Wpis z mikrobloga

  • 119
#wigilia
#wojna
#historia
24 grudnia roku 1914 okolice Ypres, front zachodni.

Brytyjski sierżant przez swoją lornetkę obserwował linię niemieckich okopów, coś się tam działo. Dziwne odgłosy i krzątanina, podejrzewał przygotowania do szturmu. "Cholera, dziś wigilia" pomyślał, ale szybko sam sobie udzielił reprymendy. Przecież po tych barbarzyńcach można spodziewać się wszelakiej perfidii. Uderzył kilkakrotnie dłonią o dłoń i chuchnął w palce. Było wyjątkowo mroźno, ale dzięki temu wszechobecna wilgoć i błoto stały się dużo znośniejsze. Wtem zamarł i zaczął wytężać wzrok, coś powoli wyłaniało się z transzei oddalonej o kilkadziesiąt metrów. Gdy przyłożył lornetkę do oczu nie mógł uwierzyć w to co widzi. Niemcy wystawili na brzeg okopu przystrojone drzewko, po chwili choinki zaczęły pojawiać się na całej linii, zauważył nawet jedną w miejscu, gdzie było gniazdo karabinu maszynowego. Nie zdążył ochłonąć ze zdziwienia kiedy usłyszał od strony wroga śpiew:
- Stille Nacht, heilige Nacht,
Alles schläft; einsam wacht...
Jego żołnierze zaczęli ostrożnie wychylać się poza krawędź rowu, ostrożnie w obawie przed snajperami sprawdzali co się dzieje u "Fryców". Nerwowo patrzyli po sobie, gdy nagle ktoś zaintonował:
- Silent night, Holy night,
All is calm, all is bright...
Nim przebrzmiała pierwsza sylaba cały brytyjski okop śpiewał kolędę, wtórując swojemu wrogowi. Sierżant pokręcił głową z dezaprobatą i w myślach klął na głupotę swoich towarzyszy. Jednak nim zdążył ich przywołać do porządku, z niemieckiego okopu wyskoczył żołnierz i krzyknął w ich stronę:
- Happy Christmas, Tommy!
Nagle jeden z szeregowców cisnął swój karabin w zmarznięte błoto na dnie transzei i zaczął wdrapywać się na jej skraj. W ślad za nim zaczęli wyskakiwać kolejni. Żołnierze niepomni na miażdżące ostrzały artyleryjskie, kule snajperów czy koszące krwawą nawałnicą karabiny maszynowe wylegali z chroniących ich okopów.
- Złazić i to natychmiast!
Wrzeszczał sierżant, ale niewielu się zawahało pod wpływem jego rozkazu. Spoza okopu, ktoś mu odkrzyknął:
- Zamknij się! Są święta...

Powyżej opisana sytuacja, jest jednym z wielu podobnych zdarzeń, jakie miały miejsce w grudniu 1914 roku na Froncie zachodnim. Przeważnie dochodziło do bratania się żołnierzy angielskich i niemieckich, choć są znane przypadki wymiany uprzejmości między Belgami, Francuzami czy Włochami. Wydarzenie to przeszło do historii jako "świąteczne zawieszenie broni", były to jednak tylko lokalne rozejmy i zupełnie nieuzgadniane z dowództwem. Trzy tygodnie wcześniej papież Benedykt XV zasugerował oficjalne zawieszenie broni na okres świąt. Pomysł został jednak odrzucony przez zwierzchników walczących państw. Na froncie wschodnim, nie dochodziło do aż takich zażyłości. Pomimo faktu, iż w walczących armiach, po wszystkich stronach, znajdowali się Polacy przymusowo wcieleni do wojska przez zaborców. Chodź i tam odnotowywano sporadyczne, nieuzgadniane przerwy w walkach i śpiewanie polskich kolęd "na dwa okopy".

Generał brytyjski sir. Horace Smith-Dorrien stwierdził już dużo wcześniej, że żołnierze walczący w sytuacji pozwalającej na bliski kontakt z wrogiem popadają w tendencję do okazywania empatii, a to z kolei ma negatywny wpływ na efektywność walki. Próby fraternizowania się z przeciwnikiem miały miejsce już we wcześniejszych okresach starć. Z dziennika wojennego regimentu Essex, można się dowiedzieć, iż już 11 grudnia doszło do kuriozalnej sytuacji. Według relacji w nim zawartych, okopy Brytyjczyków i Niemców były oddalone od siebie o 36 metrów. Żołnierze mieli zwyczaj wykrzykiwania do siebie różnych rzeczy. Tego dnia wymiana zdań przybrała dość niezwykły obrót. Któryś z Brytyjczyków zaczął rozmowę:

"- Dzień dobry Fryc!
- ...
- Dzień dobry Fryc!
- ...
- Dzień dobry Fryc!!
- Dzień dobry!
- Jak się masz?!
- Dobrze!
- Fryc, chodź do nas!
- Nie przyjdę, bo mnie zastrzelicie!
- Nie zastrzelimy, chodź, zapalimy sobie!
- Spotkajmy się w połowie drogi!
- OK!"

