Wpis z mikrobloga

Na wstępie po prostu brak słów. Tak naprawdę Legia nie zasługuje na żaden komentarz, ale żeby być konsekwentnym i nie chować się po porażkach, oto on.

Żeby nie było, że nikt nie ostrzegał. Każdy, kto oglądał mecze Legii w ostatnich kilku tygodniach, widział, że nie wygląda to dobrze. Jedynie w defensywie było w miarę solidnie, choć też nie zawsze. A tak to często było to wyszarpywanie punktów/awansu w PP, czasami szczęśliwie. Było jasne, że trzeba poprawić wiele, żeby mieć szansę z najlepszymi w lidze. Kolejny taki test został oblany.

Inne mecze pokazują jednak, że Cracovię czy Raków da się zaskoczyć. Trzeba sobie zdawać sprawę z ich przewag na kilku polach, ale nie trzeba się przed nimi kłaść. Wiosną można było obawiać się wyjazdów do Częstochowy, wtedy Legia podchodziła do nich jako prawdziwy outsider. I też czasami ciężko wszystko logicznie wytłumaczyć. W meczu, w którym była skazana na pożarcie, pokazała się z dobrej strony i zremisowała 1:1. W Pucharze Polski zagrała dużo gorzej niż dzisiaj, Raków wręcz wytarł nami podłogę, ale wygrał tylko 1:0. Teraz zaś byliśmy bardziej poukładani niż pół roku temu, Raków świeżo po przegranym meczu, a jednak porażka jest wysoka i bezdyskusyjna.

Mecz skończył się po golu na 2:0, pozostałe to już konsekwencja odkrycia się i błędów w defensywie, niezorganizowanej przy aż tak wysokim wyjściu do przodu. Problem jednak w tym, że i tak już wcześniej Raków mógł prowadzić wyżej, ale Gutkovskis lub Tobiasz temu zapobiegali. W dodatku nie można przejść do porządku dziennego nad czterobramkową porażką. Nawet w zeszłym sezonie, jednym z gorszych w historii, Legia nie przegrywała aż tak wysoko. Często też dlatego, że gra nie wyglądała tak źle, jak wyniki. Miało to zresztą miejsce m.in. w domowym meczu z Rakowem. Teraz paradoksalnie wysoki wynik, mimo że bolesny i nieakceptowalny, nie jest największym problemem Legii. Wciąż większą tragedią jest sama gra.

Rozumiem, że nie możemy się za bardzo odkrywać na terenie Rakowa, zresztą widzieliśmy, jak to się kończy. Jednak nie możemy też liczyć na jedną, maksymalnie dwie sytuacje, bo tak można wygrać czasami, przypadkiem, ale na Raków to będzie za mało. Już w pucharze przeciwko nim tak było, teoretycznie mogliśmy nawet doprowadzić do dogrywki po świetnej sytuacji Verbica. Jednak całościowo byłby to tylko fart, bo mecz powinien był zostać zamknięty znacznie wcześniej. Teraz nawet trudno wymienić jedną bardzo dobrą sytuację dla Legii. Muci uderzył nieźle, ale z dystansu. Przed wybiciem piłki z linii był spalony. Wszołek strzelał za lekko lub bardzo niecelnie. Chyba tylko Johansson miał w miarę niezłą, ale tam też zawodnicy sobie przeszkadzali. Zresztą dziwię się, że czasami wyglądają na zupełnie niezgranych. Podają sobie nie w tempo, zupełnie w inną stronę niż należy lub wsadzają kolegę „na konia”. Nie tego oczekiwałoby się po trzech miesiącach pracy w tym samym gronie. Ok, kilku zawodników doszło później, ale to nie może wszystkiego tłumaczyć. Po tym co, wydawało się, jest wypracowane miesiąc temu, niewiele zostało i teraz trzeba trochę budować od nowa.

