Wpis z mikrobloga

Cześć fizyczna ogarnięta - trzustka nieruszona, węzły ok, markery są, bez tragedii ale wiadomo - mogłoby być lepiej.
Czekaja mnie 3 cykle chemii. Nie boje sie chemii i skutków ubocznych, nie boje sie nawet umrzeć na skutki uboczne.
PANICZNIE BOJE SIĘ PROCEDURY INIEKCJI I IGIEŁ. Tak, że aż mdleje, dostaje ataków paniki, nie jestem w stanie nad tym zapanować używając każdej znanej mi techniki, by okiełznać bordera ( co mi nawet wychodziło ). Powiedziałem terapeutce o tym, niestety moja chemia zbiega sie z jej urlopem, ale może uda sie zrobić sesje przedłużona wraz z terapia pracy z lękiem.

Ja sie tak mocno i panicznie boje wenflonow i wlewania mi czegoś do żył, że biorę pod uwagę odmówienie leczenia. Niżej wyceniam w hierarchii własne życie, niż ten lęk. Będę jeszcze rozmawiał z psychiatra i onkologiem prowadzącym, czy da sie to jakoś ogarnąć lekami ( np. Chlorprotiksen na wejściu, ewentualnie jakaś przerwa, benzo w tabletkach lub dożylnie, ale to sie aż prosi o odwyk po chemii i kolejne uzależnienie do kolekcji). Pani proponowała mi wszczepienie portu - jak przeczytałem co to jest, to klasycznie - zemdlałem. Do dzisiaj mi sie to śni.

Co gorsza, im więcej tych igieł tym fobia sie pogłębia, wiec metoda ekspozycji zawiodła na całej linii. Na ten moment nie istnieje realna opcja, żebym z miejsca poszedł i wytrzymał 4-5h z wenflonem.

Mój dzień wyglada z grubsza tak, ze od obudzenia do pójścia spać ( lub i nie, gdy z nerwów sie cały telepie) próbuje sobie wmówić, ze to nic takiego, ze to plastikowe, a gorsze gowna z własnej woli pakowałem w własny organizm, następnie wyobrażam sobie wygodne krzesełko, podpięta kroplówkę i film na tablecie i… robi mi sie słabo, kilkukrotnie musiałem zjechać z drogi i sie zatrzymać. Generalnie mogę zemdleć tylko myśląc o wenflonie i wlewaniu czegoś do żył.

Pani onkolog koło 40tki, mówi ze często widzi ludzi, którzy sie boja igieł, ale do tego stopnia jeszcze nie widziała i niezbyt są na to procedury ( w wypadku tk albo rezonansu w szpitalu podają głupiego jasia i po temacie, ale tutaj mowa o 4-5h i aplikowaniu czegoś, co generalnie służy do częściowego wyniszczenia organizmu).

Pisząc ta linijkę tekstu siedzę nad tym wpisem od godziny, coby nic nie pominąć i jakoś logicznie wyłożyć ten chaos, który mam cały czas w głowie.
Unikam rozmów z otoczeniem na ten temat, bo jedyne co usłyszę to „ dasz radę „ , „ będzie dobrze”, co mnie niemiłosiernie #!$%@?, bo problem istnieje, jest bardzo poważny i bagatelizowanie tego to jakby powiedzieć wprost : #!$%@? jak dziecko, które lizaka nie dostało, to tylko igła.

Obciążanie organizmu tak potężnym stresem zdecydowanie nie pomaga i już na tym etapie mi sie poważnie udziela.
Nie wiem co robić.

#borderline #nowotwory #rakjadra
  • 6
@kiszczak: 21 wizyt, średnio po 5h każda, przy badaniach z kontrastem albo wenflonie w szpitalu 0,5mg benzo trzyma mnie w ryzach około godziny. Z czego 3x 5 dni pod rząd. Zostaje kwestia odpowiednich interwałów przy dobieraniu, w szpitalu jak zasnąłem na łóżku to spałem i tyle z tego było, piguła sama wymieniała kroplówki i wiedziała dlaczego śpię, przy chemii będzie ciut inaczej, musza mieć cię pod nadzorem, wiec jak coś #!$%@?
@kiszczak: A te tylko trzy cykle to 63 dni. Chociaż dobrze, ze nie doczytałem tego szybciej, bo bym panikował jeszcze bardziej od początku diagnozy. Ja myślałem, ze trzy cykle to 3 wlewy, a nie #!$%@? 21 o.o