Wpis z mikrobloga

#zalesie #pracbaza #januszex

tl;dr
Miała być fajna i przyjemna praca, a wyszedł niezły #!$%@? z tragiczną atmosferą odbierającą chęć życia.

Piszę to bardziej w formie pamiętnika, więc jeśli ktoś chce to niech sobie przeczyta. Mam tylko pytanie do Was, jak wygląda sprawa z rozwiązaniem umowy w tym przypadku. Umowa podpisana na rok, minęły niecałe 2 miesiące. Pisać rozwiązanie za porozumieniem stron ze skutkiem natychmiastowym (jak zrezygnuję to nie chcę tu jeszcze 2 tygodnie przychodzić) i zanieść do kadr i mogę wyjść? Czy jakoś inaczej to trzeba załatwić?

Od kilku tygodni mam nową pracę. Rozmowa o pracę była bardzo szybka i przyjemna. Praca 6-7h dziennie, po wdrożeniu 2 dni w tygodniu możliwość pracy zdalnej. Zakres obowiązków to zajmowanie się systemem ERP wykorzystywanym w firmie, do tego jeszcze jeden system który był w trakcie wdrażania, a w przyszłości administrowanie kolejnymi systemami, które będą wprowadzane. Poprzedniczka na tym stanowisku przeszła na urlop macierzyński. Kasa dobra jak na moją okolicę, od razu uop na rok, bez okresów próbnych. Na rozmowie powiedziałem od razu, że tego systemu ERP nie znam i będzie potrzebne jakieś wprowadzenie. Tutaj szef oczywiście mówi że bez problemu, opiekun (firma zewnętrzna odpowiedzialna za wdrożenie kilka lat temu) wszystko wyjaśni i w razie pytań można się z nim kontaktować. Po tygodniu od rozmowy podpisaliśmy umowę, pierwszego dnia miałem mieć szkolenie BHP.
Przychodzę, na recepcję o 8:25 (miałem być na 8:30), a obok stoi jakiś typek (niski, starszy i grubszy). Chwila rozmowy na recepcji, dałem dokumenty a ten typek mówi że "czekaliśmy na Ciebie". Powiedział to w taki sposób że odebrałem jako atak i że się spóźniłem. Odpowiadam więc że i tak jestem wcześniej niż kazano mi być. Typek odpowiada, że "nic nie mówił". W jego głowie to chyba miał być żart. Następnie było krótkie szkolenie BHP. Na którym gościu mówił cały czas o halach i produkcji, że jak tam będę to mam uważać, itp. itd. Że pewnie i tak większość czasu będę tam spędzał, a nie przy komputerze. W głowie miałem jedno wielkie WTF? na rozmowie o pracę nie było ani słowa o jakimś chodzeniu po halach i robieniu tam czegoś. Szkolenie się zakończyło, szef zaprowadził mnie do pokoju w którym będę pracował (kilka hal dalej). Wchodzimy a tam ten sam typek z rana, okazało się że jest głównym informatykiem w tej firmie. Myślę sobie, że zajebista atmosfera tu będzie w takim razie z jego poczuciem humoru, no ale co zrobisz. Jakoś się przeżyje a w sumie to nie musimy dużo ze sobą gadać. Następnie szef oprowadził mnie po produkcji (tutaj śmieszna sprawa bo mówił że zespół młody i że dużo młodych osób pracuje, a kogo byśmy nie mijali to 40 lat+) i powrót na do swojego biura. Dostałem klucze do pokoju z informacją od typka: "Jak wychodzisz, nawet na chwilę, to masz zamykać pokój. Tutaj są serwery i dużo sprzętu, więc żeby nic nie zginęło.". Zrozumiałem.
Pierwszy tydzień minął mi na chodzeniu po działach i pokazaniu przez kierowników systemu, co oni tu robią. Taka moja wizyta w danym dziale trwała max 20 minut. Pokazanie systemu to było przeklikanie dwóch zakładek i opowieść w stylu "ja sobie tu klikam, później tu i mam". Próbowałem coś podpytywać, ale że to była moja pierwsza styczność z systemem to też nie za bardzo wiedziałem o co. Od każdego oczywiście dostałem na koniec "Jakbyś coś nie wiedział to dawaj znać, to powiemy". Przez pozostały czas grzebałem na dysku sieciowym w poszukiwaniu instrukcji czy jakichkolwiek informacji o systemie i o firmie, poznając słownictwo wewnętrzne. Instrukcje były jakieś podstawowe, bardziej dla pracowników produkcji.
W następnym tygodniu przyjechał opiekun z firmy zewnętrznej. Cały dzień spędziliśmy na pokazywaniu przez niego systemu. Przez cały dzień tak na prawdę dowiedziałem się tylko jak dodawać kolumny do wyświetlania w tabelce (bo to bardzo ukryta opcja była), cała reszta tłumaczenia systemu wyglądała tak, że czytał każdą poszczególną opcję i mówił co robi (np. "jak klikniesz w ten przycisk Zapisz to Ci się zapisze" WOW! albo "Tutaj pod ikoną alerty ma powiadomienia" xD). W sumie to więcej już wiedziałem z tych instrukcji na dysku.
Trzeci tydzień to pierwsze robienie czegoś co miało sens. Pod nadzorem innego kierownika coś tam klikałem w systemie. Zaważyłem też że w systemie jest kilka błędów (np. zła jednostka miary produktu, itp.) Poprawiliśmy. Było też u mnie kilka osób, żeby poprawić im meldunki, to bez problemu ogarniałem.
