Wpis z mikrobloga

Kiedyś w robo byłem przydzielony do dwóch projektów - nazwijmy że jeden to polski a drugi europejski.
Na co dzień siedziałem w pokoju z ludźmi z projektu polskiego, jednak dużą część piątków spędzałem w "pokoju europejskim" bo piątek tam był przewalony. Piątek to był dzień zjazdowy, w zależności od tygodnia trzeba było ściągnąć z Europy do domu 20-40 chłopaków którzy kończą zmianę i w sobotę tyle samo wysłać na podmianę. A więc jakoś z głową to rozplanować które auto gdzie ma skończyć, kogo umiejscowić w którym busie żeby nie było dużo zbierania się po zachodzie ani dużo krążenia po Polsce bo zabieraliśmy i odwoziliśmy chłopaków do domów. Była taka wielka tablica żeby to sobie rozpisać i był potrzebny komputer żeby sprawdzić kto gdzie jedzie, gdzie ma stanąć na pauze i gdzie trzeba go odwieźć. Zawsze korzystaliśmy z komputera kogoś kto był w tamtym pokoju ale jednego tygodnia byłem sam więc wziąłem swojego lapka i podpiąłem się pod pierwsze lepsze gniazdko a tu mi laptop za 5min zgasł bo miał mega słabą baterie. To wyjąłem jakąś wtyczkę z innego, podpiąłem lapka i chwilę sb pykałem w telefonie żeby się podladował zanim uruchomie. I wpada koleżanka i mówi że neta nie ma w biurze. To poszedłem jeszcze zapalić w nadziei że net wróci bo był mi potrzebny ale wróciłem a neta dalej nie ma. Zrobiłem hot spota z telefonu i to mega #!$%@? działało ale jakoś powolutku sobie te zjazdy rozpisywałem a zaraz wpadają chłopaki z it i coś patrzą przy tej listwie w której nie było prądu to im mówię że w tej listwie nie ma prądu. A oni patrzą na gniazdko do którego podpiąłem zasilacz i na przewód od routera który leży wypięty obok i pytają "kto to #!$%@? i po co odłączył?!"
A neta nie było z 20-30min zanim przyszli xDDDDD