Aktywne Wpisy
uncle_freddie +445
Real Madryt 2 - [1] Barcelona; Lewandowski
MIRROR: https://streamin.one/v/dd5b3149
#mecz #golgif #golgifpl #supercopa #superpuchar #realmadryt #fcbarcelona #ladnygol
MIRROR: https://streamin.one/v/dd5b3149
#mecz #golgif #golgifpl #supercopa #superpuchar #realmadryt #fcbarcelona #ladnygol
pamareum +12
Jak w mieście wojewódzkim żyć za mniej niż 10k netto? Zastanawiam się czy faktycznie tak mało zarabiam (9k, od lutego podwyżka na 9,5)
-wynajem 2,5k (dwa pokoje)
-opłaty 0,7k (czynsz, prąd, internet)
-catering dietetyczny 1,8 k (3,5 k kalorii)
-pozostałe zakupy żywieniowe 0,4k
-koszty związane z autem 1k
-sponsoring 19 letniej Ukrainki 1,5k (kosmetyki, prezenty, kwiaty, różne niespodzianki)
-netflix, Spotify, yt 0,1k
-ubrania i higiena 0,5k
Łącznie 8,5k. Zostaje 0,5k póki co.
-wynajem 2,5k (dwa pokoje)
-opłaty 0,7k (czynsz, prąd, internet)
-catering dietetyczny 1,8 k (3,5 k kalorii)
-pozostałe zakupy żywieniowe 0,4k
-koszty związane z autem 1k
-sponsoring 19 letniej Ukrainki 1,5k (kosmetyki, prezenty, kwiaty, różne niespodzianki)
-netflix, Spotify, yt 0,1k
-ubrania i higiena 0,5k
Łącznie 8,5k. Zostaje 0,5k póki co.
Otóż pierwszą robotę przyłapałem w urzędzie dla bezrobotnych w wieku 19 lat kiedy po skończeniu szkoły potrzebowałem ubezpieczenia i rozglądałem się za jakąś robotą bo rodzice naciskali. Miałem być operatorem jakiejś maszyny ale praca miała być łatwa i dla niewykfalifikowanych. No więc pojechałem ze swojego miasta powiatowego parę kilometrów z ciotką która mnie podwoziła do jakiegoś #!$%@? z 20 budynkami na krzyż i tam znalazłem starą rudere wyglądającą jak dwie duże szopy zakute blachą obok siebie. Wpadłem tam i poprosiłem o rozmowę z szefem na którą się wcześniej oczywiście umówiłem telefonicznie. Pan Janusz, rekin wioskowego biznesu rozsiadł się w fotelu na przeciw mnie, odpalił szluga i spytał
Co mi pan może o sobie powiedzieć? na co ja "szukam pracy, kwalifikacji brak, w szkole mi nie wyszło na co pan Janusz Mamy to. Zaczyna pan od jutra rana, umowę się podpisze jak pan się sprawdzi. Pan janusz wielki bebzon i sandały ze skarpetkami.
Przychodzę następnego dnia i szef prowadzi do mnie jakiegoś kolesia około 40. Mówi mu tak. No bo anon od dzisiaj tu u nas pracuje i będzie operował tą maszyną co ty nią operowałeś do tej pory. Pokaż mu jak bo do jutra ma być samodzielny.
Pan Andrzej tak nazwijmy kolesia który miał mnie przyuczać od początku sprawiał wrażenie jak bym mu rodzinę wymordował. Był straszliwie nieprzyjemny i co chwila rzucał tekstami "i co ja mam cię roboty #!$%@? uczyć" i.t.p
Podprowadził mnie pod maszynę. Była to maszyna zajmująca się rozdzielaniem wielkich bel tkaniny na mniejsze belki różnej wielkości. Ciężko powiedzieć w sumie czym się zajmował ten zakład. Tu jakieś belki materiału rozdrabniali na mniejsze, tam farbą blachy malowali, gdzie indziej ulotki drukowali. Tu jakieś #!$%@? drewniane wyrabiali. Wszystko i nic w jednym. Na dodatek firma której nazwa była zamieszczona na bilbordzie po środku tych dwóch budynków nazywała się "Janusz Januszewski, zakład produkcyjny Martonax" Nazwa oczywiście zmyślona ale dokładnie ten sam wzór. Nawet brzmi podobnie do orginału.
