Wpis z mikrobloga

Korzystając z czasu antenowego, popsuję Wam dzieciństwo uświadamiając jak #!$%@? światem jest potterverse... przygotujcie się na brutalne czerwone pigułki!

Syriusz Black w postaci psiej zaliczył więcej kobiet niż w ludzkiej. To jest ultimate #dogpill. Jak wiadomo ze wspomnień Snape'a, Syriusz był za młodu chadem, w dodatku bardzo popularnym w całej szkole. Jednak z powodu targetowania serii do dzieci Rowling nie powiedziała wam, że powodzenie młodego Syriusza wśród kobiet wynikało z tego, że zamieniał się w psa i w takiej postaci ruchał uczennice (Mapa Huncwotów powstała m.in. po to, żeby móc dupczyć się w różnych zakątkach zamku bez przypału). Był nielegalnym animagiem, ale żadna na niego nie doniosła, bo przecież sama by się tym do reszty skompromitowała. Zresztą po co miałyby to robić - knotting (zbieżność z polskim tłumaczeniem ministra magii przypadkowa) z wielkim czarnym psem dawał im niesamowite orgazmy. Poza tym samo nazwisko - Black - nie oznaczało mrocznej natury, tylko wskazywało na rozmiary penisów tego szlachetnego rodu czystej krwi #dickpill. Kiedyś spotkałem w angielskim barze podchmieloną Rowling, która powiedziała mi, że Black i Potter mieli 10 calowe (~25cm) penisy, a Snape mikropenisa o połowę krótszego. Do tego potwierdziła, że animagami najczęściej zostawali zoofile, ewentualnie partnerzy zoofili. I tak, Aberforth dupczył kozy. Niektórzy czarodzieje wykorzystywali seksualnie także skrzaty domowe. A stado centaurów prawdopodobnie zgwałciło Umbridge.

Skoro już jesteśmy przy odczarowywaniu Pottera, to może zastanawialiście się czym takim zasłynęła ulica Śmiertelnego Nokturnu, że cieszyła się złą renomą? Opisano ledwie jeden sklep z podejrzanymi gadżetami Borgina i Burkesa. Jednak poza nim kwitł tam również handel eliksirem wielosokowym i próbkami DNA różnych ludzi, w tym dzieci, używanymi właśnie do tego eliksiru. Czarodzieje, z czego głównie starcy, impotenci, incele, pedofile, homoseksualiści i inni zboczeńcy kupowali tam eliksir wielosokowy w celu realizowania swoich najbardziej perwersyjnych fantazji seksualnych. Nawet jak się komuś nudziło w związku z żoną, który mógł trwać i setkę lat, bo czarodzieje byli długowieczni, to zamieniał żonę w 8-letnią dziewczynkę, a siebie w wielkiego murzyna. Bądź odwrotnie, bo przecież można było zmieniać w ten sposób płeć, z czego korzystali homoseksualiści w związkach z hetero oraz małżonkowie zamieniali się płciami czy nawet ciałami między sobą w ramach urozmaicenia zabawy. Gdy ma się magiczne moce i żyje za marginesem społecznym, sprzyja to dziwnym zachowaniom i poszukiwaniu mocniejszych wrażeń. Bo czemu nie? Każdy ciekawy człowiek chciałby zobaczyć jak to jest być w innym ciele. A ciekawość niektórych sięga jeszcze dalej...

Ministerstwo zdawało sobie sprawę z tego procederu, ale generalnie puszczało to płazem, dzięki czemu zboczeńcy realizowali swoje fantazje bez krzywdzenia mugoli (podkradali tylko ich włosy do produkcji eliksiru).
Swoją drogą Ron miał kompleksy wobec Harry'ego po tym jak zmienił się w niego na początku 7 części w ramach transportu z Privet Drive nr 4. Lecąc na miotle odczuwał większy ucisk w kroczu z powodu wielkiego penisa najlepszego przyjaciela, dlatego obawiał się, że Hermiona do niego nie wróci, gdyby ją Potter wyruchał w namiocie, gdy Ron #!$%@?ł obrażony brakiem powodzenia w szukaniu horkruksów. https://youtu.be/pCawjbMysBg?t=46

Zresztą to oczywiste, że gdyby Harry nie miał ogromnego, to Ginny by z nim nie została po tym jak jej benchmarkiem został czarnoskóry Dean.

