Wpis z mikrobloga

#psychologia #socjologia #psychiatria #depresja, może tez trochę #feminizm bo zahaczę o kulturowe aspekty funkcjonowania płci w życiu społecznym.

Jak mnie to #!$%@?. Serio. Mocno.

Nie wiem czy to wynika z ignorancji (ale nie wierzę, żeby cały świat naukowy składał się z samych idiotów) czy z tego, że takie przedstawienie tematu jest "catchy" (ale to też żadne usprawiedliwienie, bo reprodukuje krzywdzący i niebezpieczny społecznie schemat). Może ktoś siedzi w tym głębiej i mi naświetli sprawę.

O czym mówię?

Wchodzę sobie na natemat.pl, wszystko z czarno-białe na dole jakaś belka z napisem: "z depresją życie traci kolory" czy coś takiego.

Myślę sobie, że ciekawa akcja społeczna. Klikam a tam artykuł:

- http://natemat.pl/92733,depresja-atakuje-dwa-razy-czesciej-kobiety-niz-mezczyzn-jestesmy-slabsze

Już po tytule opadły mi ręce, ale czytam dalej:

"Depresja występuje dwa razy częściej u kobiet niż u mężczyzn. Wpływają na to, zarówno czynniki genetyczne i hormonalne, jak również psychospołeczne, które warunkują funkcjonowanie kobiet w rodzinie i życiu zawodowym. Według raportu Banku Światowego i Światowej Organizacji Zdrowia, którego wyniki cytowane są w raporcie o zdrowiu Polek, u kobiet w wieku 15-44 lat depresja jest najczęstszą przyczyną zachorowań i niepełnosprawności w krajach rozwiniętych i rozwijających się. – W tym okresie życia zachorowalność kobiet w stosunku do mężczyzn wynosi 2:1. W okresie okołomenopauzalnym współczynnik ten jest jeszcze wyższy i wynosi 3,4:1 – tłumaczy dr n. med. Sylwia Fudalej."


I w taki sposób wyniki interpretują ludzie, którzy nas mają leczyć, ludzie z tytułami naukowymi z dr n. med. przez nazwiskiem?

Czy aby na pewno kobiety częściej chorują na depresję? I to o dwa, trzy razy?

A może tylko kobiety są częściej diagnozowane?

Częściej diagnozowane bo częściej szukają pomocy u specjalisty, ponieważ istnieje kulturowy konstrukt w którym kobieta jest wrażliwa, bardziej podatna na nastroje, bardziej doświadczająca emocjonalnie przez co bardziej rozchwiana? Ma społeczne przyzwolenie na okazywanie słabości.

Mężczyźnie po prostu, nie wolno chorować na depresję. Czy Ci wielcy lekarze naprawdę nie widzą statystyk i być może jakieś korelacji między depresją u mężczyzn a alkoholizmem? Albo wskaźnikiem samobójstw?

http://statystyka.policja.pl/st/wybrane-statystyki/samobojstwa

Rok 2013 - 3294 liczba zamachów samobójczych zakończonych zgonem u mężczyzn. U kobiet w tym samym roku 545. Sześć (!!!) razy więcej mężczyzn w zeszłym roku popełniło samobójstwo. Oczywiście nie wszystkie bezpośrednio wynikały z depresji, ale statystyki porażają i być może są odpowiedzią na zagadkę "dlaczego kobiety częściej chorują na depresję"?

Kampanie społeczne dalej bezmyślnie ukierunkowane są na kobiety, co prowadzi do tego, ze wśród kobiet jeszcze bardziej wzrasta świadomość na temat tej choroby, więc podejmują leczenie, co z kolei prowadzi do zwiększania odsetku "zachorowalności" względem mężczyzn.

A mężczyźni dalej w świadomości "nie mogę być słaby" próbują walczyć z bólem na swój sposób - czyli alkohol, agresja potem lina na strychu.

I nimi nikt się nie przejmuje.

Pozostaje mieć nadzieję, ze faktycznie jest inaczej z tą świadomością "zachorowalności" na depresję i że te bzdury to tylko przebijają się do głównego nurtu za sprawą nieuków co kończą #dziennikarstwo i co spali na zajęciach z metodologii marząc o czyszczeniu stołu u Durczoka.

Taką mam nadzieję, serio.
  • 7
@JackieChan: depresje depresjami, po prostu większość lekarzy i specjalistów (nie tylko w PL) studia zrobiły po znajomości albo na ściągach (pomijając już to, że większość rzeczy na studiach jest nieprzydatna) i potem takie kwiatki wychodzą

i tak znajdą się osoby co powiedzą "matematyka nie powinna być obowiązkowa na maturze itp.". i potem taki matematyczny i logiczny debil nie potrafi znaleźć zależności, którą znalazło by 5 letnie dziecko

szkoły i uczelnie psują
@JackieChan: zajrzałam do książki od psychopatologii i niestety nie ma porównania zachorowalności kobiety-mężczyźni, ale są ciekawe dane co do samobójstw:

KTO I KIEDY PODEJMUJE PRÓBY SAMOBÓJCZE:

- ludzie młodzie do 35 r. ż. i mężczyźni po 85 r. ż.

- trzy lub cztery razy częściej kobiety niż mężczyźni

- około czterech razy częściej osoby rozwiedzione, żyjące w sepracji lub owdowiałe

- osoby predysponowane biologicznie

- po wystąpieniu zdarzenia stresowego

KTO I
@JackieChan: Nie bardzo rozumiem, w oparciu o jakie przesłanki kwestionujesz większą liczbę zachorowań na depresję wśród kobiet niż wśród mężczyzn.

Statystyki dotyczące samobójstw nie dowodzą same w sobie wyższej zachorowalności na depresję u mężczyzn - chociażby z tego powodu, że liczba wszystkich (również nieudanych) prób samobójczych jest wyższa właśnie wśród kobiet. One po prostu częściej wybierają te mniej skuteczne sposoby odebrania sobie życia (np. przedawkowanie leków) - co, z jednej strony,
Nie bardzo rozumiem, w oparciu o jakie przesłanki kwestionujesz większą liczbę zachorowań na depresję wśród kobiet niż wśród mężczyzn.


@Engma: Nie neguję - poddaję w wątpliwość czy mówienie o "większej zachorowalności" jest sądem uprawnionym z metodologicznego punktu widzenia. To, że u kobiet częściej diagnozowana jest depresja temu nie dowodzi.

Tu już mylisz chwiejność emocjonalną czy chandrę z depresją. Przy prawidłowym zdiagnozowaniu depresji nie ma mowy o kierowaniu się kulturowymi konstruktami dotyczącymi
@JackieChan: Ok, zgadzam się z większością tego, co napisałeś. Podważyłam przede wszystkim Twoje sugestie bazujące na liczbie samobójstw, bo potraktowałeś tę statystykę trochę zbyt powierzchownie.
potraktowałeś tę statystykę trochę zbyt powierzchownie


@Engma: Tak, bo jak zauważyłaś to była sugestia - propozycja, więc rzeczywiście nie wgłębiałem się w opasłe woluminy teorii i niekończące się tabele statystyk. Jak mi ktoś za to zapłaci to się zastanowię :D To nie esej naukowy a wpis na mirko, luźna refleksja.