Wpis z mikrobloga

Właśnie skończyłem oglądać The Office.
Co mogę powiedzieć? To naprawdę bardzo dobry serial. Bawiłem się dobrze, będę miło wspominał. Ale moim zdaniem przehajpowany. Mocno. Zdecydowanie IMO nie tak dobry jak go opisują. Nie wiem może musiałbym pracować w takim korpo, aby aż tak go wychwalać w niebiosa, ale mało który serial potrafił tak bardzo irytować tym jak rozwiązywane są pewne wątki i marnować swój potencjał.

1. Pierwszy sezon. Nic nowego z tego co już wcześniej słyszałem. A był po prostu średni. Nie ma w tym nic złego, to się często zdarza. Boli mnie po prostu jak dobry ten serial był już sezon później. Szkoda że trzeba było się przemęczyć, bo dalej było super. Ale to naprawdę mały problem. Tylko jednak szkoda.

2. Michael Scott. Cholernie mnie to irytuje, że ponad połowa serialu była o nim, co było dobre bo to świetnie wykreowana postać, a potem tak po prostu się go pozbyli. I ok. Zamknęli jego wątek dobrze. Dostał Holly. Niczego więcej dla Michaela nie chciałem oglądając ten serial. W końcu po tych wszystkich poszukiwaniach udało mu się znaleźć idealną babkę dla siebie. Tylko bez niego ten serial był pusty. Jak bez tlenu.

3. Te ostatnie 2 sezony. W sumie tak naprawdę to z nimi mam największy problem. Po pozbyciu się Michaela Scotta ten serial po prostu stracił duszę. Powiedzmy, że jeszcze ten 8 sezon miał potencjał, bo budował nowe wątki, mogło być ciekawie. I nawet przez chwilę było, bo przecież cały czas miało się wrażenie, że Michael wróci. Jak wszyscy w tym serialu. Tak czy inaczej jeszcze będzie. I co? I dupa. Zrobili z Andy'ego główną postać, którą swoją drogą zesrali doszczętnie w tych dwóch sezonach.

4. 9 sezon. O jezu. Gorszy niż ten pierwszy. Kompletnie im się wszystko posrało chyba. Jakieś pomysły były, ale to po prostu się nie kleiło. Zaczęło się nawiązywanie do Michaela, bo już chyba sami wiedzieli, że bez niego jest bieda. Potwornie, ale to potwornie irytowała mnie cała drama z Pam i Jimem. Te krążenie wokół jakiś niepewnych wątków, jak z tym dźwiękowcem. W ogóle te wprowadzenie ekipy filmowej było trochę z dupy... Cały romans Pam i Jima to była fajna wstawka i istotna część, naprawdę sympatyczna. To na nich pokazywali to dojrzewanie postaci i to było fajne, ale w ostatnim sezonie? Ok, chcieli przejść z ich związkiem przez całe spektrum. Ale jakoś to tak średnio się kleiło. Nie do tego serialu. 
5. Sama Pam. O jezu jak mnie ta baba denerwowała. Jim robił dla niej wszystko, ona sama odwalała spontaniczne głupoty bez patrzenia na niego. Ok ok, kumam. Gdzieś to tam miało się potem wiązać z tą Filadelfią pewnie. I tak była irytująca.

6. Dziecko Dwighta. Jak Angela ukryła jego DNA podczas testu? Cholera, no potrafili wyciągnąć na sam koniec liścik z imbryka, a tego już nie mogli wytłumaczyć? Szkoda. Ale takich akcji było.

7. Will Pharrel. Echh szkoda gadać. Szkoda strzępić ryja. Nawet nie pamiętam jak nazywała się jego postać w serialu...

8. Robert California. Jo była tym co trzymało cały ten wątek z Sabre w ryzach. I sprawiała, że to było spoko. Ale on? Pojawił się jako postać epizodyczna i dali mu jedną z głównych ról, gdzie dalej tak naprawdę był postacią epizodyczną. Ok jego gadka była spoko. Tak samo jak Kevina. Tylko, że nawet Kevin na tym stanowisku byłby ciekawszy.

9. Ostatni odcinek. #!$%@? nic nie wywołało tak bardzo mojego bólu dupy podczas oglądania tego sezonu. Jak można było #!$%@?ć ten serial tak bardzo, żeby ratować to wszystko jednym ostatnim odcinkiem i to tak dobrze? To normalnie tak jakby zrobili to celowo. Przysięgam #!$%@?, że gdyby jednak tym świadkiem zamiast Jima nie zostałby Michael, to nie oglądałbym reszty. Po prostu to była ostatnia szansa. Odcinek był świetny, ale nie byłby i nie musiałby nawet taki być gdyby nie ten fatalny sezon.

10. Ale to akurat o pozytywach. Dwight i Michael to były fenomenalne postaci. Romans Pam i Jima to było coś, gdzie nawet jak nie lubisz komedii romantycznych to jednak będziesz im kibicował. Coś co naprawdę uwielbiałem to fakt, że Meredith zawsze, ale to #!$%@? zawsze miała odpalonego pasjansa. Nawet kiedy musieli przenieść się do busa. Nawet Dwight przebrany za nią miał odpalonego pasjansa. Lubię jak twórcy są konsekwentni. Były świetne nawiązania do różnych innych seriali i filmów. Szło się do tego biura przywiązać. I to bardzo. No i ta czołówka. Ten dżingiel to jedna z najlepszych rzeczy i najbardziej wpadających w ucho jakie miałem okazje usłyszeć. Po prostu takie ,,Hej wyluzuj się. The Office już leci, zaraz się pośmiejesz".

W pewnym sensie serial był podobny do Archera humorem, poza tym że Archer robił to dla mnie lepiej. W pewnym sensie był też podobny formułą do Modern Family, tylko że Modern Family też robiło to dla mnie lepiej. Mimo wszystko to był bardzo dobry serial i nie żałuje, choć ostatnie 2 sezony to był już pewien wysiłek, żeby je obejrzeć. Dla mnie to było nie 10, nie 9, nie nawet 8 a takie 7,5/10. Szkoda, bo mam jednak mega niedosyt i uraz, bo mogło być o wiele lepiej. Zakończę to tak, że bez dwóch ostatnich sezonów to było nawet 9/10. Modern Family i tak lepsze IMO i dalej zostaje moim top serialem komediowym za co możecie mnie teraz ukrzyżować XD.

#seriale #theoffice
  • 3
  • Odpowiedz
@ruda_stuleja mimo wszystko trafne argumenty i je rozumiem, ale no dla mnie 10/10, bo traktuje to jako serial komediowy i dla mnie fabuła jest tłem, które tylko czasami wciągnie, ale rzeczywiście, jak przykładasz większą uwagę do fabuły, to ocena sprawiedliwa

Może to kwestia tego, że z 3 razy oglądałem, to fabułę już znam dobrze i nie jest istotna
  • Odpowiedz
@ruda_stuleja
1. Ja miałem spory problem z sezonem 8, bo czułem, że twórcy kompletnie chcieli oderwać się od postaci Michaela Scotta i spróbować ciągnąć ten serial w nieskończoność, a tak po prostu się nie dało. 9 sezon jest bardziej nie wiem obyczajowy? Jego głównym zadaniem jest pozamykane wszystkich wątków (no wiadomo dodać jeszcze parę rzeczy, aby serial miał trochę tych odcinków).

2. Finał mnie trochę zawiódł, a właściwie potraktowanie Scotta, bo jak
  • Odpowiedz