Aktywne Wpisy
biauekWladcaJajek +201
Zrobiłem przelew blik na telefon, 250 PLN, niestety odbiorca źle podał numer. Próbowałem dodzwonić się na numer gdzie trafił przelew, na początku nikt nie odbierał, a po chwili zostałem zablokowany ( ͡° ͜ʖ ͡°) dzwoniłem z innych numerów, ale jest tylko sygnał. Nie rozumiem jak można tak się zeszmacić za 250 PLN. No cóż, reklamacja w banku już złożona. Jeśli banku się nie wystraszy to poczekam na dane

Lubię sobie patrzeć jak ludzie są odklejeni z cenami i zdarza mi się czasem przeglądać ogłoszenia mieszkań na wynajem na grupach na Facebooku z różnych miast. Wczoraj znalazłem ogłoszenie z Warszawy. Właściciel wprost napisał, że mieszkanie jest po Babci (pisał o niej zawsze z dużej) i jest w stanie oryginalnym, wystrój czysty PRL, mogący robić za wystawę muzealną tak dobrze jest zachowany klimat. Właściciel postanowił zostać rentierem rekinem biznesu na mieszkaniu, które
źródło: FB_IMG_1736727540966
Pobierz




Jest mi tak cholernie ciężko, potrzebuje pomocnej rady od starszych mirków. Sam mam 22 lata i czuję jakbym był już stary (jestem zmęczony), praktycznie od kilku miesięcy, po dwuletniej przerwie, wróciły do mnie wspomnienia mojego dzieciństwa. Ale po kolei.
Ojca nigdy nie miałem, nie miałem dziadka ani wujka, tylko babcię, mamę, ciocię. Jestem tu, gdzie jestem, tylko dzięki nim, dały z siebie wszystko, ale mimo tego czuję pustkę. Mama jest gniewocholiczką (kiedyś tak się zdenerwowała, że jako szczyl bałem się wrócić do domu, godzinami siedziałem na klatce i jak matka zaczęła mnie szukać to naprawdę bałem się, że mnie znajdzie, w praktyce nie byłem bity czy coś, ale to jest po prostu jakaś p-----c psychiczna) i od kiedy pamiętam, nadużywa alkoholu, jest mi z tego powodu bardzo źle (mamy do dziś zły kontakt), z tego powodu w czasie technikum mieszkałem w internacie, był to sposób na moją ucieczkę z domu, ale powroty na weekendy do domu, były dla mnie trudne. Prawie zawsze (o ile pamiętam) pierwsze co, to po powrocie z domu do internatu w niedzielę zalewałem się łzami kiedy jeszcze nikogo nie było w pokoju.
Nie wiem dlaczego, ale od kiedy pamiętam, miałem kłopot z rówieśnikami, podstawówka, gimnazjum czy technikum. W Podstawówce znalazłem przyjaciela dopiero w 4 klasie, ale znajomość się urwała, na koloniach był przedsmak gimnazjum, byłem pośmiewiskiem, i wszyscy mieli problem, jak miałem wrażenie, że istnieje, nie wiem czemu, ale zawsze miałem inne spojrzenie na świat niż reszta, odstawałem...
W gimnazjum zaczęło się gnębienie (oczywiście problemy w domu się pogłębiły, kłótnie, awantury), klasa robiła mi tak zwane kebaby z plecaka, jedyne życzliwe mi osoby wbiły mi nóż w plecy, kwitując to "Life is brutal", powodem było moje zachowanie, na przykład kiedyś dałem tylko tabliczkę czekolady na prezent świąteczny, bo nie miałem ani pomysłu, ani szczególnie pieniędzy, a kolega od prezentu dał mi coś o równowartości chyba 100 złotych. To stało się powodem dokuczania. W gimnazjum w drugiej klasie ważyłem 40kg, do dziś jestem chudy, nawet bardzo, bo 62/174, choć i tak się wrobiłem, bo normalnie ważę 57kg, ale ostatnio trenuje, co te było powodem do kpin, jakby to była moja wina, taki się przecież urodziłem. Nie miałem ani spokoju w szkole, ani wracając ze szkoły, ani w domu. Jedyna ucieczka była w komputer, w gry.