Przez ten czas z typkiem (informatykiem, co razem siedzimy) za dużo nie rozmawialiśmy. Tylko tyle, że jak mam jakiś problem albo pytanie to żebym mówił. Z odpowiedzią na pytania "gdzie jest X dział", albo "kto to jest Włodek i gdzie go znajdę" nie było problemu. Natomiast jak pytałem o coś związanego z systemem (w końcu moja poprzedniczka też tu w pokoju siedziała to coś powinien kojarzyć z podstaw), mówił że nie wie, on się tym nie zajmuje i nie chce zajmować, itp. Więc zajebista pomoc ogólnie. Poprosiłem go o wyrobienie karty do bramy, żebym mógł parkować na terenie firmy, to do tej pory jeszcze mi to ogarnia. Wiem jeszcze, że on pracuje tu na B2B. Tylko to w jaki sposób on o tym mówi, to tak jakby miał własną wielką firmę, współpracującą z tą w której ja pracują. A jedyne co on robi to raz w miesiącu wystawia fakturę za usługi i refakturuje koszty nowego sprzętu i licencji (wiem bo takie faktury przechodzą przez system). Była też taka sytuacja, że wychodząc zamknąłęm drzwi do pokoju. Tak jak to wiele razy robiłem. Drzwi zamykałem zawsze jak nie widziałem laptopa ani kluczy tego typka (informatyka) u niego na biurku. Te dwie rzeczy zawsze zabierał ze sobą jak wychodził i już nie wracał. Tego dnia coś mnie tknęło i wziąłem ze sobą telefon służbowy (zwykle go zostawiałem na biurku). Przychodzę następnego dnia, a ten z bulwersem, że go nieźle załatwiłem. Pytam się o co chodzi. Mówi że zamknąłem pokój a on wszystkie rzeczy miał tutaj i nie miał jak się dostać, że dzwonił do mnie ale nie odbierałem i musiał po szefa dzwonić, żeby z domu przyjechał i mu otworzył (bo tylko nasza trójka ma klucze). Mówię mu, że telefon miałem ze sobą i że nie mam ani jednej próby połączenia. Nawet gdybym nie miał chwilę zasięgu to przyszedłby mi SMS, że próbował dzwonić. Więc kłamał o dzwonieniu do mnie. Mówię mu, że zamknąłem tak jak zawsze, bo nie widziałem jego rzeczy nigdzie i byłem pewny że wyszedł już. On mi odpowiedział, że nigdy nie zabiera ze sobą laptopa ani kluczy (no wcale #!$%@? xD) i że nigdy wcześniej ja nie zamykałem pokoju xD Myślę sobie, że nie ma co dyskutować dalej, bo do nikąd to prowadzi. Od tamtej pory atmosfera z #!$%@? zrobiła się jeszcze gorsza. Tu też pojawiły się myśli, że trzeba stąd odejść.
Kolejny dni mijały mi na odliczaniu do końca pracy. Nie robiąc naprawdę nic. Siedziałem i patrzyłem się w monitor.
Następny tydzień to trochę pracy. Bardziej skomplikowane zgłoszenia, wymagające dopytania się kogoś. W firmie jak pytałem to każdy odpowiadał, że on to nie wie. Klasyka. Przypominam, że na początku tacy pomocni mieli być. Kontakt z opiekunem z zewnętrznej firmy też niemożliwy, najpierw urlop później nie odbieranie i nie oddzwanianie telefonu. Dzień w dzień dzwoniłęm po 2 razy i pisałem sms z prośbą o kontakt. W tym czasie jak był na urlopie kontaktowałem się z innym opiekunem, ale on "nie wie jak to u Państwa w firmie jest i trzeba porozmawiać z tym dedykowanym". Jak w końcu udało się porozmawiać z tym naszym opiekunem to on też w sumie nie wie jak to do końca u Nas w firmie jest. Wychodzi na to, że tutaj NIKT NIC NIE WIE. Trzeba było jednak to ogarnąć. Jeden z problemów polegał na tym, że znałem już rozwiązanie ale osoba zgłaszająca mówi "wcześniej tego tak nie robiliśmy, ona (moja poprzedniczka) coś tam klikała i było gotowe". Pytam więc się typka (informatyka) czy moja poprzedniczka miała dostęp do bazy danych i tam coś mogła grzebać bezpośrednio (tylko w ten sposób można by było to poprawić innym sposobem niż mój). Opisuję mu sytuację, pokazuję w systemie co gdzie i jak. Typek zadzwonił do niej, powiedział tylko początek tego problemu i się rozłączyli. Mówi mi, że potrzebuję X (czyli jakieś dane do konkretnego przypadku, powiedzmy że numer zlecenie, imię, datę). Mówię że to wszystko mam i tutaj nawet Ci pokazuje w systemie ten konkretny przypadek co muszę poprawić. Nie wierzy mi i patrzy w monitor udając że coś rozumie. Dzwoni do niej drugi raz, że już mamy te dane (bo wcześniej ich nie miałem xD). Ona tłumaczy co po kolei trzeba kliknąć. Ja tego nie klikam bo już w tym miejscu jestem. Typek #!$%@? czemu nie robię tego co ona mówi. W końcu się odzywam na głos (rozmowa była na głośniku), że już to mam i mam wybrany ten konkretny przykład. Że wiem jak to poprawić, tylko dostałem info że ona to inaczej robiła. Poprzedniczka mówi, że nie robiła inaczej i trzeba wycofać i od nowa wprowadzić (czyli moje rozwiązanie). Podziękowałem za odpowiedź i się rozłączyliśmy. Typek #!$%@? mówi żebym teraz to usunął (te błędne wpisy), mówię że nie bo przepadną nam dane potrzebne do ponownego prawidłowego ich wprowadzenia.
Aktualny tydzień to wychodzenie z szafy problem ukrywanych sprzed 2-3 miesięcy, a ja tylko się zastanawiam ile tu jeszcze wytrzymam, zanim rzucę papierami. W tej firmie jest #!$%@? taki z jakim się jeszcze nie spotkałem nigdzie. Trochę lat już pracuję, myślałem że gorzej niż w poprzedniej pracy być nie może, ale to co tu się dzieje przekracza wszelkie normy. Mam wrażenie że ta moja poprzedniczka to zaszła w ciążę i od razu stąd #!$%@?ła (w 6 tygodniu czy tam którym się dowiedziała o ciąży). Zostawiła to wszystko i niech się wali. Mam też wrażenie, że wszyscy oczekują ode mnie kręcenia się po halach i robienia czegoś tam (nikt nic nie powie wprost), a na rozmowie o pracę nie było o tym ani słowa.
  • 14
@login_cwiczebny: Byłem ze 3 razy się przejść i mniej więcej zobaczyć który dział gdzie jest. Dowiedziałem się, że moja poprzedniczka robiła inwentaryzacje na działach i że ja też kiedyś będę musiał. Nie sam ale jeszcze z 2-3 osobami, żeby szybciej poszło. W umowie nic o tym nie mam.

