Wpis z mikrobloga

Ja tylko wrzucę cytat. Bez komentarza z mojej strony. Ciekaw jestem Waszego zdania. #medycyna

"Wizyta kontrolna w poradni onkologicznej - 9 zł za pacjenta, w pulmonologicznej - 8 zł, w gabinecie stomatologii - 11 zł - takie kwoty wyliczają lekarze, którzy przy okazji protestu medyków skarżą się na niskie wyceny świadczeń przez NFZ. - Nie opłaca się leczyć - komentują.Badanie ANA (przeciwciał przeciwjądrowych) – 90 zł w laboratorium. NFZ daje 35 zł", „Wizyta diagnostyczna w gabinecie stomatologii – 11 zł. 20 zł za usunięcie zęba jednokorzeniowego, 30 zł za ósemkę", „Na internie wielochorobowość, ale wycena za jedną chorobę. Leczymy np. nadciśnienie, cukrzycę i niewydolność nerek, ale NFZ płaci tylko za jedno", „Wizyta patronażowa położnej u noworodka w domu – 29 zł brutto", „Urosepsa – 1400 zł. Tzw. osobodoba w szpitalu – ok. 300 zł. Czyli hospitalizacja po pięciu dniach przestaje się opłacać", „Wizyty kontrolne w poradni onkologicznej – 9 zł od pacjenta", „W pulmonologicznej – 8 zł. Czyli wizyta za dwa piwka" – ironizują lekarze różnych specjalizacji na grupie na Facebooku Porozumienie Rezydentów. I przerzucają się kwotami: „W podstawowej opiece zdrowotnej ok. 18 zł za pacjenta na miesiąc. Z tego finansowane są wszystkie badania, wypłaty, pomieszczenia, odbiory śmieci itp. Spotkałam się z dobrym porównaniem: zdrowie w podstawowej opiece zdrowotnej jest miesięcznie wyceniane jak Big Mac" – dorzuca lekarka.

Pieniądze na leczenie. Szpital traci na tym, że leczy
Podwyżka kwot, które za realizowanie świadczeń dostają od Narodowego Funduszu Zdrowia przychodnie i szpitale, to jeden z postulatów trwającego protestu medyków. – Jeśli podliczy się koszt wykonania badania, wynagrodzenia personelu i utrzymania szpitala, to okazuje się, że przekracza on to, co szpital dostaje od NFZ. Czyli szpital traci na tym, że leczy – mówi lekarz Piotr Pisula, przewodniczący Porozumienia Rezydentów i jeden z liderów protestu medyków. Zwraca uwagę zwłaszcza na wycenę tylko jednej procedury w trakcie pobytu chorego w szpitalu. To problem przede wszystkim internistów, którzy bardzo często mają do czynienia z wielochorobowością. – Jeden pacjent to jedna procedura. Jeśli wytniemy wyrostek robaczkowy i amputujemy stopę cukrzycową, to NFZ zapłaci tylko za leczenie jednego schorzenia. W dodatku wycena wielu świadczeń jest nieadekwatna do ich rzeczywistych kosztów. W efekcie leczyć się nie opłaca. Szpitale na tym tracą i zwiększają swoje zadłużenie – mówi Pisula.Koszyk NFZ jest przestarzały
Paweł Doczekalski, lekarz rodzinny i przewodniczący komisji młodych lekarzy w Okręgowej Izbie Lekarskiej w Warszawie, pracuje w przychodni podstawowej opieki zdrowotnej. – Niektórych badań nie opłaca się wykonywać czy powielać, bo przychodnia nie wyjdzie nawet na zero. O jakichkolwiek zyskach trudno w ogóle mówić. Na szczęście pracuję w przychodni państwowej, gdzie nie musimy aż tak kalkulować. Ale tzw. NZOZ-y, czyli niepubliczne zakłady opieki zdrowotnej, muszą liczyć każdą złotówkę – mówi Doczekalski. Podkreśla, że na co dzień w pracy nie kalkuluje i zawsze zleca te badania, które są potrzebne. – Niestety koszyk NFZ często jest przestarzały, nie ma w nim najnowocześniejszych i jednocześnie najlepszych badań. Wówczas pacjent może dopłacić z własnej kieszeni. Ale nie każdy może sobie na to pozwolić. Wielu moich starszych pacjentów właściwie nigdy nie decyduje się na dodatkowo płatne procedury – przyznaje Doczekalski.

NFZ nie nadąża za inflacją
- Tym postulatem protestujący dotykają sedna problemu – uważa dr Małgorzata Gałązka-Sobotka, dyrektorka Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego. – Biorąc pod uwagę aktualne zjawiska gospodarcze, czyli przede wszystkim galopującą inflację, widać, że oferowane przez NFZ taryfy nie nadążają za rynkową wyceną świadczeń. Składa się przecież na nią nie tylko koszt samego badania, ale również zatrudnionego personelu, energii, wywozu śmieci itp. Na tym polega całość produkcji usługi zdrowotnej – komentuje dr Gałązka-Sobotka.Przyznaje, że problem narasta od lat. – Wydawało się, że uwolnienie NFZ od taryfikacji i przekazanie tego procesu Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji usprawni ten proces. Okazuje się jednak, że przebiega ona zbyt wolno. Brakuje mechanizmów, w których taryfa uwzględniałaby chociażby wskaźnik inflacji. W konsekwencji świadczeniodawcy bardzo często muszą dopłacać do danego świadczenia – mówi dr Gałązka-Sobotka.

Wybieranie wisienek na torcie
Zbyt niska wycena to strata nie tylko dla szpitala czy przychodni, ale przede wszystkim pacjenta. Dr Gałązka-Sobotka: - Jeśli jedno świadczenie jest bardziej dochodowe, a inne mniej, to może nastąpić wypychanie pewnych problemów zdrowotnych, których po prostu nie opłaca się leczyć. To przysłowiowe wybieranie wisienek z tortu, czyli koncentrowanie się na tych pacjentach, których leczenie przynosi dochody. Płatnik, czyli NFZ, musi obserwować efektywność placówek medycznych oraz je doceniać. Jeśli wycena jest niższa niż rzeczywiste koszty świadczenia, to trudno mówić o jakiejkolwiek marży. A placówce medycznej potrzebny jest zysk, by mogła się rozwijać: doskonalić technologię, szkolić kadry. Bez tego jak może podnosić jakość usług?

Jak w sierpniu oceniła Najwyższa Izba Kontroli, świadczenia medyczne w ostatnich latach były wyceniane „nieefektywnie". Blisko 70 proc. planów taryfikacji z lat 2015-2020, opracowanych przez AOTMiT, nie zostało zrealizowanych, czyli de facto nie weszło w życie."https://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,27575868,kilka-zl-za-wizyte-pacjenta-lekarze-obsmiewaja-wycene-swiadczen.html
  • 1