Wpis z mikrobloga

Pora na cz 7. #rozkminkrzaka - bardzo chaotycznej opowieści o tym, jak to się stało, że zająłem się rękodziełem.

Gdy założyłem działalność, stwierdziłem że uber/bolt to ideał dla mnie na "dorobienie" na początku bo wiedziałem że w młodym sklepie internetowym nie będzie się dużo działo na początku. Moja strona powoli ruszała, mi czasem wpadały dodatkowo jakieś jazdy ciężarowym pod własną działalność ale nie chciałem sobie robić dużych kosztów więc wolny czas trzeba było zapełnić. Nie byłem w stanie wtedy pozwolić sobie na to by działać na pełen etat w rękodziele bo na nim początkowo zarabiałem parę stówek miesięcznie więc tak naprawdę rękodzieło pracowało na koszty działalności (pół roku bez ZUS :))

Pracę na uberze wspominam naprawdę dobrze, ale jednak z jakiegoś powodu zrezygnowałem po paru miesiącach ( ͡º ͜ʖ͡º)
Jeździłem epizodycznie gdzieś od stycznia 2019, miasto Wroclove oczywiście. Miałem własne auto, płaciłem tylko za "udostępnienie aplikacji" to było chyba 50zł tygodniowo za obie aplikacje, koszty paliwa wrzucałem w koszty działalności. Brzmi ogólnie spoko, zresztą idealnie pasowała mi elastyczność: jeżdżę kiedy chcę. Gdy mam projekt który zajmie mi więcej czasu w warsztacie skupiam się na nim, potrzebuję pieniędzy na warsztat/żywicę/reklamy? Jeżdżę.

Trzeba pamiętać o tym, że to był czas gdy z uberem mocno wszyscy walczyli - łącznie z policją. Sytuacja prawna była dla niektórych mocno niepewna, bo albo jeździli na czarno, albo nie mieli działalności. Ja chciałem jeździć bez obaw więc dopełniłem wszystkich formalności ale i tak były z tym niesamowite fikołki. Jak wiemy Polskie prawo nic nie ułatwia, a jednocześnie jest tak dziurwe, że tak czy tak wszystko da się zrobić.
Ale do brzegu człowieku xD

Po chyba dwóch czy trzech tygodniach jeżdżenia, dopytywania, rozmów z pasażerami, wkurzania się na korki stwierdziłem że będę jeździć głównie CZWARTEK-PIĄTEK-SOBOTA (godziny mocno popołudniowe z nockami bo studenckie czwartki-piątki). Jak będą siły to jeszcze miała dochodzić niedziela.
To akurat był dobry wybór - drogi raczej już puste, tylko na początku korki później sama przyjemna jazda po nocnym mieście.

Musicie wiedzieć, że lubię jeździć. Tak było gdy zdałem prawko mając 18 lat, tak jest i teraz gdy mam 31 lat. 32? Czasem człowiek nie pamięta swojego własnego wieku, ale z kalkulacji roku urodzenia wychodzi mi że mam 32 lata xD

Stworzyłem 4 playlisty - #!$%@?ęcie, nocna jazda, uber i delikatna-playlista-dla-niewzruszonych.
Wyszedłem z prostego założenia: jeżdżę sobie nocą po mieście, słucham muzyki i próbuje cieszyć się życiem na dorobku rozwijając pomiędzy swoją firmę.

No i pamiętając doświadczenia z taryfiarzami miałem prosty system: jeśli ktoś się do mnie sam nie odezwał słyszał ode mnie tylko "dzień dobry" Ew. "Jakby było panu/pani za zimno albo za gorąco proszę mówić"

I tyle. Bo nie ma nic bardziej #!$%@? od typa którego nie trawisz a który Ci stęka nad głową. Albo masz gorszy dzień ale kierowca postanowi że idzie w smal talk. Ewentualnie jesteś pomiędzy spotkaniami coś trzeba wyklikać, całym swoim jestestwem komunikujesz światu że nie chcesz mieć z nikim kontaktu a świat w postaci kierowcy dąży do niego. Zabijasz wzrokiem, komunikujesz dalej że musisz coś robić a kierowca dalej swoje. No dramat, ale na szczęście dość dobrze odczytuję emocje ludzi.