@Orowerbogatszy Dalej to już raczej rzucenie papierami tylko będzie.

W sumie nie napisałem o tym wyżej, ale wczoraj to już nie wytrzymałem. Typek
@Jacek12: Jak ktoś przychodzi do mnie żebym coś ogarnął, to mówię żeby dał mi trochę czasu i jak coś ustalę to się odezwę. Próbuję swoją aktualną wiedzą to ogarnąć, jak czegoś nie wiem i nie mogę się od nikogo dowiedzieć (tutaj pozdrawiam naszego opiekuna z firmy zewnętrznej, dzisiaj też nie mogę się skontaktować) to mówię wprost, że nie wiem i nie mogę się dowiedzieć od nikogo. Szefowi mówię to samo, mam
@Orowerbogatszy: on to ma problem ze sobą.

Wysypał się jakiś program pośredni do zliczania wartości. Na początku tygodnia ktoś się zorientował i do mnie, żebym to ogarnął, bo moja poprzedniczka to wcześniej robiła. Pytam się typka (informatyka) czy on coś kojarzy, bo ja nie mam pojęcia o co chodzi i gdzie może być problem, a nasz opiekun z firmy zewnętrznej oczywiście niedostępny. Pokazał mi jakiś komputerek w serwerowni, że tam jest
@kosetka: ja to bym #!$%@?ł i szukał czego innego.
Jak już znajdziesz to dajesz wypowiedzenie i spytasz się czy da się skrócić okres wypowiedzenia. Jak nie to zawsze możesz iść na l4 w tym czasie :D
@kosetka: Wrzuć na luz. Shit in = shit out. Niczego innego nie dostaną, a ty świata nie zbawisz. Jeżeli oczekują od ciebie działania na jakimś niszowym systemie, a nie mają do niego dobrej dokumentacji, to nie twój problem. Samodzielna nauka wymaga więcej czasu i muszą się z tym liczyć. Rób tak jak umiesz najlepiej. Jak masz metodę, która działa, a twoja poprzedniczka miała inną - peszek. Metoda działa i niech się
@kosetka: ty, a moze zrobić z tego historię jak z filmu? Zaryzykuj, wyjdź przed szereg, #!$%@? wszystkich na około (ale merytorycznie) jaki szajs odwalają jakiemuś wysokiemu szefostwu. Wyjaśnij dokładnie jakie są problemy i dlaczego one szkodzą firmie. Do tego dodaj, że sam byłbyś w stanie to ogarnąć lepiej i że możesz się tym zająć. Fakt zdefiniowania problemu, a jeszcze podania rozwiązań przy okazji, powinien być wystarczającym poleceniem twojej osoby. Skończy się