Wpis z mikrobloga

@Tapirro: Nie uważam, że to etyczne, dyktować takie ceny za dzieło sztuki (myślę, że powinny się one znajdować w muzeach), ale przekonanie, że reprodukcją z ikei można zastąpić oryginał, jest tak żałosne, że nawet nie umiem go błyskotliwie skrytykować :|
  • Odpowiedz
@Cadael: nie twierdze ze mozna ale nie znajduje zadnego uzasadnienia dla ktorego ktos mialby to "dzielo" kupic. Chyba tylko po to zeby sie nim pochwalic na fb. Obrazy powinny stac w muzeum
  • Odpowiedz
@Tapirro: Sprawa nie jest tak prosta i jednoznaczna. Po zastanowieniu się - myślę, że kwestia jest nawet nie tyle konieczności wystawiania obrazu w muzeum, co raczej neetycznym wydaje mi się reglamentowanie dostępu do dóbr kultury tylko na podstawie statusu majątkowego (można to rozwiązać w inny sposób - właściciel obrazu udostępnia go na wystawy i tymczasowe ekspozycje w muzeach oraz badaczom na potrzeby pracy naukowej). Niemniej - nie wydaje mi się,
  • Odpowiedz
@Cadael: Sprawa jest nie tyle niejednoznaczna, ile temat jest po prostu grząski. Pomijam już miłość do kultury (posiadanie kolekcji obrazów, biblioteki książek etc.) jako wyraz statusu społecznego, w tym wypadku warto podkreślić, że ludzie majętni traktują zakup obrazów powszechnie znanych artystów jak inwestycję (trzymanie gotówki nie przynosi żadnych korzyści a jest przy tym ryzykowne). A to przecież nic innego, jak forma mecenatu! Nie można dezawuować czegoś tak ważnego. Kiedy z
  • Odpowiedz
reprodukcje mają charakter tylko informacyjny, sygnalizują istnienie danego dzieła. Kopia obrazu na ścianie to szczyt bezguścia i niezrozumienia idei sztuki.


@Cadael: Osz ty! Łamiesz mi serce! Lubię reprodukcje. Mój ojciec wieszał na ścianie swojego gabinetu cytaty z książek, ja podobnie podchodzę w tym wypadku do obrazów, wnętrze ma być dla mnie przede wszystkim funkcjonalne, a funkcją reprodukcji jest mnie inspirować. Dużo rozchodzi się też o kasę, jakbym miał jej dużo to zbudowałbym wnętrze, które samo w sobie byłoby dziełem sztuki i wieszanie tam czegokolwiek byłoby nie na miejscu. (Czekaj, czy ja się właśnie przyznałem, że jakbym był bogaty to wylazłby ze mnie bufon? :D )

Choć z jednej strony optuję za antydemokratycznym podejściem w sztuce, a krytykę kultury masowej popieram zarówno z prawicowego, elitarystycznego jak i lewicowego skrzydła, to doceniam niektóre następstwa szerokiego dostępu do dóbr kultury. Umasowienie było jedną z przyczyn kulturalnej katastrofy, ale należy także dostrzegać jego dobre strony. Nawet jeśli obcowanie z reprodukcją byłoby jak obcowanie z wieżą Eiffla poprzez oglądanie widokówki, w zależności od statusu i sytuacji życiowej dla niektórych to "tylko tyle", a dla niektórych "aż tyle". Ja sobie chwalę to, że mogę w każdej chwili spojrzeć na dowolną genialną pracę i Ty na pewno też.. Czy można się zatem przypisywać jakieś magiczne znaczenie przybiciu jednej z takich reprodukcji do ściany? Doskonale wiesz, że sztuka nie jest święta, więc profanacja chyba nie wchodzi w grę. O gustach w tym wypadku dyskutować nie mogę, dla mnie to obojętne czy ktoś ma na ścianie kolekcję motyli, młotków, wycinków z gazet czy cokolwiek innego. Mało kto ma w Polsce pieniądze i chęci, żeby urządzić gustowny dom, więc w tej kwestii nie mam obycia, niech będzie żem bezguście. Ale "niezrozumieniem idei sztuki" mi tu nie szafuj
  • Odpowiedz
@Cadael: Czytałeś "Wilka stepowego" Hessego? Na końcu książki jest wspaniała pointa:

