Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
#rozowepaski pomóżcie! #niebieskiepaski nie hejtujcie!
Obawiam się, że strasznie zraniłam kolegę/przyjaciela i przez to go bezpowrotnie straciłam. Zaczęliśmy studia podczas pandemii, szybko dotarło do mnie, że mogłam się trochę przeliczyć jeśli chodzi o moje zainteresowanie danym kierunkiem. Ledwo sobie radziłam i już miałam rezygnować, ale na jednej z "nielegalnych" integracji poznałam kolegę z roku (chociaż de facto ponad rok starszego), nazwijmy go X.

X był moim przeciwieństwem jeśli chodzi o sytuację na studiach. Pracował już w branży, ponadto miał stypendium za osiągnięcia, z nami studiował mam wrażenie dla sportu i ewentualnie formalnego papierka. Strasznie mi tym imponował, tym bardziej, że nigdy się nie chełpił, nie wywyższał z tego powodu. Dzięki jego pomocy udało mi się dosyć sprawnie przejść te kilka semestrów od tamtej pory. Zawsze mogłam na niego liczyć, wydawało się, że to dla niego tak proste, że robi to wszystko od niechcenia. Oprócz pomocy ze studiami naprawdę świetnie nam się rozmawiało, podzielał część moich zainteresowań (chociaż sam miał ich poza tym o wiele więcej), mieliśmy podobne spojrzenie na świat, ale przede wszystkim idealnie zgrane poczucie humoru.

Po jakimś czasie X chyba próbował przekuć naszą relację w coś więcej, chodzi oczywiście o #zwiazki . Niestety nie była to dla mnie dobra pora na taki ruch, byłam świeżo po rozpadzie swojej pierwszej miłości (i podczas obustronnych prób ratowania tego, ale niestety mój wyjazd na studia i brak możliwości codziennego spotkania był nie do przeskoczenia). Tym samym niestety ale chyba nieświadomie zaszufladkowałam X do #friendzone . Myślałam, że narazie to nic takiego i nadal mieliśmy ze sobą świetny kontakt na codzień, mimo że pomocy na studiach nie potrzebowałam aż tyle, co na pierwszych semestrach.

Po kilku miesiącach ogarnęłam trochę głowę i byłam gotowa spróbować zakochać się ponownie. Tak wyszło, że zbliżyłam się w tamtym czasie mocno do naszego wspólnego znajomego (nazwijmy go Y). Zawsze mieliśmy luźny, żartobliwy kontakt, ale teraz zaczęliśmy coraz więcej pisać i nim się obejrzałam po prostu zatrybiło. Nie wiem jak, ale dosłownie kilka/kilkanaście dni po tym jak zaczęliśmy się spotykać, X podczas rozmowy we dwoje zapytał czy jesteśmy razem. Totalnie mnie to zaskoczyło, bo nie sądziliśmy, że ktoś może tak szybko wiedzieć. Instynktownie wszystkiego się wyparłam, obróciłam w żart. Wtedy powiedział, że się zmieniłam w stosunku do niego i zastanawia się czy nie zrobił czegoś nie tak. Faktycznie nowy związek, z wiadomych przyczyn odcisnął piętno na intensywności naszego kontaktu, ale wtedy tego nie zauważałam (lub nie chciałam zauważyć)

Po rozmowie z Y, zadecydowaliśmy, że nie będziemy się publicznie obnosić z naszą relacją, przede wszystkim żeby nie zrobić X przykrości, bo obydwoje zdawaliśmy sobie sprawę, że może coś do mnie czuć. Z perspektywy czasu nie mam pojęcia, jak mogłam myśleć, że to może się udać. Oczywiście w końcu wszystko się wydało, a on strasznie się od tamtej pory oddalił od nas obojga. Prawie całkowicie przestał zagadywać, na nasze wiadomości odpisuje tak samo uprzejmie i pomocnie co zwykle, jednak ewidentnie z dużo mniejszym zaangażowaniem, wręcz zdawkowo. Totalnie nie porusza nawet planowanych i wyczekiwanych od dawna aktywności, które mieliśmy razem ogarnąć. Bardzo rzadko znajduje czas, żeby z nami się spotkać na jakiejś imprezie/integracji, szczególnie jeśli to my ją organizujemy. Kiedy na urodzinach znajomej udało mi się go trochę zmusić do rozmowy sam na sam, wyjaśniłam sytuację z mojej perspektywy i zapytałam czemu między nami jest jak jest to powiedział tylko, że dla niego jest wszystko w normie i że mój obecny związek nie ma w tej kwestii żadnego znaczenia i że to nie jego sprawa, ale naprawdę mogłam "nie robić z niego idioty", biorąc pod uwagę jak dobrze się znaliśmy.

Absolutnie nie wiem co powinnam zrobić. Z jednej strony bardzo cenię sobie go jako świetnego człowieka, z drugiej strony wiem, że go zawiodłam i prawdopodobnie on już nie podziela takiej samej opinii o mnie i chyba powinnam dać mu odejść. Chciałabym myśleć, że to tylko na jakiś czas, ale w głębi duszy wiem, że jeśli teraz tego jakimś cudem nie naprawimy to chyba już nigdy.

---
Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #630c8eb9e1ffb3d8a8a63ee4
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
Roczny koszt utrzymania Anonimowych Mirko Wyznań wynosi 235zł. Wesprzyj projekt
  • 23
ŚwietlistaŻyrafa: Złamałaś chłopu serce, a teraz próbujesz to naprawić? To tak, jakbyś podpaliła samochód sąsiada, a na drugi dzień próbowała zmyć sadzę z wypalonej karoserii, bo przecież się wyklepie i nic nie będzie.
Daj mu spokój. Dobrze robi, że łapie dystans. Właściwie to on już odfrunął, kołując po pasie, tylko Ty jeszcze drzesz tam #!$%@?ę biegnąc za nim. Zjeść ciastko i mieć ciastko - no kto by pomyślał, że się nie