Więc ktoś wchodzi: Dzień dobry!
- Dzień dobry.
Ruszam, patrzę w tylne lusterko, patrząc kogo wiozę, ruszam i jadę w ciszy. Uśmiecham się po cichu do siebie gdy nie ma kontaktu i w tym momencie delikatnie podgłaśniam swoją muzykę. Czasem dokładnie tak to wyglądało i każdy był zadowolony.

Ale i tak w 70% przypadkach ludzie raczej chcieli pogadać. A to o Wrocławiu, a to o uberze, a to o samym aucie bo chcieli taki kupić i pokaże mi Pan bagażnik? A pewnie, bagażnikiem się Pan naprawdę zdziwi bo jest bardzo pojemny.
No i dużo pytań typu: "A jak to tam na tym uberze?" - ludzie byli naprawdę tego ciekawi, a ja z chęcią opowiadałem jak wyglądało moje doświadczenie z tym.

Najlepiej wspominam kursy z turystami. Serio czułem się wtedy małym ambasadorem Polski, który opowiada po angielsku o naszych absurdach których nie rozumieli, albo gdzie można dobrze zjeść, albo gdzie pójść, dziwili się że wszyscy tutaj rozmawiają po angielsku, chwalili mnie za akcent (iks kurde de bo zawsze się go wstydziłem) i co więcej:
Chwalili Polskę. To mi się wcześniej rzadko zdarzało ale serio, praktycznie każdy przyjezdny chwalił nasz kraj.

To trochę też dawało energię.

No i #!$%@?ńcy. Pamiętajmy że jeździłem wieczorami/nocami w weekendowym czasie. Dużo więcej było wtedy śmiechu jak krzywych z krzywych akcji, te miałem może ze trzy - nic groźnego. Jestem dużym gościem i raczej uśmiechniętym, więc może dlatego? Nie wiem. Huknąć też umiem, ale w większości przypadków jeśli masz trochę oleju w głowie wiesz, że lepiej łagodzić sytuację niż kopać się z pijanym debilem.

Ale tak czy tak #!$%@? bardzo dobrze wspominam. Widzę grupkę 30 Latków wychodzących z festiwalu reggae? W tle szybko włączam Vavamuffin i kończymy śpiewając wszyscy w aucie.
Dwóch pijanych przyjaciół którzy się przekomarzają między sobą udając, że mnie nie ma a później umiejętnie wciągając mnie pomiędzy spór by być sędzią najsprawiedliwszym? Idealna sytuacja która dąży do jednego celu: Śmiechu i szydery czyli to co lubię najbardziej.
Duuużo rozmów. Dwóch #!$%@? kapłanów którzy okazali się niezłymi śmieszkami.
Parę naprawdę poważnych rozmów które kończyliśmy przed czyimś domem,
Parę sprzedanych breloczków ( ͡º ͜ʖ͡º)
Ze dwie czy trzy dziewczyny które trzeba było prowadzić pod klatkę, jedna musiałem raz nieść.

Pamiętam też dużo dużo muzyki. Ona łączyła - często zresztą brałem od ludzi kawałki które chcieli żeby im puścić w aucie. Często oni coś brali ode mnie, albo ogólnie rozmawialiśmy o muzyce.

A zarobkowo? No #!$%@? średnio bym powiedział. Gdyby było tak, jak miałem w najlepszych okresach (boże narodzenie i grudzień) to dałoby się wtedy z tego żyć bez problemu, szczególnie dodając do tego małe "dodatki" z rękodzieła i sklepu.
Średnio dniówki po potrąceniu vatu, partnera, paliwa i prowizji ubera wahały się od 100 do typowego dla mnie wtedy 150zł do nawet 450 czy 600. Ale trzeba było napierdzielać po 10-14 godzin a na to siły nie miałem, zresztą ja żyłem wtedy prawdziwie moim młodym sklepem a zarobki z Ubera miały mi po prostu pokrywać wszystkie koszty z możliwą ewentualną górką.

Gdy podliczylem wszystkie opłaty, amortyzację auta, podatki, paliwo i ilość straconego czasu... Cóż porzuciłem to i dorywczo zacząłem jeździć znowu na ciężarowym, ale pod własną działalność. Prościej. Łatwiej.
Wspominam tą pracę zajebiście - mój pierwszy powiew wolności na tym łez padole. Własna firma, robię co chcę i trzymam życie za fraki.