Tylko bez patosu, panie sąsiedzie! Czy pan w ogóle zwrócił uwagę na to ritardando? Niezły pomysł, co? No tak, a teraz niech pan, niecierpliwy człowieku, pozwoli, by przeniknęła pana myśl tego ritardando… czy słyszy pan te basy? Kroczą jak bogowie.. i niech pan pozwoli, by ten pomysł starego Händla nasycił i uspokoił pańskie serce! Posłuchaj raz, człowieku, bez patosu
  • Odpowiedz
ludzie majętni traktują zakup obrazów powszechnie znanych artystów jak inwestycję


@staa: Jak mawiają hiszpanie: muy mal! Sprowadza się w ten sposób dzieło do stricte materialnej, ba, materialistycznej roli. Czy po to ludzkość uprawia sztukę od tysięcy lat, by mierzyć jej wartość w pieniądzach? Ajajaj. Istotne jest czym jest dane dzieło, a nie na ile da się je wycenić i jaki majątek na nim zbić. Dzieło jest ideą, przejawem jednej z najwspanialszych możności człowieka na Ziemi: ucieleśniania wizji, myśli, przekonania. Wyrażania tego, co niewysławialne za pomocą języka. Wprowadzenie cen dla sztuki otwiera furtkę do wartościowania idei. Sprzedawania myśli. Do utylitatyzmu. Czym innym jest zapłacić za obraz, by, będąc już w naszym posiadaniu, mógł posłużyć za ożywczą dla ducha substancję, za natchnienie dla przyszłych twórców, a czym innym traktowanie go w kategoriach zwyczajnego produktu. Kupić w ramach inwestycji to można sobie sztaby złota :) zresztą wbrew łacińskiej maksymie, pieniądze śmierdzą. :D

Kiedy z początkiem renesansu kuratela nad sztuką przestała być domeną jedynie Kościoła, wtedy Europa „zalana” została malarstwem o niereligijnej tematyce, zaczęło liczyć się nazwisko autora (w końcu pieniądze nie mogą być anonimowe), ale przede wszystkim sztuka zaczęła się zdecydowanie szybciej przeobrażać (zwłaszcza jej funkcja), aż do momentu w jakim dziś
  • Odpowiedz
@staa

Jesteś tradycjonalistą, uważającym że miejsce sztuki jest w muzeum, za murem oddzielającym od codzienności i we władaniu autorytetów dyktujących co sztuką jest, a co nie? Czy jednak uważasz, że sztuka jest wszędzie wkoło, a znane nazwiska jedynie wskazały kolejne nowe kierunki i techniki wyrazu?


@staa: Dlaczego tertium non datur? :) Uważam, że sztuka nie ma ograniczeń, ale dzieła sztuki, z racji ograniczeń i ułomności swojej fizycznej formy, wymagają opieki. Opieki czasem potrzebują również i odbiorcy. Takim opiekunem zinstytucjonalizowanym chciałbym widzieć właśnie muzea, za wzór organizacji mając Tate Modern. Abstrahując od kolekcji zebranych w jej wnętrzu, tam po prostu każdy ma równy dostęp do dóbr kultury - mury i ściany są koniecznym elementem ekspozycyjno-ochronnym, nikomu nie wbraniają wejścia, Tate wręcz zaprasza, by uczynić z obcowania ze sztuką niemal codzienny rytuał, dba również o to, by dzieła nie trafiły do sejfów czy wypastowanych salonów, które są prawdziwą barierą w dostępie do kultury. W środku trwa życie: rozlegają się swobodne rozmowy, biegają dzieci, można coś sobie zjeść. Tak więc: uważam, że działalność muzeów jest bardzo ważna, ponieważ stanowią platformę gwarantującą równy (do pewnego stopnia) dostęp do sztuki. Równolegle - nie widzę ograniczeń w nazywaniu rozmaitych fragmentów rzeczywistości sztuką. W muzeum można udostępnić zarówno portret madame Czartoryskiej jak i kawałek muru z graffiti Banksyego. Odbiorca zaś sam wybierze, co chce zobaczyć. Oczywiście, ograniczeniem sztuki będzie sam fakt jej wystawiania a przez to przyznawania statusu wartościowej. Tego nie da się przeskoczyć, bo nie da się wystawić wszystkiego. Wydaje mi się to poniekąd pewną syntezą dwóch nakreślonych przez ciebie postaw i
  • Odpowiedz
@Palosanto:

