Wpis z mikrobloga

#miud #sebastianek #nadopiekunczamama

Wyszedłem ze sklepu, dzierżąc w dłoniach kilka pękatych reklamówek. Jak przystało na jedynego mężczyznę, czy wtedy jeszcze chłopca (choć wydawało mi się inaczej) w domu, zajmowałem się noszeniem zakupów – i uważałem, że to właściwe postępowanie.

Ewelina podeszła do samochodu i otworzyła bagażnik. Zaraz potem zacząłem ładować do niego to, co trzymałem.

- Dzień dobry! – Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy Czterookiego ze swoja matką, Zytą. Kobieta uśmiechała się do nas nienaturalnie, od ucha do ucha, jej syn zaś stał ukryty z tyłu, trzymając wychudzone ręce za plecami – jakby przestraszony.

Oni również zrobili spore zakupy – z tym, że to Zyta je taszczyła. W duchu wyśmiałem Czterookiego.

- Dzień dobry. – Odpowiedziała mama. – Może potrzebujecie pomocy z zakupami?

Zyta przytaknęła, chyba zaskoczona taką propozycją – zresztą, nie bardziej niż ja.

- Patryk jest bardzo chorowity, więc nie pozwalam mu chodzić z krótkim rękawkiem po wakacjach. Na polu jest już zimno. – Tłumaczyła Zyta, wyjmując jedną ze swoich toreb z bagażnika. Kobieta spojrzała na mnie i na Ewelinę, jak gdybyśmy byli całkowicie nieodpowiedzialni, paradując w krótkich spodenkach i sukience, podczas gdy temperatura na dworze sięgała zaledwie trzydziestu stopni Celsjusza.

Wyjąłem jedną z reklamówek i spostrzegłem, że nie należy do nas.

- Hej, Patryk. Chyba przez przypadek wziąłem jedną waszą. – Podałem chłopakowi ładunek, ale ten stał przede mną bez ruchu, jakby zamrożony, wpatrując się we mnie krecimi oczyma, ukrytymi za dwoma denkami od słoików.

- Ja to wezmę. – Powiedziała Zyta. – Patryk nie może nosić ciężarów.

W ramach podziękowania za pomoc z podwiezieniem, zostałem zaproszony do domu Czterookiego. Byłem prawdopodobnie jednym z nielicznych, którzy kiedykolwiek tego doświadczyli.

-Dzień dobry! – Powitała mnie Zyta. – Proszę, wejdź.

Mieszkanie miało taki sam rozkład jak u Młodego – nie zdziwiło mnie to, bo Czterooki żył w sąsiadującym z nim bloku, bliźniaczym.

Zdjąłem buty, po czym Zyta zaprowadziła mnie do salonu, czy może raczej dużego pokoju, w którym czekał na mnie jej syn.

- Cześć, Patryk. – Kiwnąłem mu ręką.

- Cześć. – Chłopak zaciął się na chwilę. – Chcesz pograć na kompie?

- Pewnie. Co masz? – Starałem zachowywać się naturalnie, chociaż było to trudne. Czułem się jak zaszczuty w klatce zwierz – chociaż nie do końca nie wiedziałem dlaczego.

- Deluks Skaj Dżamp… - Odpowiedział. Zakuwanie i nauka na pamięć nie działała w przypadku języków obcych, które po prostu trzeba zrozumieć samodzielnie. Uśmiechnąłem się w duchu wiedząc, że poza geometrią, w szkole jest też coś, w czym Patryk nie może mi dorównać.

Może to zwykła dziecięca czy młodzieńcza zawiść, ale poprawiło mi to humor.

- Masz jeszcze tą grę od wujka, tą z zajączkiem. – Dodała Zyta, wciąż stojąca za nami, jak cień.

- Rajman dwa. Grałeś?

- Nie, nie znam tego. Fajne?

- No. Chodź, pokażę ci.

Gra rzeczywiście była przyzwoita. Wciągnęła nas na dobrą godzinę i pozwoliła zapomnieć o niezręcznej atmosferze wokół.

- Chłopcy, chcecie czegoś do picia? – Zapytała nagle matka Czterookiego.

- Soczku. – Odpowiedział syn.

Kobieta skierowała na mnie swój wzrok.

- Sok byłby świetny, dziękuję. – Wyjęczałem niepewnie.

- Dobrze, chodźcie ze mną.

Poszliśmy do kuchni, gdzie z szafki Zyta wyciągnęła dwa kartoniki ze słomkami.

- Twoja mama nie będzie miała nic przeciwko, jeśli będziesz pił zimne? – Skierowała do mnie kolejne pytanie.

- Nie, na pewno nie…

Zyta podała mi kartonik, a potem z szafki wyjęła kubek, do którego wlała zawartość drugiego opakowania. Czterooki usiadł przy stole w pozycji znudzonego biznesmena i czekał. Jego matka włożyła kubek do mikrofalówki i uruchomiła ją.

- No, zaraz będzie. Jeszcze chwilkę.

Nie dowierzając, pociągnąłem pierwszy łyk napoju. Poczułem, że po moim czole spływa pojedyncza kropla potu – ale nie wiedziałem, czy to z powodu gorąca, czy może zażenowania.

http://miudy.blogspot.com/2014/01/sebastianek-69.html
  • 3
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@miud: wypisz-wymaluj mój kolega z piaskownicy. Też nie mógł niczego dźwigać (robiła to za niego mama lub babcia) i miał wiecznie podgrzewane picie, żeby czasem się nie przeziębił :D
  • Odpowiedz