Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Będzie o rodzinie, więziach i pieniądzach ale muszę to z siebie wywalić bo nie wiedzieć czemu, od jakiegoś czasu mnie to strasznie kłuje i mam ból dupy. W skrócie - potraktujcie to jako tl;dr: niby mam ojca, niby w porządku ale jednak jakbym go nie miał.

Wychowywałem się w biedackich i szalonych zarazem latach '90 (świadomie to druga połowa + początek '00), ojciec był oficerem policji a matka pracowała w różnych firmach, ale od pewnego momentu raczej gorzej niż lepiej. Można w skrócie przyjąć, że rodzinę utrzymywał finansowo głównie ojciec a matka się dokładała. No i tu się wszystko zaczyna. No i ogólnie w domu nie wiodło się źle poza tym, że było na wszystko, tylko nie dla dzieci (w kwestii finansowej). Obczajcie to, że gdy byłem pod koniec szkoły średniej (wiek 16-18 lat) dostawałem całę 50zł kieszonkowego miesięcznie i to było wszystko. Gdzie tu chłop pod 18 lat, za 50zł ma cały miesiąc przeżyć, gdzie tu jakąś kobite zbajerować, za to można było iść raz na miasto i tyle. No i co robi 17 letni chłopak w takiej sytuacji? Ano sobie próboje jakoś radzić - sprzedaż dragów, sprzedaż piratów itp. Jakoś wtedy nie przyszło mi do głowy, że w razie wpady ojciec policjant bedzie miał przerypane ale ilekroć przychodziłem po więcej to od niego słyszałęm, że "muszę nauczyć się zarządzać tym co mam". No xD. Jakieś lekcje angielskiego? Nie no szkoda kasy. Chcesz trenować sport? To idź i się ewentualnie zapisz (na trampki do grania w gałę musiałęm się prosić 2 miesiace, jak zgubiłem rękawiczki bo stałem na bramce to mi już drugich nie kupił).
Tymczasem mój ojciec: drogie hobby, sprzętu na kilkadziesiąt koła, auto nowe z salonu (fakt, segment B czy C ale w 2002r to było coś, że w ogóle nowe), ciągłe wyjazdy itp. No i tak na granicy prawa dokulałem się do ukończenia szkoły średniej i przyszedł czas na wymażone studia w innym mieście. O nieee jakim innym mieście xD - jest uczelnia 3km od nas, to masz tam się zapisać dziennie bo my was (w domyśle mnie i mojej siostry) nie utrzymamy w innych miastach. No i wtedy chyba pierwszy raz we mnie pękło i się #!$%@?łem. Powiedziałem że niech w myślach ojcu, żę niech spier** i idę do pracy i studia zaoczne sobie sam opłacę. Znalazłem gównorobotę za 5zł/h netto na b2b - tzn 5zł/h netto + dopłącali mi do zusu i dochodowego, więc to było takie netto faktycznie na rękę. No kit, takie czasy. Studia kosztowały jakieś 250zł miesięcznie więc jakoś dawało radę, nawet coś tam zostało i udało mi się nawet poznać kobitę.
Na drugim roku studiów rozstałem się z kobitą i niestety fatalna wiadomość - jest w ciąży, będą alimenty. No nie poszło. Jako 22 latek z dochodem rzędu 900zł i kosztami ~300zł nie powiem, że życie mi się pod nogami załamało. Co usłyszałem od ojca? "no bo wiesz miras, z ujem i bronią nie ma żartów". Tymczasem ojciec cały czas wyjazdy, realizacja siebie, fun. No i wtedy ojciec wniósł o rozwód. Nie powiem, dość mocno to przeżyłem bo na studiach owaliłem rok ale wiedziałem, że teraz to #!$%@? bo matka pracuje w słabopłatnej pracy, siostra jeszcze nie pracuje a ja mam studia zaoczne i alimenty do ogarnięcia. Dzielenia majątku nie było, ojciec zostawił wszystko tak jak było (nie wiem czemu, choć się domyślam - nie chciał dotykać gówna żeby bardziej nie śmierdziało) i uwaga - w sądzie podobno stwierdził (wiem od siostry bo mnie nie było), że alimenty tylko będzie płącił na siostrę, bo ja pracuję i nie potrzebuję. Sedzia się tylko zaśmiałą i powiedziała, że nie jestem jeszcze samodzielny i przyznała równe alimenty mi i mojej siostrze. Tu mi trochę kamień spadł z serca bo bałem się trochę o to, jak mama sobie poradzi a tak to mogłem alimentami wspomóc z siostrą. No i tu możemy przewinąć parę lat do przodu.

