Wpis z mikrobloga

Dawno nie było nowego #coolstory ode mnie to będzie teraz :)

tl:dr


Jako, że niedawno dostałem pracę to Wam opowiem o kilku swoich przygodach. W pierwszy dzień, ok 9 parkuję sobie samochód pod halą, a obok mnie parkuje inny. Okazało się, że siedzi sobie w niej całkiem niezła dziołcha, a że wyglądała na tylko trochę starszą to zagadałem i byłem z nią na "ty". Po chwili nasz drogi się rozeszły, ona się śmieje, że chyba razem będziemy pracować i ogólnie sympatycznie. Poszedłem po ciuchy, przebrałem się i poszedłem do biura, pokazać mordę. Jakież było moje zdziwienie gdy okazało się, że jest ona kierownikiem. A raczej kierownicą :). Jestem jedyną osobą w pracy, która nie mówi na nią "pani" (sama stwierdziła, że skoro gadaliśmy sobie normalnie to nie ma sensu teraz wydziwiać), przez co miałem +10 do respectu u wszystkich, nawet tych, którzy mnie jeszcze nie widzieli (informacje przenoszą się w mig29). Przywitałem się w nowymi kolegami, ale jako, że roboty jak na polu bawełny, to nie mieliśmy czasu zbytnio pogadać, wszak znicze same się do sklepów nie załadują.



-żaden. Znicze nie chodzą


hehehe

Ale nie samymi zniczami człowiek żyje. Dostałem takie metalowe badziewia do załadowania i było to moje pierwsze zadanie w nowej pracy. Kierownica zerka od czasu do czasu jak sobie radzę, czy dokumentację ogarniam, jaki mam skill na wózku widłowym itp. Wypada więc pokazać się z jak najlepszej strony. Paleta z towarem okazała się ciężka. Nawet za ciężka jak na mój mały wózek, ale czas nagli i nie będę biegał za innym wózkiem jak na mnie łypią ślepia szefowej. Podnoszę paletę i jest nawet git. Trochę mi unosi tył wózka, ale dam radę. No i jadę. Tak się skupiłem na towarze, że nie zauważyłem, iż na mojej drodze spoczywa jakiś kawałek palety, który nieposłusznie oddalił się od reszty. Jak na niego wjechałem to cały mój misterny plan poszedł w #!$%@?. Równowaga została zachwiana, towar przeważył, a tył mojego wózka uniósł się w górę co widokiem mogło przypominać tonącego Titanica. Grawitacja to dziwka i złośliwie rzuciła mnie na kierownicę (wózka), na którą wleciałem niczym Murzyn na Sashę Grey. Towar się #!$%@?ł na 4 strony świata, a ja masując klatę zacząłem się cieszyć, że żyję. Za szybko. Upadający towar wywołał taki hałas, że ludzie nieopodał zaczęli uciekać ciesząc się, że może coś #!$%@?ło i będzie fajrant na dzisiaj. Nic z tego. Niepocieszeni zaczęli wracać patrząc na mnie zawiedzionym wzrokiem, jakbym był winny ich zawiedzionej nadziei. Kilku z nich pomogło mi ogarnąć towar, zafoliować i odłożyć w miejscu docelowym. Najlepsze z tego wszystkiego jest to, że w tym czasie kierownica poszła do biura, bo miała telefon przez co ominęła ją moja kompromitacja. Potem już dzień jakoś zleciał bez jakiś większych akcji. Kierownica trochę tam bręczała, że coś tam palety krzywo, że za wolno z towarem jeżdżę (gdyby miała świadomość tego, co się #!$%@?ło w ciągu dwóch minut jak jej nie było to by mi pewnie kazała jechać wolniej i nie szarżować :)), ale ogólnie był lajt. I tak minął dzień pierwszy mojej pracy.

W drugi dzień dostałem zadanie bojowe.

-weź BQP idź poszukaj gościa co się nazywa Czupryna. Powiedział mi to brygadzista normalnym tonem, jednak wtedy nie skojarzyłem, że słuchający rozmowę pracownicy mieli zwaue. A nagle było ich tam od #!$%@?. Na ale wtedy nie zwróciłem na to uwagi. No to idę szukać Czupryny, bo miał mi podpisać dokumenty, ogólnie takie tam pierdoły. Podchodzę do części magazynu, gdzie powinien być i zagaduję murzyniących tam roboli:

-Przepraszam, pan Czupryna gdzie jest?

I wtedy jak do mnie nie podleci gościu, większy ode mnie, kark na które za małe byłoby największe chomąto, w bicepsie mający tyle ile ma średnica koła od wózka i drze ryja

-Co #!$%@?? Co #!$%@? szmato?! #!$%@?ć Ci gonga?

A mógł być zły za nazwanie go Czupryną gdyż był bardziej łysy od mojego kolana. Mówią, że w sytuacjach kryzysowych czas zwalnia i widzi się swoje życie przed oczami. Kłamią #!$%@?, bo ja w panice stałem jak zamurowany, czas przyspieszył 1000x a mój mózg tak się zblokował, że jedyną modlitwą jaka mi przyszła do głowy był "wieczny odpoczynek". Gość podbiega do mnie, łapie za szmaty i... nagle mnie puszcza, zaczyna się śmiać, wszyscy dookoła ryczą ze śmiechu (a grupa przy zdarzeniu była liczna), ja w szoku zaczynam się śmiać z nimi nie wiedząc o co chodzi. #!$%@?, żyję, nie żyję? Nie wiem co się dzieje. Czupryna podchodzi do mnie i mówi, że to taki chrzest bojowy i każdy nowy pracownik go przechodzi. Jak to podczas chrztu musi polać się woda. I polała się, bo w ręku miałem kubek z herbatą, który upuściłem nawet nie wiem kiedy. Nowy #!$%@? kubek do roboty se kupiłem. Ogólnie dzień był spoko, choć heheszków z mojej osoby nie było końca. I to tyle na dziś. Jeżeli chcecie wiedzieć jak wygląda praca na magazynie, jak wygląda zajeb, gdy roboty jest więcej niż możliwości by ją zrobić i co do tego wszystkiego ma Rysiek z klanu, obserwujcie tag #bqpoweopowiesci

Spam lista:

@Boyzee @HAJ_fajv @uosiu
  • 25
  • Odpowiedz