Ewakuowałem się z miasta i domu do technikum z internatem, przez pierwsze dwa tygodnie było ok, ale jako że byłem ofiarą losu, zaczęło się dokuczanie w pokoju, gdzie mieszkałem, nie umiałem się postawić, reagowałem płaczem i gniewem, za co zostałem zaliczony do chorych psychicznie, to trwało jakieś pół roku, prowodyr zmienił miejsce zamieszkania, na jego miejsce wszedł inny kolega, który bawił się moim kosztem i przyznawał to otwarcie, bo go to bawi. Lubił jak się denerwowałem. Z takich bardziej moich z-------h akcji, to raz w niego czymś rzuciłem, waliłem pięścią w ścianę, a jak już to nie pomogło, zacząłem chodzić na spacery, oczywiście kiedy nikt nie patrzył, zalewałem się łzami przez tych gnoi. Tak w sumie jakoś się bujałem do końca 2 klasy. W trzeciej, nie dość, że szło mi źle w szkole, bo ostatecznie nie zdałem matematyki, to cały rok użerałem się w pokoju z "kolegami", a to o światło, a to o ciszę, a to o okno (bo otwierali, a mi było zimno, jestem chudy i jestem zmarźluchem), w domu (co 2 weekend była awantura), do tego doszło coś z czego nie jestem dumny, mianowicie, ja naprawdę uczyłem się, rzetelnie liczyłem zadania, a miałem duże kłopoty z matematyki, w szkole nauczycielka nie była pomocna, tylko poniżała i kazała się wynosić (mi) bo oczywiście tych co matmę umieli, chwaliła. I ten jeden z gnoi z mojego pokoju, cały dzień się obijał, a jak się nie obijał, to spał, ale był dobrym uczniem, głównie z matematyki, był chwalony przez tak zwaną nauczycielkę, a ja j----y równo. Sęk w tym, że ja wiedziałem, że ja liczę zadania, często godzinami i to systematycznie, a on śpi i się ze mnie śmieje (stwierdził, że nie wie jakim cudem dostałem 3 z matematyki na koniec drugiej klasy, co mu odpowiedziałem, że ciężką pracą, co oczywiście dla niego było dowodem, że się nie nadaję). Zacząłem go obwiniać, tak duży jak wcześniej był smutek i strach przed nim (bo się go bałem) tak teraz był typowy gniew i rozgorczyenie, na przykład kiedyś dostałem ndst, a jeden z kolegów z pokoju (swoją drogą przyjaciel tego pierwszego), stwierdził, że ten sprawdzian był "trywialny" i był łatwiejszy niż przejście przez "te drzwi" (chodziło o drzwi pokoju), a ten drugi gnój skwitował śmiechem, bo tez dostał dobrą ocenę, oni to robili specjalnie, ale ja się dawałem, i w------i mnie tak, że zacząłem wrzeszczeć, że sobie nie zasłużyli, że nie wiedzą co, to znaczy się uczyć, że to jest niesprawiedliwe. Potem juz nawet bez prowokacji, po każdym sprawdzianie patrzyłem na zdolniachę jak hitler na cygan. Generalnie, w drugim semestrze, kiedy wiedziałem, że zbliża się niezaliczenie roku z matematyki, to i tak nie miałem dobrej opinii w klasie, to zrobiłem inbę nauczycielce na lekcji taką, że chcieli mnie wynosić, co do zasady, stwierdziłem, że nie uczy, że mnie poniża, chwali leni, którzy sobie nie zasłużyli. Oczywiście było dużo łez i krzyków, to cały ja. Ona stwierdziła, że jeżeli ktoś mi powiedział, że życie jest sprawiedliwe, to mnie oszukał. Dla tych co umieli matematykę, nauczycielka była cudowna, a ja się czepiam, oczywiście nie każdy tak sądził, ale jak dla mnie bunt przeciwko takiemu nauczycielowi to była kwestia smaku ~> https://youtu.be/zBVIeSSXTEU?t=12
Miałem poprawkę, zdałem, w 4 klasie zmieniłem pokój i ku mojemu dziwieniu, nikt mnie nie obrażał, nie poniżał, nie śmiał się z moich zainteresowań, żałuje, że tak dugo gniłem z tymi gnojami, polepszyły się moje oceny i stan psychiczny, oczywiście polepszył, nie znaczy, że był dobry, bo na przykład kompleksy i mechanizmy autoagresywne zostały, na przykład: moje słabości w poprzednim pokoju były wykorzystywane przeciwko mnie, więc nauczyłem się ich nie okazywać, zosia samosia, nie chciałem niczyjej pomocy w nauce matematyki ani w niczym innym, na szczęście w 4 klasie znalazłem osoby, które nie pozwoliły mi sobie nie pomóc.