W międzyczasie się wyprowadziłem, znalazłem nieco lepszą pracę ale też musiałem wynajmować pokój, matce się polepszyło na tyle, że mogła samodzielnie sobie radzić ale ja tak żyłem na granicy. W sensie alimenty od ojca + pensja starczała na życie tak dosłownie na styk. Na tyle, że co miesiąc od kolegi pożyczałem pieniądze na dociągnięcie aby potem mu oddać. Co robi w tej sytuacji ojciec? Oznajmia, że skończyłem 26 lat i alimentów niet. Byłem wtedy na samym początku ostatniego roku i świat się pode mną załamał. Załamał się na tyle że wstałem, poszedłem do kibla i zacząłem wyć, pamiętam to do dziś, nie życzę nikomu. Ojciec gdy to zobaczył powiedział, że w sumie może mi trochę pożyczyć (xDDDDDDDD), nie mając wyjścia zgodziłem się na taką opcję. Tu znowu przewijamy parę lat do przodu i już ja sobie pracuję w IT, zarabiam całkiem spoko, poznałem w międzyczasie spoko kobitę która też nie narzeka na brak pieniędzy ale u ojca się posypało, bo Law and Justice zabrał mu emeryturę (był na szkole oficerskiej i się załapał jako esbek czy tam ubek, bo to podlegało). Jak to wpłynęło na mnie? Mając z tyłu głowy to, że sytuacja u niego raczej wesoła nie jest teraz, u matki może się zrypać postanowiłem włączyć tryb stand-by i po prostu nie brać żadnych zobowiązań i czekać. 5 lat odkładałem decyzję o zakupie swojego M, żyliśmy z żoną i dzieckiem w sumie osobno, bo miałem z tyłu głowy to, że jak coś się spierdzieli to będę miał na utrzymaniu ojca i matkę (no bo jedno to bym pociągnął spokojnie). W międzyczasie zacząłem nadrabiać braki w edukacji (języki), umocowałem się w IT i spędziłem ten czas ogólnie #!$%@?ąc. Ojciec w tym czasie poznał kobitę i się do niej wyprowadził, przez co mógł wynająć swoje zakredytowane we frankach mieszkanie i jakoś spinać budżet.

Mija x lat, dowiaduję się że wygrał w sądzie, oddadzą mu zaległą emeryturę i mi kamień spadł z serca. Podjąłem decyzję o kupnie / budowie domu, wszak mogłem już się zakredytować i nie bać, że nie utrzymam wszystkich wątków. Wziąłem kredycisko i do roboty! ale nie przewidziałem kilku rzeczy, nie chodzi tu nawet o stópki tylko ogólnie z budżetem się załatwiłęm. Nie jest to jakimś problemem bo odrobię. Trochę pomogła mi matka (tzn trochę dla mnie, dla niej to był ogromny wysiłek i nigdy nie zapomnę) finansowo i logistycznie, w ważnych momentach przyjeżdżając po córkę (a kawałek ma, 150km) i teściu (podobnie). W tym czsie ojciec dostaje zwrot emerytury, kilkaset tysięcy zł i robi dwie rzeczy: Inwestuje w chałupę swojej kobity (i o to też mam ból dupy) i kupuje sobie nowiutki z salonu motocykl BMW. Spoko, luz, jego sprawa. Po czym dzwoni do mnie i mówi, że w sumie inflacja gówniana, a on nie wie co zrobić z resztą kasy i sobie chyba na lokatę wpłaci bo nie ma pomysłu. Ja tu pod kreską, nie starcza mi na zrobienie wszystkiego w domu, wie o tym co kwituje "no takie lipne czasy, jakoś trzeba sobie radzić" i nawet nie proponuje żeby POŻYCZYĆ część pieniędzy. No cóż, widocznie moi koledzy są bardziej pomocni bo takie oferty od nich dostałem - nie skorzystałem ale miło. Skręcanie mebli w domu? Spoko, z teściem 2 weekendy od samego rana do samego wieczora skręcaliśmy a ojciec w tym czasie mi zdjęcia z koncertów wysyłął xD. Teraz "potrzebuję" go, bo mam pierwsze w życiu wykończenie niektórych rzeczy robić, anwet nie wiem jakie wiertła kupić a on kuma te klimaty ale jak zwykle - są ważniejsze sprawy. I tu się miarka przebrała. Właścieie to przebrała się podczas skręcania mebli, kiedy to zorientowałem się, że spędzam ten cały czas z teściem zamiast z ojcem, wtedy też zacząłem to wszystko podsumowywać sobie w bani. Tym bardziej, że na jego 60 urodzinach byłem jedyną osobą z tej strony rodziny, siostra wysrane, reszta rodziny od niego wysrane, tylko ja mimo wsyzstko znalazłem tyle szacunku żeby pojechać. Co w zamian? Chyba po prostu czuję się zdradzony. I wiem, ze mojej córce nigdy tak nie zrobię, bo wsprawcie w rodzinie to najważniejsza rzecz, jaką możemy mieć.


#feels #przemyslenia #rodzina #boldupy

---
Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #63a33428ac54d1c27d3b9e5f
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: karmelkowa
Roczny koszt utrzymania Anonimowych Mirko Wyznań wynosi 235zł. Wesprzyj projekt
  • 4
@AnonimoweMirkoWyznania: Kasa, kasa, kasa, daj, daj, daj, całe twoje życie się kręci wokół hajsu, zmęczyłam się samym czytaniem. Własne dziecko kopnąłeś w dupę, a jedyne co ci głowę zaprząta czemu twój ojciec nie sypnie hajsem z każdej okazji. Wisienką na torcie jest dorosły facet wyjący histerycznie w łazience, bo tatuś kazał się usamodzielnić i odciął kieszonkowe.
Chłopie jak ojciec oficjalnie nieznany to po #!$%@? płacisz te alimenty, niech się pobujają po sądzie jak chcą kasę od Ciebie. Bez sensu moim zdaniem to, szczególnie że nic Cię z tym dzieckiem zupełnie nie łączy poza więzami krwi. A co do ojca to #!$%@? mu w oko, tacy jak on rozwalają życie synom.