Wpis z mikrobloga

#miud #sebastianek

Okolice bloku Spermy i Młodego na pierwszy rzut oka wyglądały bardzo porządnie. Tu i ówdzie posadzono krzewy i małe iglaste drzewka, raz na jakiś czas strzyżono wszystkie trawniki, a w owym okresie, pomalowano również same betonowe budowle na żywe, pastelowe kolory.

Było miło, przynajmniej, gdy oglądało się osiedle po raz pierwszy. Dla nas jednak, stałych bywalców, nie było w tym widoku niczego niesamowitego. Znaliśmy tą okolicę doskonale, ale woleliśmy spędzać czas na łąkach, śmietnisku, gdziekolwiek.

Była już późna jesień, choć temperatury wcale tego nie wskazywały. Szliśmy ubrani w bluzy lub cienkie kurtki, chroniące bardziej przed wiatrem i wilgocią niż zimnem.

Klatka Spermy była chyba najbardziej zdewastowanym miejscem osiedla. Jej ściany pokryte były przeróżnymi bazgrołami, w dużej mierze wykonanymi przez kolegów siostry naszego kumpla – tych, którzy mieszkali w slamsach.

Wśród nich, znajdowały się perełki pokroju „Magda ty #!$%@?”, „reprezentuję biedę” albo „Algier I love Mary Jane”. Nie zabrakło też wyrytego w tynku pseudonimu Młodego i samego Spermy.

Kamil wcisnął przycisk w domofonie. Po kilku sekundach, słuchawka podniosła się.

- Halo. – Ryknął kobiecy głos.

Kamil odwrócił się do mnie i Młodego, z wyrazem zaskoczenia na twarzy.

- Ej, #!$%@?, to Marta czy Ela?

- Marta chyba. – Strzeliłem, nie mając zielonego pojęcia. Kamilowi to wystarczyło, zwrócił się od domofonu.

- Eee… Cześć. Jest S… Patryk?

- Zaraz idzie już. – Odpowiedział jednym ciągiem głos i odłożył słuchawkę.

Zaśmiałem się.

- Zaraz idzie już. – Powtórzył Młody. – To #!$%@? idzie już, czy zaraz?

- Zaraz już. – Zażartował Kamil.

Sperma nie zszedł ani zaraz, ani tym bardziej już. Młody po kilku minutach zadzwonił domofonem ponownie – tym razem nikt niczego nie powiedział – usłyszeliśmy tylko brzęczek otwieranych drzwi.

- Co, może jeszcze mamy po niego iść na górę? – Irytował się Kamil.

- Ja się stąd nie ruszam. Chodźcie do środka, bo robi się zimno. – Powiedziałem, po czym wszedłem do bloku.

Usiedliśmy na podłodze, przy jednej ze ścian. Młody wyjął pudełko zapałek i zaczął się nimi bawić.

Kamil błądził wzrokiem po ścianach na wpół wymalowanych emaliową farbą.

- Ej, patrzcie, co to, #!$%@?? – Zapytał, podekscytowany, wskazując dziwny czarny przewód wystający z jednej ściany i po chwili wchodzącym w drugą.

- Jakiś kabel. Ty, to będzie chyba od domofonu, nie? – Zastanowiłem się. Rzeczywiście, kabel wychodził z miejsca, gdzie z drugiej strony ściany znajdował się domofon.

Kamil podszedł do przewodu i pociągnął go lekko. Taka siła wystarczyła – kabelek dosłownie wypadł z dziury w ścianie.

- Haha, o #!$%@? xD – Kamil wybuchł śmiechem.

- Brawo, Kamil. Chodźcie, kitramy się, zanim ktoś się skuma (potocznie, uciekamy, zanim ktoś to zauważy). – Dodał Młody.

- Zaraz idę już. – Rzuciłem.

Wyszliśmy na zewnątrz, z podciągniętymi kołnierzykami, a Kamil, z naciągniętym na głowę kapturem kurtki.

Zaraz potem przeskoczyliśmy przez murek i tuż pod oknami, przebiegliśmy gęsiego za blok. Prowadził Młody, zaraz zanim podążałem ja, a na końcu truchtał Kamil.

Znaleźliśmy się pod drugiej stronie budynku, gdzie całą masywną ścianę pokrywały balkony mieszkań.

Młody nagle się zatrzymał – prawie na niego wpadłem.

- Młody, co się dzieje? – Zapytałem.

- #!$%@?, nie ma przejścia… - Powiedział pod nosem.

- Jak to nie ma? Stoimy na ścieżce. – Odpowiedziałem mu. Może słowo „ścieżka” to zbyt dużo powiedziane – w rzeczywistości, był to tylko trochę wydeptany pas trawy, po którym co poniektórzy chodzili, by skrócić sobie drogę do śmietników.

- Ale przyjrzyj się…

Tuż przed Młodym znajdował się olbrzymi stolec. Zaraz za nim dostrzegłem kolejny, i kolejny… Rozejrzałem się dookoła. Na trawniku nie było metra kwadratowego, na którym nie znajdowałby się przynajmniej jeden „kloc”.

- O ja #!$%@?ę… Sralnia. – Powiedział do siebie Kamil.

- Pole minowe. Zawracamy? – Zastanowiłem się.

Kamil odwrócił głowę i od razu nią pokiwał.

- No chyba nie… Przebiegliśmy przez samo centrum. Ktoś musiał wdepnąć w jakieś gówno, patrzcie. – Tutaj wskazał palcem sporej wielkości kupę, zgniecioną z jednej strony.

Podniosłem po kolei buty – nic tam nie było. U Kamila też.

- #!$%@?, stara mnie #!$%@? xD – Zaśmiał się Młody. – Buty do szkoły to miałby być.

Chłopak wytarł podeszwę o trawę.

- Dobra, to co teraz? Stoimy tu jak te kołki, czy gdzieś pójdziemy? – Zaniepokoił się Kamil. Jak na razie, nic nie wskazywało, by w pobliżu znalazła się bezpieczna droga.

Zaczęliśmy się rozglądać, każdy w jednym kierunku.

- Siema, co tak stoicie? – Krzyknął do nas Sperma, idąc jakby nigdy nic przez trawnik.

- Uważaj! – Ryknąłem.

- Co jest?

- Gówno! – Młody wtrącił się nagle. – Wszędzie gówno. Nie widzisz?

Sperma przystanął w miejscu i kucnął.

- No, faktycznie. I co?

Nie odpowiedzieliśmy. Dalej szukaliśmy jakiejś drogi ewakuacji. Sperma jakby nigdy nic, podszedł bliżej i nachylił się nad stolcem, który wcześniej rozdeptał Młody.

- Ludzki. – Powiedział z kamiennym wyrazem twarzy.

http://miudy.blogspot.com/2013/12/sebastianek-62.html
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach