Wpis z mikrobloga

Mój plan uwiedzenia najpiękniejszej wykopowiczki, czyli Phyrexii, był genialny w swojej prostocie i okazał się niesamowicie skuteczny. Gdy inni stalkowali jej Insta i Fejsa, ja wykazałem się detektywistycznym kunsztem dorównującym być może nawet i Krzysztofowi Rutkowskiemu.

Z jej wpisów dowiedziałem się, że w każdą sobotę rano udaje się za miasto jeździć konno. Kupiłem na Aliexpressie strój dżokeja i co tydzień wyczekiwałem na parkingu przed inną stadniną. Gdy wydawałem się komuś podejrzany, odpowiadałem że czekam na swojego konia i wtedy zostawiano mnie w spokoju.

Wreszcie ją wypatrzyłem. Czarne jak smoła włosy błyszczały na słońcu. Charakterystyczna grzywka powiewała na wietrze, wielki biust podskakiwał wraz z jej każdym krokiem. Patrząc na legginsy ściśle przylegające do kształtnych pośladków Phyrexii, wyobraziłem sobie jej dupsko na mojej twarzy. Otrząsnąłem się szybko. Cierpliwości.

Wiedziałem, że doświadczenie jakie zdobyłem czytając za dzieciaka magazyn Kaczor Donald kiedyś się przyda. Klub Detektywa Myszki Miki nauczył mnie jak wtapiać się w cienie, jak subtelnie szpiegować, być niewidzialnym. Wystarczyło poczekać aż mój obiekt westchnień skończy ujeżdżać tego szczęśliwego konia, po czym podążać za nią pod jej mieszkanie.

Mogłem wrócić tutaj w poniedziałek rano, ale po raz kolejny okazało się, że mój mózg działa na wysokich obrotach. Założyłem przygotowane na ten moment przebranie żula i czekałem w okolicy śmietnika. Dopiero następnego dnia, wieczorem, Phyrexia wyszła ze śmieciami. Ciekawe jakie skarby tam znajdę? Majteczki, które się zbytnio przetarły lub znudziły? A może zużyty tamponik? Niestety nie przyszło mi się tego dowiedzieć, bo do śmietnika w poszukiwaniu puszek ubiegli mnie prawdziwi żule i odgonili ze swojego terytorium gdy tylko się zbliżyłem. Mężczyznę poznać można po tym, że potrafi przełknąć gorycz porażki i pogodzić się z nią.

Kolejnym krokiem było śledzienie Phyrexii w drodze do pracy następnego ranka. Już dużo wcześniej przygotowałem się do tego co nastąpi po tym gdy dowiem się dla jakiej firmy rekrutuje. Obejrzałem na YouTube filmiki o odpicowywaniu swojego CV i robieniu jak najlepszego wrażenia na pracodawcy. Dzięki nim wiedziałem jakie pytania mogą mnie czekać na rozmowie o pracę i nic nie mogło mnie zaskoczyć. Ubrany w garnitur z bierzmowania wszedłem pewnym krokiem do pokoiku, w którym siedziała Phyrexia, z surową miną patrząca na mnie jak na kolejnego korposzczurka dołączającego do wyścigu. It's showtime, jak to powiedział kiedyś Eddie Marchwi.

Odpowiadałem na pytania bez zająknięcia. Wreszcie padło to, na które czekałem. "Jakim chciałby pan być zwierzęciem?" Odpowiedziałem pośpiesznie, że koniem. Bo koń jest najbardziej majestatycznym ze zwierząt. Widziałem ten wyraz uznania na jej twarzy, postanowiła coś zanotować, a ja wykorzystałem tę sekundę by zerknąć na prześliczny rowek wytworzony przez jej gigantyczne bimbałki, wystający znad subtelnego dekolciku. Zaskoczyła mnie pytaniem jakim makaronem się czuję. Nie byłem przygotowany na nie. Widać, że jest pionierką w swoim zawodzie. Pomogło, że miała na sobie tego dnia krótką spódniczkę odsłaniającą jej nieziemskie nogi. Szybko odpowiedziałem "Makaron kolanka! Bo tak jak ja jest twardy ale tylko kiedy trzeba."

Dostałem tę pracę. Wstąpiłem w szeregi korposzczurów. Półroczny bezpłatny okres próbny. Byłem kimś. Byłem stażystą w korpo. Komuś innemu mogłaby w tym momencie uderzyć woda sodowa do głowy. Ale nie mnie. Ja miałem konkretny plan, do którego realizacji od razu przeszedłem.

Szybki sabotaż stażystki przynoszącej Phyrexii kawę polegający na podmianie Arabiki na Colombianę i błyskawicznie wskoczyłem na jej miejsce. Pół tygodnia zajęło mi studiowanie instrukcji ekspresu oraz oglądanie tutoriali dla baristów. Nauczyłem się robić najlepszą kawę bez cukru z mlekiem jaką można sobie wyobrazić. Faza pierwsza zakończona sukcesem.

