Wpis z mikrobloga

Wszystkie cele na dziś zostały osiągnięte. Legia awansowała do półfinału pucharu, zrobiła to w sposób przekonujący i bez strat. Można było wiele przegrać, a stosunkowo niewiele wygrać, więc to, co udało się zrobić, to i tak dużo.

Być może trener mógł nawet jeszcze bardziej zamieszać składem, ale ten, który wystawił, świadczył o tym, że traktuje ten mecz poważnie. Jednocześnie udało się wprowadzić kilku rezerwowych, żeby trochę pograli w dłuższym wymiarze. Nikt nie będzie na podstawie meczu z drużyną z czwartego poziomu wyciągał większych wniosków co do ich przydatności. Na razie ich rola ograniczyła się do tego, żeby w takim meczu wystąpić i zbyt wiele nie przeszkadzać. Robotę i tak musieli w większości zrobić ci, od których się tego oczekuje, zwłaszcza pod nieobecność Josue.

Mecz się bardzo szybko ułożył i w zasadzie aż do końca był pełny spokój, co ostatnio nie zdarzało się zbyt często. Przy prowadzeniu 1:0 można było się jeszcze zastanawiać, w końcu już taką przewagę Legia niejednokrotnie marnowała, nawet jeżeli gole dla rywali padały z niczego. Trafienie Kapustki właściwie zamknęło temat. Zaskakująco dobrze wyglądał Pekhart, w znaczeniu, że wyjątkowo grano na niego głównie piłki za plecy obrońców i on sobie z tym nieźle radził. Jest też zawodnikiem, który dość często, jak na to, jaką ma opinię, próbuje efektownych uderzeń i wreszcie takie mu wyszło. Na razie też można stwierdzić, że wniósł mniej więcej to, co miał wnieść, czyli „swoje strzelił”.

Ostatnio można było zastanowić się, które transfery w wykonaniu Jacka Zielińskiego były udane, a były już na to trzy okna. Na pełną ocenę jest za wcześnie, ale w tej chwili w stu procentach sprawdził się tylko Wszołek i jest szansa, że tak będzie z Pekhartem. A są to zawodnicy, których nie było tu raptem pół roku. Dziś widać było sens jeszcze zatrudnienia Hładuna. Bo o ile jeszcze z Widzewem Miszta mógł zagrać, to dzisiaj już nie. Dzięki temu mamy zabezpieczenie, którego brakowało jesienią 2021 roku przy braku Boruca. Tylko że na tym koniec, a zawodnicy pokroju Picha, Baku czy Sokołowskiego nie wnoszą zbyt wiele nawet w meczu z Lechią Zielona Góra. W tym meczu zagrał jeszcze Augustyniak i było ok, ale na razie jest on dla mnie bardziej rozczarowaniem niż wzmocnieniem.

Oczywiście mecz nie był perfekcyjny. Były długie momenty, że nic się nie działo, sporo kiksów, a przy większej ilości pecha może Lechia nawet dałaby radę coś strzelić. Jednak w tym przypadku nie ma co szukać dziury w całym. Mecz był pod całkowitą kontrolą, w drugiej połowie porobiły się przestrzenie i Legia wykorzystała to tak, jak powinna. Nie było też widać szczególnej nonszalancji ani lekceważenia przeciwnika. Kapustka ma historię z Błękitnymi, których pytał, ile zarabiają, teraz po latach wyglądało to nieco inaczej, choć może na boisku padło coś nieprzyjemnego. W każdym razie praktycznie dla wszystkich to popołudnie było udane. Legia osiągnęła swój cel, a dla Lechii sam występ był kiepski, ale już samo to, że taki mecz się u nich odbył, był sporym wydarzeniem i nie ma co ich wyśmiewać z tego powodu.