Mój ojciec wieszał na ścianie swojego gabinetu cytaty z książek, ja podobnie podchodzę w tym wypadku do obrazów, wnętrze ma być dla mnie przede wszystkim funkcjonalne


@Palosanto: Ja też wieszam na ścianie swojego pokoju cytaty z książek :) Oprócz tego stare, XIX wieczne listy. Jestem wielkim miłośnikiem antyków, zwłaszcza we wnętrzach, między innymi dlatego, że - w przeciwieństwie do większości współczesnych "dizajnów" - łączą estetykę z funkcjonalnością. Ale o
  • Odpowiedz
@Palosanto:

Doskonale wiesz, że sztuka nie jest święta, więc profanacja chyba nie wchodzi w grę.


@Palosanto: Czy pornografia jest profanacją seksu? Nie jest. Ale dostrzegasz przepaść między nimi, prawda? :) Ale pytanie: czy pornografia jest profanacją miłości - pozostawiam zawieszone w próżni (sam nie wiem, co
  • Odpowiedz
@Cadael: Przepraszam, że moja odpowiedź będzie krótka, ale po pierwsze zaraz wychodzę z domu, a po drugie i najważniejsze - 90% Twojej odpowiedzi, to coś, z czym nigdy nie dyskutowałem. :) Jestem wręcz pewien, że wspominałem o tym samym. Reprodukcja ma wartość nieporównywalnie mniejszą od oryginału. A jak bardzo mała jest to wartość? O to już się można kłócić, tylko po co? :) Sam porównałem przepaść która je dzieli do tej jaką różni zdjęcie jakieś budowli i faktyczną konstrukcję. Ktoś wciąż może uznać, że fotka jest dla niego tyle warta, że powiesi ją sobie na ścianie.

Nie kupuję tego jojczenia egzystencjalistów, kiedyś usłyszałem kolesia, który twierdził, że wpływ czynników fizycznych wpływających na jego odbiór dzieł Prousta jest właściwie ważniejszy niż sama treść książki. Czy to nie oczywiste, że między zamiarem i ideałem a rzeczywistością leży przepaść? Dla mnie po prostu szklanka wody jest jednak do połowy pełna.

Ale według tej logiki z kolei... Powiedzmy, że uda się ktoś do tego muzeum, a tam wrzawa, tłum ludzi, z tego zamieszania rozbolała go głowa, zgubił okulary i w sumie to guzik zobaczył. To już lepiej niech reprodukcje w domu ogląda
  • Odpowiedz
ludzie majętni traktują zakup obrazów powszechnie znanych artystów jak inwestycję (trzymanie gotówki nie przynosi żadnych korzyści a jest przy tym ryzykowne). A to przecież nic innego, jak forma mecenatu!


@staa: Mecenat to byłby, gdyby kupowali bezpośrednio od artystów.

Sprzedawanie sobie wzajemnie obrazu przez kolejnych właścicieli na aukcjach nabija tylko kasę pośrednikom, a artysta - nawet jeżeli nadal żyje - nic z tego nie ma, więc to żaden mecenat.
  • Odpowiedz
Reprodukcja jest ersatzem, półproduktem, którym musimy zadowolić się, bo oryginał nie leży w naszym zasięgu.


@Cadael: Nie chcę się wdawać w dyskusję, czy reprodukcja może zastąpic oryginał, czy nie, bo myślę że to jest sprawa dla każdego indywidualna - dla jednego może, dla innego nie.

Ale chciałem tylko zwrócić uwagę na jedną rzecz w odniesieniu do muzyki. Wspólcześnie w muzyce coraz częsciej oryginał ma właśnie postać nagrania - taka jest
  • Odpowiedz
@Palosanto: dzięki za odpowiedź :) ja też jestem teraz na wyjeździe, więc odbieram połowicznie :D

@raj: dzięki! Cenne uwagi, nie wziąłem pod uwagę twórczości oryginalnie funkcjonującej w cyfrowej formie. Muszę kwestię przemyśleć :)
  • Odpowiedz