Pocztą pantoflową puściłem informację, że najnowszym trendem w zagranicznych biurach jest stymulacja fal mózgowych poprzez masaż stóp. W odpowiednim momencie udałem rozmowę telefoniczną mówiąc na tyle głośno by przechodząca obok mnie Phyrexia usłyszała "nie dziękuję, zdobyłem już dyplom masażysty stóp w wyższej szkole masażu imienia Jackiego Chana w Pekinie, podczas mojej tegorocznej podróży po Chinach."

Tak jak zakładałem, Phyrexia wezwała mnie do swojego gabinetu i spytała, udając że mnie nie słyszała, czy znam jakiegoś dobrego masażystę stóp którego mógłbym polecić. Naturalnie powiedziałem, że jedynym jakiego mogę polecić z całego serca jestem ja sam. Po chwili już masowałem jej pachnące niczym serek podpuszczkowy Brie stupki. Na szczęście mój penis jest lekko poniżej średniego rozmiaru, więc Phyrexia nie mogła dostrzec mojej erekcji.

Dzień w dzień byliśmy sobie coraz bliżsi. Podmieniłem stronę z horoskopem w Modnej Biurwie dodając pod jej znakiem zodiaku informację, że przeznaczony jej jest mężczyzna który potrafi sprawić jej przyjemność masażem stóp. Spreparowałem kapsel pod jej Tymbarkiem żeby pisało na nim "Masażysta stóp kocha najmocniej". Wszystko szło po mojej myśli.

Aż do dnia, w którym poinformowano nas, że przechodzimy na home office. Musiałem działać szybko. Powiedziałem Phyrexii, że w weekend cyganka wywróżyła mi "odnajdę szczęście u boku pięknej kobiety z czarną grzywką" i czy myśli, że może chodzić o nią. Połknęła haczyk i zwierzyła mi się, że ona również dostaje różne "znaki" w moim kierunku. Uznała, że najlepszym sposobem na rozwianie wątpliwości będzie jeśli wpadnę do niej pod wieczór na lampkę wina i wtedy "obgadamy sprawę".

Na wino wydałem majątek, ale nie mogłem przecież pojawić się z Amareną w ręce u wrót apartamentu należącego do kierowniczki działu kadr i płac w jednym z najprężniej rozwijających się korpo w kraju. Kupiłem w Biedronce jedno z droższych win, a fortuna dzisiaj najwyraźniej była po mojej stronie, bo przecenili je z 29.99 na 24.99 złotych dla posiadaczy karty Biedronki.

Po drodze zdzwoniłem się jeszcze z zaprzyjaźnionym ukraińskim dostawcą wspomagaczy. Przezorny zawsze ubezpieczony, a pigułka wiagry pozwoli mi upewnić się, że tej nocy będę długodystansowcem. Być może ten statek nie jest galeonem, ale jego maszt nie opadnie aż do rana.

Powitała mnie w drzwiach szerokim uśmiechem i zaprosiła do środka. Powiedziała żebym zrzucił z siebie wszystko co niepotrzebne i poczekał na nią na łóżku w sypialni. Rozebrałem się i ze sterczącym w gotowości niczym szabla husarska kindybałem czekałem na łóżku. Przypomniałem sobie o tabletce wiagry i pośpiesznie ją połknąłem.

Wtedy do sypialni weszła Phyrexia. Ubrana w lateks koloru czerni jej włosów. Mój wzrok od razu powędrował w kierunku gigantycznego strap-ona, który miała na sobie. "Czy robiłeś już to z feministką?" spytała czołowa kadrowa Wykopu, a w mojej głowie zaczęły kotłować myśli sprzeciwu i formować plan uratowania mojego analnego dziewictwa.

Błyskawicznie wstałem i próbowałem dyplomatycznie wyperswadować mojej królowej serca takie podejście, ale nie mogłem wypowiedzieć słowa. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Nogi miałem jak z waty. Zdałem sobie sprawę, że Sergiej pomylił pigułki i sprzedał mi nie ten specyfik, o który go prosiłem. Próbując zrobić krok w stronę drzwi, wykonałem piruet i upadłem na łóżko z wypiętym zadkiem. Phyrexia najwyraźniej przyjęła ten ruch jako zaproszenie bo usłyszałem dźwięk jej szpilek stukających o panele gdy zaczęła podchodzić do łóżka. W tym momencie urwał mi się film.

Skalę dewastacji poznałem rano, gdy ze łzami w oczach oglądałem przy pomocy lusterka krater, który zastąpił moją niegdyś ciasną dziurkę z dupie. No nic, trzeba będzie skoczyć do apteki po jakąś maść na obtarcia. A jak wyglądał Wasz pierwszy raz z dziewczyną, mireczki?
  • 83