Wpis z mikrobloga

Otóż nie tym razem. Można było się łudzić, były pewne podstawy, ale szansa przechodzi koło nosa. Najbardziej szkoda potencjalnego dwumeczu z Sheriffem o LM, a Slavia to będą pewnie takie ciężary jak Dinamo, albo jeszcze gorsze…

Na początek trzeba oddać cesarzowi co cesarskie. Dinamo było w dwumeczu lepszą drużyną i zasłużenie awansowało. Nam zabrakło lepszej dyspozycji albo po prostu umiejętności. Niestety to nie jest to samo co wiosną, wahadłowi zawodzą, żaden z napastników nie jest w formie, a do tego słabszy występ zaliczył Martins. W takiej sytuacji praktycznie nie mamy ich kim zastąpić i robi się problem.

Nie powiem, że nie dało się nic więcej zrobić, bo właśnie ci zawodnicy pokazywali już, że ich sufit jest wyżej. Mam wrażenie, że osiągalny byłby poziom jeszcze poważniejszego powalczenia z Dinamem, takiego na miarę remisu i dogrywki lub nawet czegoś więcej. Trzeba było zagrać praktycznie na maksimum, żeby mieć takie szanse, nam do tego poziomu nieco zabrakło, a opcje z ławki nie powalały. To nie jest już tylko problem tego, że trzeba mieć kim rotować przy grze co trzy dni. Ktoś musi naciskać na graczy podstawowej jedenastki, żeby ci nie czuli się zbyt pewnie i żeby było mniejsze ryzyko spoczęcia przez nich na laurach.

Kibice lubią szukać sobie kozłów ofiarnych i gdyby chcieć zastosować to w tym przypadku, to trzeba by skierować swoją uwagę na Andre Martinsa. Gdyby takie błędy jak on popełniał Slisz, to zostałby totalnie zmieszany z błotem, a tak to jest tylko rozczarowanie, że zawodnik doświadczony na lepszym poziomie niż Ekstraklasa nie dał sobie rady. Oczywiście, żeby było jasne, ja nie obwiniam tylko jego. Tak na oko pół zespołu zawiodło, możemy tę listę ograniczyć do Andre, wahadłowych i napastników. Niestety przy straconym golu Portugalczyk ma swój udział (strata), choć nie całkowity.

O tyle szkoda, że Dinamo najwyraźniej czekało tylko na ten jeden moment, aby potem już tylko dowieźć wynik do końca. Może nadal byliby cierpliwi, tak jak w pierwszym meczu, ale pewnie byłoby łatwiej. A tak mieliśmy 70 minut na wyrównanie i nie bardzo się do niego zbliżyliśmy. Poza stałymi fragmentami i strzałami z dystansu właściwie nie było mowy o jakichś wyjątkowych okazjach. Nawet gdy udało się wymienić piłkę w trójkącie pod polem karnym, to Emreli był do końca naciskany i miał bardzo trudną pozycję do strzału. Jedna z lepszych szans (w doliczonym czasie) została skasowana przez faul Pekharta, a i tak byłby z tego tylko rzut rożny. Zabrakło kreatywności i umiejętności na to, żeby zaskoczyć Dinamo z ataku pozycyjnego.

Już nie chcę kolejny raz o tym wspominać, ale ponownie więcej dośrodkowań było pod nieobecność Pekharta na boisku niż kiedy on się na nim znajdował… Poprzednie mecze pokazały, że można zacentrować Emreliemu lub Lopesowi na głowę, ale nie w takim gąszczu. Już to pisałem dawno, chyba po meczu wyjazdowym z Wisłą Kraków, ale dośrodkowania mają sens, gdy jest korzystna sytuacja w polu karnym (np. widać, że Pekhart zostaje sam z obrońcą i jest wobec niego lepiej ustawiony). Co innego, gdy przeciwnik broni całym zespołem, dośrodkowujący jest pod presją, a w polu karnym jest nas mało. To od razu znacząco obniża skuteczność całego pomysłu i nic dziwnego, że tak niewiele to przynosiło.

Tak jak to w naszych słabszych meczach bywało, zbyt wiele zostało na barkach Luquinhasa. Tym bardziej, że Lopes nie schodził aż tak dużo do rozegrania, Brazylijczyk musiał obstawiać większą część środka boiska, ale to też oznaczało, że był tam osamotniony. Niepotrzebnie próbował strzałów z dystansu, zabrakło też kilku innych lepszych decyzji o podaniu, ale przynajmniej indywidualnie był w stanie podjąć walkę (w Zagrzebiu było pod tym względem o wiele gorzej). Po zmianie stron widoczny był też Josue, jego przerzuty w przeciwieństwie do Martinsa były mocne i celne, ale gdy już próbował bardziej do przodu niż wszerz, to kończyło się to stratą. Trzeba by mieć wybitne umiejętności, żeby takie podania wychodziły raz za razem i jeszcze kreowały sytuacje, jednak oprócz stania w środkowym kole trzeba trochę więcej, ale co mogliśmy innego zrobić? Michniewicz dokonał takich zmian jakich mógł, na ławce zostali mu jeszcze bramkarze, obrońcy i młodzież.