No ale wracajmy do mojej pracy. Otóż pan Andrzej stwierdził, "że łon mi nie bendzie jak dziecku pokazywał po koleii bo łon nie ma na to czasu ani ochoty, łon będzie robił, a ja mam się nauczyć z patrzenia" Maszyna ta pochodziła chyba sprzed dwóch stuleci. Był jakiś panel kontrolny na którym pan Andrzej kilkał serie przycisków, trzeba było też otwierać klapę maszyny i przestawiać jakieś tam śruby, a na dodatek latać wokół belki materiału i przycinać ją żyletkami w pewnych punktach. No więc pan Andrzej robił cały dzień, a ja patrzyłem i #!$%@? się nauczyłem. Maszyna była tak umieszczona w ciasnym kącie i na podeście, że stojąc z tyłu i obserwując #!$%@? widziałem. Ale byłem zbyt przestraszony by zglaszać sprzeciw wobec nieprzyjemnego pana Andrzeja. Poza tym ja jestem przegrywem. Mi właśnie jak dziecku trzeba pokazać po kolei i to z parę razy bo stres i autyzm mnie rozsadza. No więc praktycznie cały dzień siedziałem z tyłu i obserwowałem, czasami latając jako chłopiec na posyłki. Niczego się oczywiście nie nauczyłem. Dowiedziałem się też, że w firmie pracuje się po 10 godzin. Kiedyś pracowało się po 8 ale pracownicy ochodzili więc zabrakło rąk do pracy i szef zmienił na 10.
Następnego dnia z rana przychodzi pan szef i mówi "anon teraz pora byś sam zrobił" tu masz takie i takie zlecenie, rób wracam za 5 godzin. Oczwiście #!$%@? umialem zrobić. Nie dość, że #!$%@?łem to jeszcze pociełem się żyletkami i ostrymi częściami maszyny w wyniku czego cały spływałem we krwi. Moja koszulka wyglądała jak by ktoś przy mnie człowieka piłą mechaniczną przekroił. Po jakimś czasie pan Andrzej który przychodził porobić ze mnie beke widząc mnie całego we krwi krzyknął "chłopie jak ty wyglądasz na boga idź tam masz bandaże owiń sobie poranione ręce i wracaj tutaj dalej robić " po paru godzinach wraca szef pan Janusz i nawet nie zwrócił uwagi na ręce w bandażach i okrwioną koszulę tylko oburzony spytał czemu nie zrobione. Na co odpowiedziałem wprost "nie umiem" Pan Janusz zawołał pana Andrzeja i spytał go dlaczego anon nie umie. Janusz odpowiedział, że jestem po prostu zbyt durny żeby nauczyć się obsługi tej maszyny. Pan Janusz spytał mnie czy to prawda. Przestraszony odpowiedziałem "tak to prawda" Szef powiedział, że w takim razie skoro jestem zbyt głupi to będę robił coś innego, a co to się jeszcze wymyśli. Wysłał mnie póki co do miejsca gdzie drukowano ulotki i zwijano je w folie, a zajmowały się tym 2 ukrainki i jedna p0lka. Dziewczyny patrzyły na mój spocony ogrowy ryj jak by trędowaty wskoczył im do pokoju i przerwał zabawę, nie mniej starały się pomóc. Trik polegał na tym, że Ulotki wychodziły taśmowo w dużej ilości i trzeba było je w dużej liczbie szybko zwijać w odpowiednią folię. Na tym też poległem. Wymagało to dużej sprawności palców, a ja byłem wstrząśnięty tym co przeżyłem przed chwilą i tym, że zamknięto mnie w pokoju z 3 kobietami w wyniku czego zamiast zwijać ulotki tylko je niszczyłem więc dziewczyny kazały mi #!$%@?ć. Zameldowałem o tym szefowi, a on powiedział, że będę w takim razie chłopcem na posyłki.
Od tej pory w zakładzie zajmowałem się wszystkim i niczym, trochę zmiatałem. Pomagałem jednemu z pracowników myć maszyny. Czyściłem jakieś metalowe blachy i elementy z farby, rozładowywałem przyjeżdżające auta. Generalnie była męka i ból. Warto wspomnieć o tym, że miałem wówczas potworną nadwagę, do tego całe życie zmagam się z nadpotliwością, to było lato i panowały ponad 30 stopniowe upały, a mnie po prostu rozsadzał stres. W wyniku czego większość pracy wykonywałem będąc całkowicie niewidomym bo pot zalewał mi oczy i okulary. Pamiętam jak przy otwieraniu jakiejś maszyny zaczęła dmuchać bardzo intensywnie pompa w wyniku czego odskoczyłem bo boję się gwałtownych podmuchów (też o tym wspominałem) więc koleś z pracy miał ze mnie beke bo "anon się wiatru boi". Na dodatek nie rozumiałem nic z tego co mówili do mnie inni pracownicy. W sumie miałem doczynienia z dwoma. Jednym starym dziadkiem i wspomnianym wcześniej panem Andrzejem. Nie dość, że w zakładzie maszyny hałasowały jak #!$%@? to na dodatek pan Andrzej mówił w jakimś dziwnym dialekcie jak by z podhala #!$%@?ł, a ponadto miał zwyczaj rzucania krótkich jednosłownych komend z których #!$%@? rozumiałem. Natomiast pan dziadek był byłym górnikiem i miał chorę od pylicy płuca dla tego nie potrafił mówić tylko szeptał, więc przez większość czasu nie miałem pojęcia co do mnie mówią inni pracownicy.
