainie, zapowiadając jej podział. Co znaczące powołuje się na wypowiedzi Alexandra Rahra nt. Ukrainy jako państwa upadłego („failed state”). W Internecie sporo jest i innych wypowiedzi A. Rahra nt. Ukrainy i rzeczywiście brzmią one niepokojąco.
I znów jestem winien P.T. Czytelnikom notkę biograficzną. A. Rahr otóż jest czołowym niemieckim ekspertem ds. Rosji. W okresie rządów G. Schroedera był nieformalnym łącznikiem pomiędzy Urzędem Kanclerskim a Kremlem. O jego, niezmiennie kluczowej, roli świadczy może najlepiej zdjęcie sprzed kilku tygodni: http://www.zeit.de/politik/2013-12/Chodorkowski-jahn-genscher Oto dopiero co zwolnionego z więzienia Michaiła Chodorkowskiego na lotnisku w Berlinie wita dwóch gentlemanów – b. szef zachodnioniemieckiej dyplomacji Hans-Dietrich Genscher i właśnie Alexander Rahr.
Znalazłem więc poszlaki. Pisanie na tak wątłych podstawach o scenariuszu podziału Ukrainy byłoby nierozsądne, szczególnie, że ze sceptycyzmem podchodzę do teorii spiskowych. Równocześnie jednak nie mam złudzeń odnośnie ukraińskiej „rewolucji”, którą widzę bardziej jako element gry grup oligarchicznych zmęczonych kleptokracją ekipy Janukowycza i obawiających się, że wkrótce obalenie tej junty może nie być już możliwe, niż jako wynik prawdziwie oddolnego buntu mas. Nie mam też jednak wątpliwości – skoro Rosja jest graczem w Kijowie to i inni musza być tam obecni.
Odnośnie scenariusza rozpadu Ukrainy uważam, że byłby on dla nas poważnym zagrożeniem. Inny byłby bowiem wymiar i znaczenie nacjonalizmu ukraińskiego w okrojonej zachodniej Ukrainie niż w Ukrainie jako całości; zmieniłby się też na niekorzyść RP układ sił w regionie; wreszcie powstanie państwa zachodnio-ukraińskiego, tradycyjnie zorientowanego na Niemcy, zmieniłoby też rolę Polski w niemieckiej optyce patrzenia na wschód. Scenariusz wedle którego doszłoby do podziału Ukrainy stanowiłby zaś groźny precedens i byłby zagrożeniem chociażby dla państw bałtyckich (szczególnie dla Łotwy i Estonii, w których to krajach mniejszość rosyjska w niektórych, graniczących z Rosją miastach wręcz dominuje).
Uwagami nt. konsekwencji ew. podziału Ukrainy zamierzałem się podzielić z moimi Czytelnikami. O możliwym tle międzynarodowym, nie mając solidnych przesłanek, dyskutowałbym zaledwie w gronie przyjaciół.
Wczoraj wszakże wysłuchałem w TVN24 (vide: http://faktypofaktach.tvn24.pl/tusk-o-ukrainie-sa-sily-zainteresowane-tym-by-stawiac-pod-znakiem-zapytania-integralnosc-ukrainy,401146.html) wywiadu z premierem Donaldem Tuskiem. Wywiad był bardzo nietypowy – zupełnie nie w stylu premiera Tuska, który zazwyczaj mówi raczej wprost. Tym razem jednak jego wypowiedź pełna była niedopowiedzeń i aluzji, przy czym kluczowe stwierdzenia skierowane były ewidentnie nie do polskiego, a zagranicznego odbiorcy. D. Tusk stwierdził m.in.: „Pewnie przyjdzie jeszcze czas, kiedy świat dowie się bardzo precyzyjnie, kto i dlaczego działał na rzecz osłabienia Ukrainy, czy wręcz rozpadu Ukrainy. Przyjdzie ten czas, kiedy ta wiedza będzie dokładniejsza.” Dalej premier precyzował, że był („wiele razy”) świadkiem gdy „pojawiali się politycy”, którzy „czasem kwestionowali ukształtowanie tego regionu po rozpadzie Związku Radzieckiego”. Premier dodał, że stwierdzenia te padały „oczywiście nie w Polsce”. Na pytania prowadzącej wywiad K. Kolendy-Zaleskiej o szczegóły premier nie udzielił odpowiedzi.
Miałem nieodparte wrażenie, że premier uprzedzał kogoś o tym, że posiada wiedzę, której użycie może być dlań niebezpieczne. Skądinąd zabawne, że tak nietypowe wypowiedzi premiera RP padły równo 50 lat po wizycie Adżubeja w Niemczech. Do kogo mówił D. Tusk? Nie do Moskwy, bo ta o podziale Ukrainy mówi już nieomal otwarcie. A zatem?
Słuchając wywiadu D. Tuska byłem dumny z szefa rządu. Słuchając zaś dzisiaj dyskusji naszych polityków, którzy zaczęli się już ze sobą kłócić o sprawy ukraińskie i nie dostrzegli nawet tego, co powiedział D. Tusk zrozumiałem, że naszą klasę polityczną od niemieckiej dzielą lata świetlne. Chwalebne wyjątki (obecne tak w PO i PiS, w SLD i PSL etc.) niestety wiosny nie czynią.
Zastanawia mnie tylko jedno. Mamy, jak widać, potencjał by przejrzeć czyjąś grę. Czy mamy, by podjąć własną?
http://www.youtube.com/watch?v=1PPuRlC9fok
Za:
https://www.facebook.com/witold.jurasz.16/posts/236911303162587?notif_t=like który kieruje do mojego tekstu.
#ukraina #rosja #krym #janukowycz
1. Moskwa od początku realizuje swoją grę.
2. janukowycz będący pod protekcją Moskwy traci dziwnie szybko