Kolejnym smaczkiem z daleko idącymi implikacjami dla world buildingu było działanie amortencji, eliksiru "miłości". Czarodzieje wykorzystywali go głównie do uwodzenia atrakcyjnych mugoli i, nie bójmy się tego słowa, gwałcenia ich tym sposobem, tak jak zrobiła to Meropa Gaunt (stara Voldemorta, paszczur 1/10, podała go chadowi Tomowi Riddle'wi seniorowi). W rzeczywistości polityka supremacji czystości krwi Ślizgonów nie była przejawem jedynie prymitywnego rasizmu, lecz wyrazem sprzeciwu wobec tak zwyrodniałych związków. Voldemort nie chciał, żeby czarodzieje powstawali w dysfunkcyjnych, #!$%@? rodzinach w tak obrzydliwy sposób, w jaki sam został spłodzony. Do tego rozmnażanie się z mugolami zwiększało ryzyko pojawienia się w rodzinie charłaków, choć nie wiadomo czy gen magii był dominujący - prawdopodobnie nie, bo w ten sposób liczba czarodziejów stale by rosła, a świat czarodziejów na to nie wskazuje (jedna tysiącletnia szkoła czarodziejów na Wielką Brytanię - gdyby populacja rosła, takich szkół powstałoby więcej w przeciągu tak długiego czasu). Populacja czarodziejów powinna rosnąć tym bardziej, że mieli oni przewagę nad mugolami, co czyniło ich lepszymi partiami (vide hipergamia, poprawianie urody, możliwy wyższy poziom życia).

Prawdopodobnie mugolaki (szlamy) to były przypadki potomków dwóch linii pochodzących od jakiegoś charłaka i genetyczne losowanie trafiło na uśpiony gen magicznych zdolności. Zatem dogmat czystości krwi miał praktyczne zastosowanie - minimalizował ryzyko urodzenia charłaków, którzy w społeczności czarodziejów byli jak trędowaci i upośledzeni - kompletne przegranie życia. Z perspektywy czytelnika widzimy tylko rody czarodziejów czystej krwi pokroju Potterów, Blacków, Weasleyów i Malfoyów, więc tam ryzyko charłactwa było niskie, więc nie widzimy pełnego obrazu sytuacji. Ale już mieszanie się z mugolami musiało zwiększać ryzyko takiego przegrywu. To, że charłaków przedstawiono tak mało w serii jest związane albo z tym, że Rowling bardzo słabo dbała o logiczną spójność uniwersum, co widać na każdym kroku (dla ciekawych tych absurdów polecam ogromny fanfik, który rozwinie Wasz intelekt bardziej niż rok studiów humanistycznych - #hpmor), albo charłaki były po cichu mordowane. Nie wiem jednak czy dało się zbadać istnienie zdolności magicznych zanim się one spontanicznie objawiły w dzieciństwie.

Legalność eliksiru miłości stawia znak zapytania wobec systemu prawnego czarodziejów. Byle gówniarz nastoletni mógł otworzyć sklep na Pokątnej i sprzedawać ten syf nieletnim ;) Byle kto miał narzędzie umożliwiające przy odrobinie sprytu odbycie kontaktu seksualnego z prawie każdym.
Tak lekkie podejście do sfery seksualno-rozrodczej każe podejrzewać, że istniał jakiś eliksir czy czar pokroju "fetus deletus" na przypadki niechcianych ciąży. Pani Pomfrey pewnie miałaby coś do powiedzenia na ten temat ;P
Oprócz tego ludzie... zgwałceni mogli pewnie domagać się (poza usunięciem płodu) wymazania wspomnienia z tego traumatycznego wydarzenia w Świętym Mungu.

Ciekawi mnie też czy patronus Lily przyjął formę łani tylko dlatego, że jej partner mógł zamienić się w jelenia, czy może dlatego, że zamieniał się w jelenia w ramach urozmaicenia ich życia erotycznego. Trochę na takiej zasadzie jak tamta #!$%@? baba z mitologii greckiej, co się przebrała za krowę, żeby ją byk wyruchał i tak powstał minotaur. Jeśli moja teoria jest prawdziwa, to poród Harry'ego mógł być jednym z przyjemniejszych ever...

W ogóle fakt, że patronus Snape'a przyjął formę łanii, bo Lily była łanią Jamesa Pottera to jest szczyt cuckoldstwa, doszczętne upokorzenie i nie dziwię się, że Snape tak cisnął po ich synu.

Skoro już mowa o tych wykolejeńcach Huncwotach, to James Potter, naczelny gnębiciel, pijak imprezowicz, sportowiec, cwaniaczek i pozer, miał w posiadaniu pelerynę niewidkę Ignotusa i mapę Huncwotów. Wykorzystywał je żeby stalkować i podglądać panienki w łazienkach. Lily musiała mieć świetne kształty i pewnie zostały one dokładnie przebadane zanim w ogóle się do niej dobrał.