Pewnego razu podczas czyszczenia maszyn przecieraliśmy je szmatką którą co chwile moczyliśmy w jakimś rozpuszczalniku. Problem polegał na tym, że nie miałem pojęcia co to za rozpuszczalnik i czy jest szkodliwy bo miałem tylko krótkie spodenki i krótki rękawek ze względu na wspominane upały, a gdy pan dziadek ubrany w pełen strój roboczy czyścił maszyny co chwile pryskał mi kroplami tego płynu na skórę. Nie wiedziałem czy może mi się stać od tego jakaś krzywda ale jako, że do czyszczenia dano mi grube rekawice podejrzewałem, że tak. Próbowałem się o to spytać starego górnika ale ze względu na jego chorobę płuc i hałas w zakładzie nie byłem wstanie zrozumieć NIC z tego co mówił, więc czyściłem dostając co chwile chluśnięcia na skórę rąk i nóg i cholernie zestresowany zastanawiałem się czy to pieczenie to objaw działania rozpuszczalnika czy raczej wymysł mojej przerażonej psychiki.
Innym razem po zmywaniu farby z jednej z blach pan dziadek kazał mi umyć ręce. Nie szło się z nim jednak dogadać więc wskazał mi kąt w którym stały jakieś beczki. Poszedłem więc tam i zanurzyłem w jednej z nich ręce myśląc że to woda w której mam owe ręce przemyć. Po chwili dowiedziałem się, że zanurzyłem ręce w jakimś rozpuszczalniku, a nie w wodzie bo beczki nie były w ogóle oznaczone. Na szczęście moje ręce pokrywała gruba warstwa farby i szybko je wyjąłem. Mógłbym jeszcze sporo opowiadać co tam przeżyłem w mniej niż półtora tygodnia ale pora na finał.
Jednego ranka po przyjściu do pracy spytałem się co mam robić. Kazano mi zmywać farbę z blach więc poszedłem do odpowiedniego pokoju i się tym zająłem. Jednak pan dziadek po chwili kazał mi #!$%@?ć dając mi znać, że potrzebuje tego miejsca. Jako, że miałem tylko jedno miejsce w którym mogłem to robić postanowiłem poczekać, aż stary górnik skończy żebym mógł wrócić do pracy bo nie miałem pojęcia czym innym bym mógł się tam zająć. Po chwili wszedł szef i wpadł w furię. Powiedział, że nic nie robię i jestem zwolniony bo on nierobów nie potrzebuje. Próbowałem mu się wytłumaczyć ale nic to nie dało. Dał mi 300 stówy do ręki obiecując, że resztę mi dostarczy potem (koniec końców jej nie otrzymałem bo pan Janusz stwierdził, że jednak dostałem wystarczająco) i kazał #!$%@?ć. Więc #!$%@?łem z 3 stówami w ręku. Potem musiałem jeszcze raz spotkać się z panem Januszem bo okazało się, że urząd pracy posiada dowody na to, że pracowałem, a nie mam żadnej umowy. Więc jeżeli chce się u nich zarejestrować to muszę dostać umowę. Wróciłem więc do pana Janusza i wyjaśniłem sprawę, a ten przestraszony obiecał mi, że się tym zajmie i po tygodniu dostarczył mi umowę zlecenie z sfałszowanymi datami którą dostarczyłem do urzędu. Koniec.
Chcicałbym, żeby to była pasta ale nie jest. W mojej następnej pracy którą straciłem po 3 miesiącach wiele lepiej nie było więc o tamtejszych traumach też coś może napiszę. 300 stówy które zarobiłem, (a w zasadzie to dwie na czysto bo trochę strat poniosłem w ubraniach) przepiłem i przepaliłem w ciągu tygodnia lecząc traumę która jest ze mną do dzisiaj. Kiedy pierwszy raz szukałem pracy byłem przerażony, że będzie źle i tragicznie. Ale było jeszcze gorzej niż się spodziewałem.
Wybaczcie długi i chaotyczny wpis. Wywaliłem z serca i nie chce mi się go redagować. Elo.
#przegryw
przy czytaniu doszedłem do wniosku, że w sumie w moim kołchozie dawnym nie było aż tak źle jak mi się wydawało
Komentarz usunięty przez autora
Czytałem jakiś czas temu, że mózg w stresie działa tak, jakbyśmy byli dużo mniej inteligentni, zwyczajnie obniża nam się IQ. Efektem jest to, że znerwicowani ludzie