Wpis z mikrobloga

Kolejne zadanie wykonane. W trzecim kolejnym meczu u siebie Legia strzeliła dokładnie dwa gole, ale w odróżnieniu od poprzednich, nie straciła żadnego. Takie to proste.

Trudno było nie patrzeć na Stal jak na jeden z najsłabszych zespołów ligi na wiosnę. Nie sądziłem, że z tego powodu będzie łatwo, ale że mecz będzie inaczej wyglądał. Do tej pory ich sposobem na nas była bardzo głęboka defensywa i stałe fragmenty gry. Spodziewałem się, że tak zagrają i teraz. Zwłaszcza że wiedzieli, że zagramy bez Josue, więc w ataku pozycyjnym przeciwko zmasowanej obronie może nam być trudniej. Zamiast tego zagrali z nami w piłkę, co trzeba docenić. Jakże inaczej wygląda nasz mecz z Widzewem, Stalą czy nawet Lechią Zielona Góra, a jak z takim Górnikiem. Nawet jeżeli Legia popełniała błędy i trzeba jej to wytknąć, przynajmniej da się to oglądać z obu stron, a między innymi o to chodzi.

Nie chcę tworzyć mitów, ale mam wrażenie, że w powszechnej opinii Legia wymęcza te punkty i niczego poza tym nie pokazuje. Tak do końca nie jest, a przynajmniej nie u siebie. Na ostatnich wyjazdach ligowych rzeczywiście tak to wyglądało, natomiast przy Ł3 gra się w miarę zgadzała, ale ostatnie remisy trochę nie pozwalały tego zauważać. Powraca odwieczny dylemat punkty vs styl. Dziś priorytetową rzecz, czyli punkty, możemy zaliczyć. O stylu można dyskutować, ale w mojej ocenie zwycięstwo było zasłużone.

W całym meczu powinno paść kilka bramek więcej i nikt nie byłby z tego powodu skrzywdzony. Nawet mimo czystego konta możemy rozpatrywać ten mecz tak, jakbyśmy wygrali na przykład 5:3, czyli zagrali dość beztrosko w obronie, ale potrafiąc nadrobić to z przodu. Trzeba zwrócić uwagę, że obaj bramkarze popisywali się kapitalnymi interwencjami i z tych obronionych strzałów tylko Wszołkowi można zarzucić, że zawalił. Pozostali strzelali niemal najlepiej jak mogli, ale Hładun i Mrozek robili co mogli.

Plusem dla nas było to, że Stal nie byłaby w stanie zakładać pressingu przez cały mecz. Nam i tak udało się spod niego kilka razy wyjść, ale podejmowaliśmy też spore ryzyko i za którymś razem mogłoby się nam ono już nie opłacić. Zresztą było „wsadzanie na konia”, nawet w wykonaniu świetnego Hładuna, były błędy pod własnym polem karnym, bo czasami to nieuniknione. O to nawet nie mam pretensji, bo to jest koszt gry bardziej ambitnej, którą próbujemy wprowadzać. Tym lepiej dla nas, że tworzyły się przestrzenie za plecami obrońców i można było tam zagrywać. Para napastników z tego meczu, Rosołek – Pekhart, nie należy do szybkich, ale już wahadłowi, Muci i Kapustka nie mają z tym problemów. Było komu biegać i w niektórych fragmentach wyglądało to nieźle.

Mecz był w wykonaniu Legii stosunkowo nierówny. Miała momenty wyjścia spod pressingu, zepchnięcia rywala do defensywy, oddania pola i wyrównanej gry. W każdym meczu tak jest, ale tutaj przeplatały się one dość często. Można żałować sytuacji po akcjach zespołowych lub indywidualnych, które zasługiwały na to, żeby w przyszłości pojawiały się często w powtórkach. Jednak ostatecznie ich tam nie będzie, bo nie zakończyły się golami. Akcja zakończona strzałem Kapustki w pierwszej połowie była wręcz modelowa, od wyprowadzenia aż do znalezienia sobie miejsca na przedpolu, które pozostało nieobstawione. Zabrakło może trochę lepszego podania lub ustawienia, ale wcześniej było top. Muci zasługiwał na drugą asystę po kapitalnym solowym rajdzie, ale co może zrobić, gdy Wszołek nie strzela takiej patelni. Już teraz ma w całym sezonie 5 asyst, czyli tyle samo co Josue i Wszołek. Niby jest tu jeszcze gorzej niż ze strzelcami, bo przynajmniej Josue ma 7 goli. Ale czasami się wydaje, że taki Josue mógłby spokojnie mieć dwa razy tyle asyst, bo tylu stworzonych okazji nie wykorzystano, a mowa nie o wszystkich okazjach, tylko o jakimś ich procencie.