Nie możemy nawet znaleźć jednego czy dwóch kozłów ofiarnych i zwalić na nich winę. Żaden zawodnik, oprócz bramkarza, nie gra na swoim najwyższym poziomie. Johansson i Sokołowski, a potem też stoperzy, popełnili proste błędy, ale czy skrzydłowi, środek pola i napastnicy wykonali swoją robotę jak należy? Wszołek pogrążał się z każdym zagraniem, ale po drugiej stronie Baku wcale nie był lepszy. Od pewnego czasu nie możemy się doczekać błysku Josue ani Kapustki, ostatnio był jeden ze strony Muciego, z Radomiakiem. Carlitos miał problem, bo w jego stronę kierowanych było dużo wysokich zagrań, a z dryblasami w obronie Rakowa nie miał szans. Tak można próbować co najwyżej z Kramerem, ale tu było to skazane na niepowodzenie. Trzeba też jednak przyznać, że tydzień temu też zagrał źle, a wtedy nic takiego mu nie przeszkadzało. Nawet jak chciałoby się pochwalić Nawrockiego czy Augustyniaka, to końcówka skutecznie zmieniła to wrażenie. Z kolei ławka po prostu nie istnieje. Poza pojedynczymi wyjątkami (wcześniej Kramer, teraz Jędrzejczyk) nikt nie jest kontuzjowany ani nie pauzuje i trener ma niemal całą kadrę do dyspozycji. Może więc wystawiać rzeczywiście najlepszy skład i korzystać z najlepszych opcji na ławce. Widzimy, jak wyglądają. Teraz już nawet pierwszy skład, który powinien być wystarczający, jednak nie wystarcza, a rezerwowi są nawet jeszcze słabsi.

Planowałem narrację, że z defensywą Legii jest naprawdę nieźle, o czym świadczyłaby liczba czystych kont i straconych goli. Niestety, gdy już Legia traci, to od razu sporo, tak że teraz bilans bramek wynosi zero, co nie jest typowe jak na trzeci zespół ligi. Tu nawet jeden-dwa gole stracone to może być za dużo, bo odrobienie dwubramkowej straty zdarzyło się raz, z Górnikiem (plus wyjście z 1:2 na 3:2 w Niecieczy w dogrywce), natomiast z Cracovią i Rakowem nie było nawet blisko gola wyrównującego. Chyba to najbardziej boli – od 30. minuty wiadomo było, że trzeba coś zmienić i w zasadzie nic się nie wydarzyło. Raków kontrolował wydarzenia, a Legia dopiero odważniej spróbowała po stracie drugiego gola. Zabrakło sposobu na to, żeby odrobić straty, bo tym razem nie można było liczyć na zmęczenie rywala w końcówce. Te okresy Legia zwykle rozgrywała dobrze, a teraz to ona została rozbita w ostatnich minutach.

W obecnej sytuacji Legii jest jasne, że trzeba poprawić absolutnie wszystko. Nie może dalej to tak wyglądać, bo grożą nam podobne porażki. W tej rundzie zagramy jeszcze w Poznaniu i dwa razy w Płocku. Teoretycznie terminarz i tabela mogą ułożyć się tak, że Legia nie będzie grała z sąsiadami w tabeli czy np. meczów na szczycie. Lech, Wisła czy Pogoń mogą do meczów z nami podchodzić jako niżej notowane i nie być bezpośrednim zagrożeniem. Piszę o tym dlatego, że pamiętamy Pogoń Runjaicia, która nie radziła sobie w takich meczach, powiedzmy „hitowych”, o wysokiej stawce. Tylko że wiadomo, że mecze z Rakowem, Lechem będą ważne, z Wisłą i Pogonią pewnie też, niezależnie od miejsc tych zespołów w tabeli. Więc problemu raczej nie unikniemy, tylko trzeba się z nim zmierzyć. Zresztą to będzie ciekawe dowiedzieć się, czy trener wyciągnął wnioski i czegoś nauczył siebie oraz zespół. Ostatnie mecze na to nie wskazywały, bo niewiele zmieniał i można było się zastanawiać, czy mu nie za dobrze w takich okolicznościach. Teraz chyba nie będzie już miał wyjścia.

Na przestrzeni całego sezonu, jeżeli Legia chce być w czołówce, to najważniejsze będzie to, aby utrzymywała jedną z rzeczy, które do tej pory robiła, czyli wygrywała mecze, w których jest faworytem. Tych jest siłą rzeczy więcej i można na tej podstawie wylądować wysoko. To musi być kontynuowane przeciwko Miedzi, tu po prostu żadna wpadka nie wchodzi w grę. Przy wszystkich naszych problemach, stać nas na to, aby przedziurawić ich obronę, do tej pory dopuszczającą do strat goli w każdym meczu. Potem nadejdzie przerwa i teoretycznie trudniejsze mecze, ale będzie odpowiednio dużo czasu na to, aby się przygotować i wypaść lepiej. Tutaj jest tylko kilka dni, a presja wyniku będzie inna niż w Poznaniu czy w Płocku.

#kimbalegia #legia