Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Mam problem, który stworzyłem sobie sam i kompletnie nie wiem co robić, żeby nie zniszczyć sobie i innym życia.

Po kolei. Kiedy byłem jeszcze w liceum miałem koleżankę, praktycznie od samego początku szkoły zaczęliśmy się kumplować, przeżyliśmy wiele fajnych chwil i mam bardzo dużo przyjemnych wspomnień. Nasza przyjaźń trwała prawie do końca szkoły, no właśnie prawie, bo jak skończony idiota na parę miesięcy przed maturą powiedziałem jej, że coś do niej czuje. Podjęliśmy próbę "bycia razem", ale ona po paru tygodniach powiedziała, że to nie to i ona nic do mnie nie czuję. Szkołę skończyliśmy udając, że się jeszcze przyjaźnimy, ale to był ostateczny koniec. Od tamtej pory nie miałem z nią żadnego kontaktu, aż do zeszłego roku...

Moją żonę poznałem jak byłem na drugim roku studiów, poznałem ją przez wspólnych znajomych. Była piękna, uśmiechnięta, nie dało się przy niej nie oszaleć.

Moja żona wyjechała jako dziecko z rodzicami za granicę, tam skończyła szkołę, pracowała jakiś czas, aż do czasu kiedy przyjechała odwiedzić dziadków w Polsce i tak się poznaliśmy. Spędziliśmy wiele dni i nocy pisząc i dzwoniąc do siebie, ona jedzdziła do mnie, ja do niej kiedy tylko była okazja. Trwało to pół roku, aż zaczęliśmy się zastanawiać jak to ogranąć żeby być ciągle razem. Byłem studentem na utrzymaniu rodziców, bez pieniędzy, nie chciałem też być skończonym gnojkiem i powiedzieć starym "dzięki, że trzy lata mnie utrzymywaliście, ale to #!$%@?, elo". Ona miała życie tam, jednak po wielu ciężkich dniach, podjęła decyzję, że przyjedzie do mnie, bo chce ze mną być. Skakałem pod sam sufit ze szczęścia, bo myślałem że się rozstaniemy po prostu.

Wszystko było super, aż do momentu kiedy po roku bycia w Polsce żona popadła w depresję. Do tej pory kiedy ktoś pyta ją jak mieszka się zagranicą potrfi się rozpłakać. Tęskni za życiem tam, za rodzicami, za znajomymi, a dziadków pochowała jakiś czas temu.
Z otwartej, uśmiechniętej, pełnej życia kobiety stała się smutną, czasami zgorzkniałą babą, mam wrażenie że otacza się tylko w tej swojej czarnej dziurze. Miała wiele pasji jak malowanie, garncarstwo, góry, basen, rower, dziś nie robi z tych rzeczy nic. Czyta książki i dokształca się w behawiorystyce zwierząt, czasami pójdzie na siłownię. Tyle.
Chodziła na terapię, ale terapeutka nie była zbyt kompetentna, bardzo ja to zniechęciło do kontynuowania u kogoś innego. Próbowała farmakologii, jednak przy 6 opakowaniu leków, zrezygnowała bo ciągle miała jakieś skutki uboczne, a psychiatra nic sobie z tego za bardzo nie robił tylko kazał jej wytrzymać kolejny miesiąc. Pół roku brania leku, który nawet nie pozwalał jej wstać z łóżka ani pracować.
Wzięła się w garść jakiś czas temu, nadal ma epizody depresyjne. Jednak nie widzę już tej szczęśliwej kobiety...

Po roku od naszego ślubu, spotkałem znajomą, która była właśnie w barze z moją przyjaciółką sprzed lat. Pogadaliśmy, dowiedziałem się co u niej słychać, opowiedziałem co u mnie, taka rozmowa jak sprzed lat, brakowało mi tego. Potem spotkaliśmy się jeszcze gdzieś tam parę razy przelotnie. Wróciły wspomnienia.

Wynikła z tego dość dziwna sytuacja, bo widział nas nasz wspólny znajomy, który przy mojej żonie pewnego razu powiedział:

nie miałem pojęcia, że nadal się X przyjaźnicie.


Żona zaczęła żartować, a potem dopytywać, że tyle lat ukrywałem jakaś tajemniczą przyjaciółkę. Byłem wtedy wypity, powiedziałem jej jak było i rozpłakałem się przy tym jak dziecko, bo wróciły wspomnienia z tamtego wieczoru.

Finalnie sprawa ma się tak, że żona poznała moją przyjaciółkę, nawet ją polubiła. Spotykamy się od czasu do czasu. Bylismy nawet na długi weekend nad morzem z jej partnerem.

Mam pewne hobby, którego moja żona nie chce ze mną uprawiać wspólnie. Pewnego razu wypaliłem do przyjaciółki, czy nie chciałaby wybrać się ze mną. Odezwała się jakiś czas temu, po jakimś czasie milczenia (z naszej jak i jej strony, wiadomo praca, obowiązki), że chętnie ze mną pojedzie. Więc wybraliśmy się, było naprawdę spoko, okazało się, że rozstała się gościem, z którym byliśmy nad morzem.

Z tym, że moja żona zaczęła być zazdrosna i chyba zdałem sobie sprawę, że ma rzeczywiście o co...
To bardzo inteligentna kobieta, od razu wiedziała, że coś jest nie tak jak tylko wróciłem do domu. Powiedziała mi wtedy - ja wiem, że łatwo jest żyć wspomnieniami, piękną napompowaną bańką w której było się młodym człowiekiem bez problemów i obowiązków. Ja nadal mam gdzie wrócić, powiedz tylko czego Ty chcesz.

Czy ja właśnie zniszczyłem swoje małżeństwo?

#malzenstwo #slub #zwiazki #rozowepaski #niebieskiepaski

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #61d829a837651b000a90993c
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
Wesprzyj projekt
  • 7
@AnonimoweMirkoWyznania: Zniszczyłeś małżeństwo uprawiając swoje hobby z kimś kto też je lubi? Nie. Przecież można mieć przyjaciół jak jest się w związku, serio. Z drugiej strony z sytuacji wynika że twoja żona czuje się wyizolowana i źle jej tutaj, to #!$%@? sprawa a ty powinieneś być osobą która sprawi że polubi to miejsce, ułatwi jej kontakt z rodziną i znajomymi (online, listownie?) i w ogóle, a tak to ani nie ma
@AnonimoweMirkoWyznania: W takiej sytuacji rada zawsze ta sama:
Jak laska odeszła to zrywasz kontakt, a jak chce wrócić to lej ją w pysk Miras. Pobawi się tobą i znowu zniknie.

Zaproponuj żonie częstsze odwiedziny jej rodziny za granicą lub nawet przeprowadzkę. Bez szczegółów ciężko ocenić czy przeprowadzka jest sensownym rozwiązaniem. Porozmawiaj z nią zwyczajnie o "depresji", a bardziej smutku spowodowanym jej przeprowadzką do Polski. Wygląda na to, że unikasz tematu i
@AnonimoweMirkoWyznania: Jeszcze nic nie zniszczyłeś ale zmierzasz tą droga. Żona dla Ciebie zostawiła całe swoje dotychczasowe życie. W ogóle nic nie piszesz o tym jak ja wspierasz w tym przez co przechodzi ( ͡° ʖ̯ ͡°) ona ma tutaj jakichś przyjaciół? Jak często odwiedzacie jej rodzine? Moim zdaniem twoje spotkania z tą przyjaciółka to dla żony cios w plecy. Może by przeszły w innej sytuacji, bo nie