Jest kilka pozytywów po tym meczu, ale chyba najbardziej cieszy, że drugi z rzędu znakomity mecz rozegrał Muci. Kiedy gra słabiej, to po prostu znika na dłuższy czas. W lepszym wariancie raz na jakiś czas wyjdzie z cienia i pokaże coś ciekawego. W tym przypadku był wszędzie, potrafił się odnaleźć w środku, na skrzydle i pod polem karnym. Z łatwością uwalniał się spod opieki, utrzymywał piłkę i rozgrywał, w zasadzie nie można mieć uwag. Ma coś takiego, że wystarczy mu niemal niezauważalny ruch i już wypracowuje sobie przewagę nad przeciwnikiem, tak jak to zrobił przy golu na 1:0. Trzeba przy tym przyznać, że samo dośrodkowanie nie było idealne i mało kto byłby w stanie to wykończyć. Tu wchodzi Pekhart, który wykorzystał to nie tylko dlatego, że po prostu dostał podanie i znalazł się w odpowiednim miejscu i czasie. On z tej centry wycisnął więcej, niż cokolwiek na to wskazywało. To już było niemal jak z mistrzowskiego sezonu 2020/21. To jest moment, w którym nie tylko zrobił swoje, ale i dał coś ekstra. Jego pozycja szybko zrobiła się niepodważalna, a przy tym ważny jest jeszcze temat współpracy między napastnikami. Gdy grali Muci i Rosołek lub teraz Pekhart i Rosołek, często brakowało podań między nimi. Z kolei Muci potrafił już kilka razy znaleźć Pekharta w polu karnym. Co tu dużo podsumowywać – Rosołek naprawdę dobrze spisuje się w defensywie, ale to tylko i aż defensywa. Z przodu kto inny robi różnicę, co jest nam w tej chwili bardzo potrzebne.

Jak wiemy, nie mogliśmy liczyć na więcej transferów, w związku z czym tym bardziej trzeba próbować wykreować wiodących zawodników wśród tych, którzy już są. Jeszcze za wcześnie, aby powiedzieć, że Muci już się takim stał. Podobnie Strzałek, ale można już mówić, że dał konkret i też nie dlatego, że był tylko i aż częścią dobrze funkcjonującego zespołu. W tym przypadku zrobił przewagę indywidualnym zrywem. Ma się wrażenie, że z każdym meczem jest w stanie dać coraz więcej i dzisiaj tak właśnie było, choć nie przebywał na boisku długo. Jednocześnie dziś nie mieliśmy dziś prawa narzekać na ławkę rezerwowych. Oczywiście ona nadal jest dość uboga i to się nie zmieniło. Chodzi mi o to, kim dysponuje Stal. Nie wypada narzekać na naszych rezerwowych, patrząc na to, kim oni grają. Można ten mecz podsumowywać obszernie, tak jak ja to robię, ale tak naprawdę można to ująć w krótkim tl;dr. Ostatecznie zadecydowały umiejętności zawodników w kluczowych momentach, a te w Stali były wyraźnie niższe. Bałem się tego meczu, że Sappinen nam strzeli, bo już raz to kiedyś zrobił, a już nie tacy napastnicy przełamywali się przeciwko nam. To był jednak ten sam Sappinen co zwykle, a trenera Majewskiego mi zwyczajnie szkoda i jeżeli zostanie zwolniony, to będzie to jeden z przypadków do obsmarowania klubu na mirko. Nawiasem mówiąc, zbliża się przerwa reprezentacyjna, więc zakładam, że mogę mieć z tego tytułu trochę dodatkowej pracy, bo będzie to dobry moment na zmiany w niektórych klubach.

