Wpis z mikrobloga

24. Chorowałem.

Dla powiększenia słownictwa napiszę jak mi się chorowało przez ostatnich pięciu dni. Leczyłem się. Ale wszystko w odpowiedniej kolejności. Pierwsze pytanie zawsze - Wobec kogo trzeba składać skargę z powodu tego co mi odjaniepawłiło, bo nie chorowałem w poprzednim roku, bo mam naturalną odporność na te wszystkie przeziębienia. No i oczywiście że wobec komunikacji miejskiej - bo w terminie nie przyszedł autobus, i nie jeden, a całych dwóch. Stanęłem na przystanku zbytnich pół godzinę i przemarzłem.

Rankiem już miałem trzydzieści osiem stopni na tym drobnym narzędzie, którym sprawiają temperaturę ciała, no i odczuwałem to ciało z clarowością faktu nie do zaprzeczania - zachorowałem. Jeszcze poprzednim wieczorem miałem wskazówkę, że coś zaczyna, ale myślałem, że gorąca łażeńka uratuje mi zdrowie, ale nigdy nie działa ten metód, kiedy już masz podejrzanie, że przeziębiło cię to łażeńka nigdy nie rozwieje tych objaw nadchodzącej choroby.

No i rankiem poszedłem do przychodni w godzinie jedenastej doszedłem i tam mówią, że łekarka już wyszedła obchodzić innych chorych w ich domach. Ale skończyło się dobrze, bo wróciła przez czterydzieści minut. Nic nadzwyczajnego przeglądanie gardła i odsłuchanie pluc nie wykryło, więc odtrzymałem przyskrypcję na leki zwykle a w dodatku korzystanie z trybu leżania w pościeli przez pięć dni. Czym się leczyłem - "antygryppin" to jest proszek, który ręcznie robią w aptece obók przychodni z kolejnych składników: dimedrol, rutin, calcium glukonatum, kwas askorbinowy, kwas acetylsalicylowy; jeszcze plukanie do gardła w żółtych rozpuszczalnych pigulkach; był jeszcze środek na obniżanie temperatury i jakiś poważny lek na kichanie, ale tych nie użuwałem, bo lekarzom wierz, ale jeśli nie jest zbyt ciężko, to należy pamiętać, że leki są złem i nie należy ich jeść jak cukierki.

Po wizytę do lekarza już mogłem chorować z czystym nie obciążonym sumieniem - zrobiłem wszystko co mogłem, żeby zapobieć niewygodnym skutkom i nieprzywidywalnym konsekwiencjom. Już mogłem sobie odpocząć, do tego wybrałem metodę bochaterów Anathema Neala Stephensona - zerwałem wcale połączenie ze światem za murami pokoju - ani telewizji ani stron Internetowych. Leżałem i czytalem książki i słuchałem też, z okna widziałem tylko jak śnieg pada i niczym się nie interesowałem.

Skończyłem drugi tom Narrenturm, pisze Sapkowski dobrze, ale książka wciąż słabsza od innych, bo na jednego bochatera takiej grubej książki jest za dużo, wskutku czego przygody jego, już w drugim tomie idące w trzecie kółko powtarzania, łochi-uratowanie-łochi, tracą całkowicie wszystkiego nie tylko sensu, ale i ciekawości dla czytelnika. Przeczytałem książkę o masonach, świężutka z poprzedniego roku, nasi władcy próbują się wytłumaczyć przed społeczeństwem, wychodzi nie przekonujące, bo wiek już dwudzieściu pierwszy i czytelnik ma pod ręką Internet, i wszystkie skoki tych braci w spodniczkach wywolują tylko śmiech na widownie, a nie za długo tych ludzi będą bić.

Poczytałem też niedawno wydanną antologię publicystyki z lat 2005-06, artykuły z tego czasu, opisujące wydarzenia, który wtedy miały się odbyć. I teraz powiem wam parę mysłi na temat gazet. O ile ten cały szum informacyjny "na beżąco" możę byc mylącym wzrok, o tyle po latach gazety stanowią się głównym źródłem wiedzy historycznej. Ani jedna monografija znanego naukowca w dziedzinie historii nie da tyle wiedzy o okresie jak czytanie tymczasowych gazet. Wspomniłem aferę z tych lat jak pewny Indyjczyk jej wysokości królewny angielskiej, Mittal czy Metal miał na imię, kupował na całym świacie huty metalurgyczne, używając środki finansowe z tajemniczych kont radzieckiej partii komunistycznej, świetna sprawa była. No albo inna z tych lat rewelacja, kiedy minister Sikorski chceł ujawnić publiczności plan Warszawskiego paktu po podbijaniu Europy, no i w tych planach "zapomnęli" o istnieniu tego królestewka na wyspach, i Sikorskiemu ludzie powiedzieli, że jeszcze za rano tę informację udostępniać.

Ale mniejsza z tym, lecz mnie masonie nie tylko nos zapchają, który tylko zaczął wracać do trybu zwykłego po pięciu dniach nie używalności. I co jest zaskakujące ciekło z nosu nie na zewnątrz, a wewnątrz mojego organizmu, taki pacjent zero z człowieka, więc uważajcie na siebie. A też polecam tego odłączenia czasowego od światu za murami.

#zdrowie #ksiazki #historia
Pobierz
źródło: IMG_20230216_125631
  • 1