Niestety mój stan psychiczny na kilka miesięcy przed maturą doskonale opisuje pewne zdarzenie: kiedy nie wychodziło mi w lotki, a komuś tak, i to za pierwszym razem, popłakałem się publicznie, zastanawiałem się, dlaczego mi nic nie wychodzi, to mi kolega w pokoju (to była wycieczka szkolna) powiedział, że to nie dlatego, że się iksinski nazywam, a dlatego, że coś robię źle, co było dla mnie szokiem, w końcu tyle razy słyszałem, że jestem z-----y, że nikt mnie nie lubi, nauczycielka dalej j----a mnie równo, i nie dawała rozwiązań moich problemów z matematyką (a chyba od tego jest, to nie wykładowca na studiach), to się nazywa uczenie bezradności, może to kogoś zdziwi, ale 18 latek nie ma pojęcia o świecie, i jeżeli coś mu nie wychodzi od dawna, to nie wie czemu, i jeżeli słyszy, że się nie nadaje, to zaczyna wierzyć, że to z nim jest problem.
Przed lekcjami matematyki płakałem, lub kiedy miałem lepszy dzień, wypłakiwałem się w pustym pokoju w internacie, na ostatniej lekcji było wystawienie ocen, powiedziałem, ze zasłużyłem na przynajmniej 4, dostałem 3 uśmieszki w klasie i przewracanie oczami nauczycielki, a mój były kolega z pokoju, wałkoń, dostał 5 i pochwały. Maturę zdałem na 94%, rozszerzenie na 42 z matematyki.
Zasadniczo, zdaje się, że wyszedłem z tego co dostałem, obronną ręką, teraz studiuje i pracuje, miałem 3 najlepszy wynik w klasie, co pokazało niesprawiedliwość nauczyciela itp, ale męczy mnie coś w mojej przeszłości, źle się czuje w ciele, tyle razy byłem wyśmiewany z powodu wagi i wzrostu, że trudno mi na siebie patrzeć w lustrze, brakuj mi relacji społecznych, koledzy na studiach stwierdzili, że mi za bardzo zależy, po mojemu, widać to, że jestem wygłodniały kontaktu z innym człowiekiem. Czuję się samotny i wracam myślami do mojej przeszłości, nie wiem czemu.
Myślę, że męczy mnie dda, brak umiejętności życiowych i emocjonalnych mojej matki, niska samoocena i tak dalej, ale ja nie wiem jak mam sobie poradzić, nikt mi nie nauczył.
Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #60b9f8e19f68b4000a9c44a8
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
Roczny koszt utrzymania Anonimowych Mirko Wyznań wynosi 235zł. Wesprzyj projekt
Dodatkowo możesz poszukać jakiś grup wsparcia w swojej okolicy.