Jeżeli jest po tym meczu coś niepokojącego, to trochę martwią mnie kolejne błędy Nawrockiego, który w tej chwili pod względem gry czysto defensywnej jest u nas najsłabszym ogniwem. Na szczęście sporo odrabia z przodu, ale oczekuję, że po osiągnięciu stabilizacji, na którą składają się regularne występy w pierwszym składzie, wreszcie zrobi postęp. Każdemu imponuje, jak gra z piłką przy nodze albo jak odnajduje się w polu karnym. Jednak aktualnie błędów w tyłach jest trochę za dużo i to niezależnie od poziomu przeciwnika. Wspomniałem też o Pichu i jemu podobnych zawodnikach, ale co do nich nie ma aż takich oczekiwań czy wielkich nadziei. Taryfę ulgową ma na razie Strzałek, choć skoro coraz częściej dostaje szanse, to trzeba będzie od niego wymagać. Należy też docenić drogę, jaką przebył przez te kilka miesięcy, bo wydawało się, że jest blisko grania w Ekstraklasie, jednak rundę w rezerwach mógł w zasadzie spisać na straty, a od zimy nagle znowu zaczął się liczyć i powoli się przebija. Może nie ma z jego gry jeszcze zbyt wielu konkretów, prawdopodobnie dwa gole zabrali mu już dwaj Czesi, jeden z Widzewa i jeden z Legii. Taki występ raczej mu nie zaszkodził. Zresztą każdy musiał teraz wziąć więcej odpowiedzialności, skoro nie było Josue. Wahadłowi ten test raczej zdali, Kapustka też, choć znowu trzeba powtórzyć, że w kontekście ligi właściwie i tak niczego to nie zmienia.

Cały czas pamiętając, że skala trudności była inna niż zwykle, cieszy utrzymanie kontroli i wyniku do samego końca, a także przełamanie Carlitosa. Strzelał w sparingach, ale to mu specjalnie nie pomogło na początku rundy wiosennej. Puchar to też wciąż nie to samo, ale może już trochę bliżej tego, żeby wreszcie się odblokował. Para napastników z ostatniego meczu ligowego, czyli Muci – Rosołek, ma coraz mniej zwolenników, a to jest jedna z nielicznych pozycji, gdzie trener rzeczywiście może próbować częstszych zmian. Podobnie jak z samym występem – taki gol po prostu nie powinien zaszkodzić, choć i tu jest historia z przeszłości, kiedy Carlitos podobno odleciał po strzeleniu dwóch goli Gibraltarczykom z Europa FC. Aktualnie nie ma sygnałów, aby szczególnie niszczył atmosferę w drużynie, która ogólnie wydaje się dobra, ale to tak ku przestrodze.

Po meczu z Lechią można odczuć ulgę, że wciąż jesteśmy w grze o puchar. Ostatnio regularnie odpadaliśmy na etapie ćwierćfinału lub półfinału, a w finale nie było nas od dość dawna. Rok temu losowanie potoczyło się dla nas najgorzej jak mogło. Teraz mieliśmy trochę trudniej jesienią, los oddał to w ćwierćfinale. Teraz życzenie jest jasne: oby nie musieć grać z Rakowem, a jeśli już, to jak najpóźniej. W chwili, w której by odpadli, od razu stalibyśmy się głównym faworytem do zwycięstwa, ale na razie tak nie jest. W najgorszym razie trzeba będzie liczyć, że w pojedynczym meczu wszystko będzie możliwe i oby odbył się on w Warszawie, niezależnie na którym stadionie. Na razie odhaczamy pierwszy ważny mecz z tego tygodnia, a dalsze dywagacje będą miały sens, gdy dowiemy się, co Raków zrobi jutro. Nie żebym szczególnie się łudził, ale wolę być przygotowany na każdy scenariusz.

#kimbalegia #legia
  • 3
@Kimbaloula: ja bym chciał docenić Lechię, za to że wyszła na boisko grać w piłkę, a nie kopać po nogach rywala, jak to czasem bywa w Ekstraklasie.

Oczywiście swoje tu mogła zrobić różnica klas i pewien szacunek dla rywala, ale znalazłyby się też drużyny które zagrałby jak banda świrów z Kielc i co gorsza komentatorzy i dziennikarze by pochwalali taki sposób gry przeciwko lepszemu rywalowi.

Oczywiście było parę ostrych starć, ale
@matixrr: Zgadzam się, że Lechia chciała grać w piłkę i trzeba to docenić. Nie ma co ukrywać, że to też nam pomogło.

Augustyniak miał dobre wejście, ale od meczu z Rakowem już zjechał z formą, a najwięcej moim zdaniem zawalił zaraz potem z Miedzią. Od tamtej pory nie złapał odpowiedniego rytmu i nie był w stanie na dobre przebić się do składu, nawet gdy przeszliśmy na trzech stoperów.

W tej chwili