Wpis z mikrobloga

#gielda

Znałem w młodości mojej górnej, chmurnej i durnej małego typa, imieniem Leszek (lub Lech, od kiedy dowiedziałem się, że Magda i Magdalena to dwa zupełnie autonomiczne imiona, nie jestem już niczego pewien w życiu a już najmniej tego, czy Leszek czy Lech nazywał się drugoplanowy bohater moich lat szczenięcych na giełdzie).

No więc Leszek (lub Lech), mając mniej więcej 25 lat, poznając smak pierwszego FOMO i zapach pierwszej hossy, upatrzył sobie perspektywiczną spółeczkę na NewConnect, perle polskiego parkietu, o obiecującym biznesplanie, którą analizowałem technicznie, a która była w zasięgu finansowym Lecha (lub Leszka). Jak się łatwo domyślić, kupił. Ale tego było mało, pożyczył im kasę w formie weksla inwestorskiego.

Leszek (lub lech) zrobił więc to, co każdy zdrowy dorastający samiec zrobiłby na jego miejscu, mając 25 lat i studiując FiR w mieście tak smutnym i #!$%@? jak Olsztyn. Zbliżył się do spóleczki jako inwestor, wierzyciel, naganiacz i aktywny uczestnik każdego WZA, do którego ucha i serca założyciele mogli przelewać wszystkie swoje biznesowe rozterki. I byłoby dobrze, bo Leszek (lub Lech) łudził się, że wystarczą mu takie właśnie inwestycje w jego ukochaną, dopóki ona nie przekona inwestorów i funduszy, że warta jest jego pieniędzy.

Niestety dobrze nie było, bo spółeczka zamiast znaleźć poważne fundusze została odkryta przez niejakiego Januarego o pseudonimie "Dywaniarz", inwestorze z drugiej ligi spekulantów, który nie tylko był najprzystojniejszym największym grubasem na NC, ale i seryjnym #!$%@? kursów spółek, prześladowcą każdego inwestora na NC.

A pisząc o seryjnym rozpierdlaczu mam na myśli prawdziwe, zakrojone na wielką skalę prześladowania, porównywalne tylko do tego, jak naziści prześladowali Żydów w latach 30stych i jak Hunu prześladował Tutsi przed ludobójstwem z 1995 roku. January, z jakiegoś powodu nienawidził ludzi i jego życiowym celem było uprzykrzenie życia tym biednym, małym, nieszczęśliwym wilkom z ulicy sezamkowej, którzy na parkiecie nie ogarniali jak przy trendzie spadkowym na obligacjach zrobić optymalizację podatkową. Rugpulle, FOMO, topienie kursu zalewając go podażą, dowcipy, podś#!$%@? - pełnoprawny, giełdowy Holocaust, który mógł się zakończyć tylko wyleszczeniem. A ta głupia, mała, niewdzięczna pinda, jak na złość sprzedała mu pakiet 10% akcji przy FF na poziomie niespełna 50%.

Pech chciał, że Leszek (lub Lech) pożyczył na kolejne uśrednie w tym czasie bardzo gruby hajs pod zastaw swojej kawalerki w Myciskach, obiektu zazdrości niejednego bywalca tagu #nieruchomosci. Kawalerka była niewiele warta, ale dzięki mechanizmowi OTP u maklera mógł kupić akcji swojej spółeczki za pięciokrotność tego - kasy starczyło na zwiększenie ekspozycji portfela Leszka do 75% na tej perełce, z czego zdecydowana większość to był kredyt pod zastaw kredytu pod zastaw miejsca zamieszkania. Gdy więc Leszek zobaczył powiadomienie z aplikacji maklerskiej na swoim dumbfonie pewien był że oto przywalił w TP i jest bogaty.

Niestety bogowie Chaosu są okrutniejsi, niż potrafimy sobie wyobrazić, nie ma więc co się dziwić, że January ten właśnie dzień wybrał by #!$%@?ć swoje akcje po PKC na parkiet. I kurs tej gównianej, skazanej na plajtę spółki poleciał na ryj, makler #!$%@?ł akcje Leszka zaraz po tym jak wartość jego portfolio spadła poniżej wartości pożyczki (zgodnie z pkt 21.37 regulaminu), w wyniku czego kasy nie starczyło już nawet na spłatę krechy pod zastaw kawalerki, a co tu dopiero mówić o spłacie OTP-a.

Jak się okazało, zakup przez Leszka akcji podbił kurs na tyle, że January uzna że to "już czas" by ubić kurs.

Rozłożony pod podaża Januarego (także: Dywaniarza) kurs wywołał zbiorowe ocipienie wśród inwestorów, którzy też zaczęli wypychać swoje pakietu w diabły, po PKC, jeszcze skutecznej topiąc popyt w gnoju.

Jak łatwo się domyślić, chłopak oglądał w życiu już wielokrotnie Big Shorta, więc widząc co się stało na jego portfolio, widząc więc potargany kurs, wyglądającego z ESPI komunikat o plajcie całego cyrku, dodał dwa do dwóch i wyszedł mu złamany #!$%@?.

Co zabawne najmocniej nie zabolała go wcale #!$%@? kasa, ani nawet fakt, że to January zniszczył miłość jego życia. Najbardziej w tym wszystkim zabolało go eksmitowanie z kawalerki za długi.

Powiadomienie push stało się pomnikiem jego życiowej klęski, ostatecznym dowodem na to, jak #!$%@?ą istotą ludzką jest, przypomnieniem, że nic nie osiągnął i przepowiednią mówiącą, że nic już w życiu nie osiągnie (z resztą sprawdzoną, z tego co wiem Leszek [lub Lech] jest dzisiaj bileterem w jakimś zapyziałym wiejskim teatrze, zatrudnionym na umowie o dzieło i mobbingowanym przez panią dyrektor tego teatru, grubą starą lochę, która najprawdopodobniej molestuje go seksualnie).

Stał więc smutny, śmieszny, mały Leszek (lub Lech) na ulicy patrząc w swoje konto maklerskie i patrzył się na ten cholerny minus, dwa cholerne kredyty nie do spłaty, weksel zalany bankructwem tej cholernej spółki i było mu naprawdę, #!$%@? smutno.

#pastaogildzie
  • 5
  • Odpowiedz