Do trenera trudno mieć pretensje, i tak pierwszy mecz był niezły, tutaj już zabrakło, ale też nie jest to niespodzianka. I tak zniwelował dużą różnicę, jaka dzieliła na papierze oba zespoły. Wyeliminowałby Dinamo – byłby wielki, a tak to trzeba będzie jeszcze poczekać. Jeśli nie ze Slavią, to może nawet w Lidze Konferencji trafi się ktoś mocny, kogo będzie można próbować zaskoczyć. Z drugiej strony, Michniewicz musi pilnie dotrzeć do niektórych piłkarzy, bo zanotowali już zbyt duży zjazd, aby to lekceważyć. Wiem, że jest ciężko, niektórzy mieli krótką przerwę, nie byli na zgrupowaniu, a teraz grają co trzy dni, ale nie wierzę, że nie da się nic zrobić, aby wyglądali lepiej.

Martwię się o to, żeby Dariusz znowu nie wyskoczył z jakimiś błyskotliwymi pomysłami i zostawił Michniewicza w spokoju. Po pierwszym meczu znowu wylazł i plótł androny, jak zwykle uważając, że wszystko zrobił znakomicie, a to trener mógłby zrobić więcej (np. stawiać więcej na młodzież). To byłoby szaleństwo, gdyby porażki z Dinamem czy ewentualna ze Slavią decydowały o losie Czesława, ale Mioduski jest takim prezesem, że nie możemy wykluczać takiego scenariusza. Oby wyniki najbliższych meczów znowu nie podgrzały atmosfery, bo i tak lipiec przykrył sporo problemów, z jakimi zmaga się Legia.

Finanse stawiam zwykle gdzieś na dalszych miejscach, ale można sobie przypomnieć, że brak tego awansu też sporo kosztował. A właściwie nie dosłownie kosztował, tylko to będzie brak dodatkowych korzyści, które mogłyby się wiązać z inwestycjami lub chociaż ze zminimalizowaniem strat. Niestety zabieramy się za puchary nie od tej strony co trzeba i ewentualne wzmocnienia byłyby i tak dopiero po Dinamie, a widać, że były potrzebne już teraz. No nic, teraz trzeba będzie zrobić wynik w Lidze Europy lub Konferencji, aby chociaż z tego skapnęło coś dodatkowego.

Ogólnie szkoda, że takie mecze gramy tak rzadko. Wcześniej było mniej więcej raz na dwa lata (Ajax, Rangers), a teraz będzie dwóch tak trudnych przeciwników w krótkim czasie. Nie nadrobimy od razu straconego czasu, i tak zrobiliśmy drogę od gładkiego 0-3 z Karabachem do walki z Dinamem w 10 miesięcy. Wierzę w to, że można przejść Slavię, jak i wygrać parę meczów w tej czy innej fazie grupowej. Zapewne inne kluby w Europie pokonują tę drogę szybciej i potrafią być bardziej konkurencyjne w pucharach, ale nam jeszcze nieco brakuje. W każdym razie widać pole do poprawy nawet z tym składem, już na teraz.

Trzeba będzie jeszcze zejść na ziemię do rozgrywek ligowych, a tam Warta, z którą mecze w poprzednim sezonie układały się ciekawie. To jedyny beniaminek, którego pokonaliśmy dwa razy, za pierwszym nawet bardzo pewnie. Teraz chyba nie będzie mowy o przekładaniu, Slavia dopiero w czwartki, więc będzie sporo czasu bezpośrednio przed nimi. Wchodzimy w cykl czwartek-niedziela, którego nie lubię, ale trzeba go zaakceptować. I tak za długo siedzę po nocach, sklejając te wypociny, czy to wtorek, czy czwartek, nie robi na koniec większej różnicy.

#kimbalegia #legia
  • 2
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Andre Martinsa


@Kimbaloula: wcześniej był to Moulin i Hlousek, teraz będzie Martins, Mladenovic i Juranovic. A no jeszcze Gvilia był który w sumie też został, zajechany i mało kto pamięta jak wiele dał na początku. Niestety taki urok myśli w zarządzie Legii że nie potrzeba zmienników, bo przecież mamy dobrych zawodników...
  • Odpowiedz