Z innej beczki, Malfoyowie mieli rację, że szkoła schodzi na psy. Przeczytajcie w oryginale sposób wypowiedzi Hagrida, on mówi jak człowiek z niepełnym podstawowym, a niby był profesorem w szkole. W dodatku takim, który nie dbał o bezpieczeństwo uczniów, wyróżniając się nawet spośród pozbawionych zasad bhp standardów czarodziejów. Dalej, profesor Binns, #!$%@? duch przebijający pod kątem zdolności usypiających wszelkie asmr i 5g melatoniny razem wzięte. Staremu sknerze Albusowi nie chciało się płacić pensji normalnemu nauczycielowi, który by tę hołotę nauczył historii, bo sam miał na nią #!$%@?, to przyjanuszował na darmowym duchu, którego nikt nie uświadomił, że zdechł i nie musi już nauczać xD

Kolejno wróżbiarstwo - schron dla prześladowanych i zagrożonych dziwolągów pokroju Trelawney, będącej chorą psychicznie alkoholiczką (w serii jasno było napisane, że ciągle czuć od niej trunki), której w życiu trafiły się 2 udane przepowiednie, a poza tym plotła androny i wmawiała dzieciom bzdury. Drugi był Firenzo, ale tu chociaż gówniarze mogli zaobserwać przedstawiciela innej inteligentnej rasy, która stroni od ludzi. Choć #!$%@? się tam nauczyli, a Firenzo był tam tylko dlatego, że go własne stado #!$%@?ło z lasu.
Tutaj Malfoyowie nie mieli nic przeciwko, ale taki Snape jawnie faworyzował swój dom i często znęcał się psychicznie nad mniej lotnymi gówniarzami pokroju Neville'a.

No i last but not least, obrona przed czarną magią! Co roku wymiana nauczyciela (poza Albusem nikt nie wiedział o klątwie Voldemorta, swoją drogą super oferta #!$%@?, przyjmij pan posadę, masz 50% szans, że zdechniesz lub doznasz trwałego urazu, oraz 100% szans, że wylecisz po roku, czego Dumbledore oczywiście nikomu nie mówił, bo w dupie miał los tych ludzi, a nie chciał, żeby mu ministerstwo przysłało szpicla). W taki sposób wiedza uczniów z tego zakresu była nieuporządkowana i wybrakowana. Albo trafiali się oszuści nieudacznicy pokroju Quirrella czy Lockharta, albo podejrzane typy pokroju bezdomnych wilkołaków czy skazanych na dożywocie zwyrodnialców skrywających tożsamość pod postacią paranoicznych sadystycznych łowców czarnoksiężników, skrywających alkoholizm pod pozorem trust issues, "to na pewno nie jest sok dyniowy" xd, z wallhackiem umożliwiającym zaglądanie nieletnim pod bieliznę i nie tylko.

Patologia to mało powiedziane. Można do tej listy dopisać jeszcze woźnego przegrywa fantazjującego o wieszaniu uczniów łańcuchami za nadgarstki na noc, ducha poltergeista robiącego pranki uczniom podczas srania i wszelkich innych czynności, zamykanie za pomocą zaklęcia z pierwszego roku, bez żadnych innych zabezpieczeń #!$%@? cerbera, kolonię krwiożerczych akromantul w pobliskim lesie, nierozwiązaną przez 50 lat sprawę potwora z komnaty tajemnic, który zabił uczennicę (która zaczęła odtąd nawiedzać jedną z toalet) dopóki szambo nie wybiło po raz kolejny i grupa 12-13 latków musiała wziąć się za rozwiązanie tej sprawy, bo Dumbledore był za głupi, żeby zapytać Martę jak umarła, mimo że "żyła" tam na miejscu przez cały ten czas.
To nie szkoła, to dom wariatów.

Ministerstwo też nie lepsze. Grupka nastolatków mogła sobie ot tak wejść do środka nie trafiając na jakiekolwiek sensowne zabezpieczenia. Co ciekawe mogliby #!$%@?ć dokumenty wagi "państwowej" i pewnie nikt by się nie połapał. Otwarty dla intruzów pozostawał nawet Departament Tajemnic, czyli taki odpowiednik Area 51, miejsca zaawansowanych badań naukowych i potężnych magicznych artefaktów pokroju takich tam: sztucznych mózgów, przepowiedni, bramy do zaświatów, zakrzywionych czasoprzestrzeni i zmieniaczy czasu. Z tymi ostatnimi można by dokonać naprawdę wiele, a sam ten koncept był tak beznadziejnie OP, że Rowling głupio wycofała te narzędzia, że niby wszystkie uległy zniszczeniu podczas walk w ministerstwie.

Chore uniwersum, mówię wam!

#harrypotter #fantastyka #blackpill #redpill #dziecinstwo #literatura ##!$%@?
  • 4