Wcześniej tego nie zaakcentowałem, więc trzeba zwrócić uwagę, jak łatwo przeciekała nasza defensywa. Moim zdaniem to w dużej mierze efekt dość ofensywnego ustawienia. Nawet środkowi obrońcy mają u nas dość ofensywne nastawienie, a w środku pola jest tylko jeden zawodnik o typowo defensywnej charakterystyce. Można stwierdzić, że przeciwko Stali Mielec nie powinniśmy sobie pozwalać na aż tyle sytuacji przeciwnika i jest to prawda. Jednak ostatecznie okazało się, że przy tej klasie rywala jednak mogliśmy do tego dopuścić. Konsekwencje moglibyśmy ponieść grając z kimś, kto przynajmniej ma napastników.

Różnica zarówno do pierwszego, jak i do trzeciego miejsca, wynosi po dziewięć punktów. To może być nudna końcówka sezonu, w której i my, i Raków nie zmienimy swoich pozycji w tabeli przez całą rundę. Jednak jest jeszcze ostatni dzwonek na to, aby coś się działo. Tą szansą są najbliższe dwie kolejki. Jeżeli Raków nie straci punktów z Cracovią, która mu kompletnie nie leży, i nie przegra z Legią, to już raczej over. Przy tym jeszcze pozostaje kwestia naszego meczu z Radomiakiem. W każdym razie 3-4 punkty straty po 26. kolejce jeszcze mogłyby dać jakieś emocje. To byłaby kwestia tylko dwóch kolejek. Jednak widać, jak ciężko może o to być.

Legia ma serię 11 meczów ligowych bez porażki, z których wygrała 7. Patrząc na zremisowane mecze, każdy z osobna Legia mogła wygrać. Prowadziła w nich lub nie wykorzystała rzutów karnych, które zwiększyłyby szanse na zwycięstwa. Jednak w praktyce raczej nie stać nas było na jedenaście wygranych z rzędu. A tylko taki wynik pozwoliłby nam na prawdziwe bycie blisko Rakowa. Legia już punktuje dobrze, ale musiałaby punktować kosmicznie, żeby ta rywalizacja rzeczywiście zaistniała.

Przed przerwą na kadrę trzeba jeszcze zająć się Radomiakiem. Ostatnio ich wyniki się pogorszyły, zanosi się na bezpieczny środek tabeli. Ale jeśli kiedyś sezon miałby się dla nich zakończyć, to raczej po meczu z nami, a nie przed. Trzeba przypomnieć, że wciąż mamy wiele niekorzystnych serii wyników do przełamania. To się stało m.in. po obu wygranych ze Stalą, a także jesienią z Radomiakiem. Trzeba jednak także wygrać w Radomiu. Potem znowu trzeba będzie zobaczyć, co nam to da, ale na razie nic więcej poza utrzymywaniem lekkiej presji na Raków nie możemy zrobić.

#kimbalegia #legia
  • 3
@Kimbaloula: Ja nie za bardzo jednego rozumiem, ogolnie ludzie narzekaja na Legie w tej rundzie i chwala Rakow, a prawda jest taka, ze oba zespoly zdobyly na wiosne dokladnie tyle samo punktow i odjechaly reszcie stawki. Szansa na 1 miejsce jeszcze jest, o wszystkim zadecyduje 1 kwietnia i mecz z Rakowem.
W dzisiejszym meczu trzeba docenic Slisza, jak dla mnie byl wczoraj najlepszy, to ile musial naprawiac z tylu to bylo
W dzisiejszym meczu trzeba docenic Slisza


@miki4ever: ja się nie zgadzam. Gdybyśmy na 6 mieli kogokolwiek potrafiącego grać piłką, to byłoby DUŻO więcej akcji typu "zręczne wyjście spod pressingu i gol" - Slisz jest głownym hamulcowym podczas rozgrywania od tyłu bo ma dużo gorszą wizję od innych zawodników (Nawrocki, Ribeiro, Hładun <-- on jest top i powinien zostać w bramce). To Slisz najczęściej nie widzi podania do przodu przez linie -