Po tej wymianie zdań jeden z Anglików napakował kieszenie papierosami i wyskoczył z okopu. O dziwo na ziemi niczyjej spotkał Niemca, który w zamian za papierosy odwdzięczył się serem. Brytyjczycy patrzyli ze zdziwieniem, jak "Fryce" wychylają się zza wałów ziemi i przyjaźnie im machają. W efekcie około 18 żołnierzy angielskich spotkało się z Niemcami pośrodku pola walki. Cała sytuacja trwała około 30 minut, po których wszyscy wrócili na swoje pozycje i podjęli walkę.

Wracając do wigilii Bożego narodzenia, trudno jest ustalić, kto i gdzie jako pierwszy zainicjował przerwanie walk. Obie strony postanowiły wykorzystać tą sytuację, by pochować swoich zabitych, którzy od dłuższego czasu leżeli porozrzucani na ziemi niczyjej. Pierwszego dnia świąt, w pobliżu wsi Fromelles 30 km na południe od Ypres doszło nawet do wspólnej mszy. Postanowiono wszystkich poległych pochować w jednej, zbiorowej mogile. Powodem był fakt, iż częściowo nie dało się rozpoznać, do której ze stron należą porozrywane i zamarznięte szczątki. Porucznik Arthur Pelham Braun zapisał w swoim pamiętniku:

"Masowy pochówek był zbyt okropny, zbyt straszny, by go opisywać, więc nawet nie będę próbował tego robić."


Mszę odprawił kapelan Adams, który ułożył porządek modlitw, a następnie tłumacz przetłumaczył je na niemiecki. Odmawiano je na zmianę w obu językach. Żołnierze wyrecytowali między innymi Psalm 23. Porucznik Pelham zanotował dalej:

"Niemcy stali razem po jednej stronie, Anglicy po drugiej. Oficerowie stali w pierwszym rzędzie, każdy zdjął nakrycie głowy. Tak myślę, że to był widok, który więcej się już nie powtórzy."

Po wszystkim żołnierze rozmawiali ze sobą i wymieniali się upominkami. Były to przeważnie produkty spożywcze, alkohol i papierosy. Obdarowywano się również rzeczami osobistymi jak kapelusze czy guziki od mundurów. Josef Wenzel z 16 Bawarskiego Pułku Piechoty (gdzie również służył młody Adolf Hitler) wspomina w liście do rodziny:

"Jeden Brytyjczyk podszedł do mnie, od razu uścisnął moją dłoń i przekazał mi kilka papierosów, drugi dał mi pamiętnik, trzeci podpisał się na pocztówce, czwarty zanotował swój adres w moim notesie. Jeden Anglik zagrał na harmonijce ustnej niemieckiego żołnierza, inni tańczyli, jeszcze inni dumnie paradowali w niemieckich hełmach [...]. Nie zapomnę tego widoku przez resztę mojego życia"

W innym miejscu niemieccy oficerowie przekazali Anglikom beczkę piwa, ci zaś odwdzięczyli im się puszką puddingu śliwkowego. Między oficerami frontowymi ustalono, że rozejm będzie trwał do drugiego dnia świąt, do godziny 8:30. W wielu miejscach rozegrano improwizowane mecze piłkarskie a tam, gdzie zabrakło futbolówek (które Anglicy często mieli w okopach), kopano puszki. Były to raczej zwykłe przekopywanki, gdyż nie strzelano bramek, ani nie było sędziego. Najsłynniejszym meczem była rozgrywka, którą w liście do "The Times" opisał niemiecki porucznik Niemann. Miał to być, w odróżnieniu od innych, regularny mecz ze strzelaniem goli. Do zdarzenia miało dojść w pobliżu Armentieres, niedaleko granicy belgijsko-francuskiej. Mecz mieli wygrać Niemcy 3 do 2. Tyle tylko, że musiał zostać przedwcześnie przerwany, po tym jak piłka przebiła się na drucie kolczastym jednej z zasiek. Było to dla tych ludzi jakoby symbolem ulotności tego surrealistycznego "rozejmu".

Oto część tekstu, który kiedyś zamieściłem na blogu. Jeśli chcesz przeczytać więcej, to masz dwa wyjścia. Możesz odwiedzić pełny artykuł do którego link zamieszczę w komentarzu, albo poczekać do jutra.

*Na fotografii:
1. Niemiecki żołnierz zmierza z choinką w stronę brytyjskich okopów. Boże narodzenie 1914 rok.
2. Usuwanie ciał poległych z "ziemi niczyjej".
3. Żołnierze Saksońskiego Regimentu i 5 Brygady Strzelców Londyńskich pozują do zdjęcia na ziemi niczyjej. Święta Bożego narodzenia 1914 roku.
Brakus - #wigilia
#wojna
#historia
24 grudnia roku 1914 okolice Ypres, front zachodni...

źródło: comment_1640355237Pg77zrGnX3e52oWo1zTOrt.jpg

Pobierz
  • 15