Oczywiście to gówno prawda była, myślałem że jestem wolny a JDG skutecznie założyło na mnie swoje kajdany, przymus wybrania zasad ogólnych pod Ubera też zaczął zbierać żniwo bo od każdej sprzedanej rzeczy, wyjeżdżonej godziny trzeba było skarbówce oddać 23% vat ale uczucie tych paru naiwnych miesięcy było super. No generalnie się nic nie kalkulowało i musiałem zmieniać koncepcję i sposób zarabiania.

Człowiek się po prostu uczy, jak być przedsiębiorcą. Ja się uczę. Teraz wiem, że trzeba było z vatu spieprzać od razu i to rada dla każdego rękodzielnika, szczególnie w dobie Polskiego Ładu - kombinujcie. Jeśli nie jesteście pewni wydajcie 200-300zł na konsultację z doradcą podatkowym, wybierzcie droższą księgową która będzie mieć możliwość konsultacji, albo będzie obiegana w danym temacie bo to w długiej perspektywie uratuje Wam tyłek, naprawdę.
NIE. PYTAJCIE. W. INTERNECIE. Idźcie do doradcy, serio. Macie możliwość spieprzajcie do spółki komandytowo akcyjnej, albo znajdźcie najlepszy podatkowo sposób dla Was. JDG to nie jest jedyna możliwość zarabiania - choć sam z tego korzystam. Ale tutaj trzeba kombinować, choć sam przez lata od tego uciekałem.

Żyjemy w jednym z najbardziej skomplikowanych systemów podatkowych, dla przedsiębiorstw i osób które zarabiają miliony to czasem dobra sytuacja bo dzięki temu znajdują dziury, ale dla zwykłego szarego człowieka który chce po prostu zarabiać po swojemu na życie? To już kule u nogi podczas biegu z przeszkodami połączonego ze skokiem o tyczce po którym to skoku masz odbyć turniej szachowy z komputerem który ma nowy algorytm który ma na celu tylko jedno - zgnieść cię jak śmiecia.
Jest ciekawie, ale warto wspomagać się profesjonalistami a nie słuchać ludzi w internecie po prostu.

Tak jak się spodziewałem, początek działania sklepu był trudny. Część swoich początkowych oszczędności przeznaczyłem na stronę internetową, domenę, wyposażenie pracowni, hurtowe zakupy opakowań itp. Już teraz z perspektywy wiem, że na stronę internetową wydałbym 10x więcej. Była robiona... No na szybko. Po prostu za tyle, za ile była kupiona czyli jeśli dobrze pamiętam 1600zł. Później ponad pół roku dalej łatałem błędy, miałem problemy z integracją wtyczek i ogólnie uczyłem się samemu co z tym mogę zrobić bo nie mogłem sobie pozwolić na duże koszty.

I tutaj znowu rada ode mnie: Jeśli zastanawiacie się nad własnym sklepem, nie oszczędzajcie na stronie. Ja drugi raz tego bym nie zrobił, choć wiem jak jest na początku. Ale nie warto.

W międzyczasie oczywiście tak jak z półproduktami tak i z innymi rzeczami testowałem. Testowałem testowałem i sprzedawałem wg. mnie najlepsze rzeczy z tych testów. Czasem się udawało, czasem nie. Czasem popełniałem błąd który kosztował mnie przez własny pośpiech 40 elementów, a czasem naprawianie jakiegoś błędu kierowało mnie na zrobienie całkowicie czegoś nowego na co nie wpadłbym gdyby nie ten właśnie błąd. Siła rękodzieła :) Testowałem też rozwiązania na stronie, testowałem podwykonawców, testowałem rozwiązania wysyłek by finalnie i tak skupić się tylko na Inpoście - co okazało się strzałem w dziesiątkę :D

Jeśli zapytalibyście mnie jak wpadłem na świecące pigmenty odpowiedziałbym dosadnie i śmiało: nie wiem, nie pamiętam, ale lubię wszystko co świeci.
Ja jestem trochę jednak jak sroka. Coś mi wpadnie w oko od razu dąże do tego żeby wpadło mi w łapy i zanoszę do swojego gniazdka. Dlatego moje gniazdko jest pełne różnych dziwnych rzeczy: Od naprawdę starych mechanizmów zegarkowych po popsute kamery które ktoś wyrzucił a ja tam znalazłem świetnie wyglądający mechanizm albo płytkę scaloną która wizualnie mnie przyciągnęła. Do tego chyba z 30 rodzajów różnych pigmentów świecących i nieświecących - wszystko trzeba było przetestować przecież.
Dobrze, że mam swój własny warsztat, bo gdybym takie rzeczy składował w mieszkaniu moja NieŻona bardzo szybko stwierdziłaby że to się nadaje na leczenie, ale wizualny aspekt niektórych codziennych rzeczy (jak np. odkryte ścieżki na płytce scalonej) albo mikroskopijne a jednocześnie bardzo skomplikowane części mechanizmów zegarkowych jakoś mnie cholernie bawią i cieszą oko. A gdy z tych wszystkich skomplikowanych rzeczy jestem w stanie zrobić coś niepowtarzalnego co znajdzie odbiorcę i dam temu złomowi drugie życie? Po prostu cieszy.

Ale podatkowo trzeba było walczyć, a tej walki zawsze się bałem. Nie jestem najmądrzej działającym przedsiębiorcą, jestem gościem który chciałby osiągnąć mały dochód pasywny i który chciałby się ciągle wyżywać twórczo w swojej pracowni, ale żeby to osiągnąć potrzeba trochę... Spokoju finansowego. Stałości, a nie wiecznie zmieniających się przepisów na które trzeba reagować zmianą sposobu pracy którego się człowiek nauczył i o którym nie myślał przez pół roku. Zwyczajnie działalność gospodarcza nie jest dla każdego, bo dużo tam jednak walki.

Po pierwszym roku działalności zacząłem kombinować z wyjazdami i targami rękodzielniczymi czy festiwalami - stwierdziłem, że pora "wyjść" trochę z internetu gdzie nie potrafiłem się komercyjnie poruszać (kłania się zatrudnianie profesjonalistów o którym mówiłem, czego błędnie nie zrobiłem) więc zainwestowałem w namiot handlowy, duży rozkładany stół i zacząłem "tworzyć" swoją wystawkę. Ale o tym następnym razem :)

cdn.

#opowiadanie #dziendobry #tworczoscwlasna
Pobierz bkwas - Pora na cz 7. #rozkminkrzaka - bardzo chaotycznej opowieści o tym, jak to się...
źródło: comment_1644483418cTmuQD8xBoAVc5M5VcjVQ4.jpg
  • 15
@krissrusz

Zwykły gość który nauczył się nie pultac, serio Mirku, ale dzięki ;)

A jak byłbyś we Wrocławiu to śmiało zapraszam - do warsztatu nie pojadę autem tylko rowerem i śmiało możemy się napić piwka i pogadać o życiu ( ͡º ͜ʖ͡º)
@bkwas: A właśnie, zapomniałbym, jakby jakieś elektrośmieci wpadały w moje ręce (a wpadają) to wyciągać z nich płytki? Jakiś konkretny styl płytek elektronicznych? Bo nie wiem czy też byś nie chciał tego zalewać ( ͡° ͜ʖ ͡°)
@Voltaire mówiąc szczerze to elektro śmieci mam tyle, że już rok temu z tym przesadziłem - 3 duże kartony małych laptopów, kamer, płyt głównych, ramów procesorów i cholera wie jeszcze czego. Więc jeśli chodzi o to - mam aż nadmiar, ale cholerne dzięki za chęci :)
@bkwas: Polecam multimetry, mają bardzo ładne płytki po pokrętłem. No i łożyska z dysków, kiedyś miałem z nich robić spinki do mankietów a z innych zrobiłem kolczyki, zdjęć niestety brak.
@Voltaire oj tak, dyski wewnątrz są super - mam do rozłożenia jakieś 15 dysków 2.5 cala, nawet ich głowice wyglądają super.

A co do multimetrów - nie spodziewałem się, muszę zobaczyć bo mam gdzieś jeden spalony ( ͡º ͜ʖ͡º)
@bkwas: No tak, tak :D Za mało na wykopie siedzę albo o plusach zapominam ( ͡° ͜ʖ ͡°) Ale z tą zbrodnią to racja. Za wołanie mnie niechciane, na ulicach Wrocławia krzyknę Ci prosto w twarz "usuń konto" i ucieknę chichocząc mrocznie pod nosem ( ͡° ͜ʖ ͡°)