Wpis z mikrobloga

Już prawie to mamy. 10, a w zasadzie 11 punktów przewagi (lepsze mecze bezpośrednie) nad Pogonią to około połowa tego, co można jeszcze zdobyć do końca sezonu. Na szczęście z beniaminkami gramy dopiero na samym końcu, więc do tego czasu wszystko powinno być już jasne.

Jeszcze nie jest to moment, w którym można wyciągnąć leżak, ale można sprawić, że mistrzostwo na 3-4 kolejki przed końcem będzie realne. Sytuacja po serii zwycięstw jest już tak komfortowa, że powinno się to przełożyć na jeszcze spokojniejszą końcówkę sezonu niż rok temu, kiedy jechaliśmy już na oparach.

Analogia do poprzedniego sezonu nie daje mi spokoju. Oczywiście rok temu o tej porze nie było gry w piłkę i można tylko gdybać, ale do przerwania rozgrywek Legia wyglądała bardzo dobrze, nawet mimo porażki z Piastem. Potem nieźle też wystartowała po powrocie w końcówce maja i dopiero w dalszych tygodniach zaczęło się to rozjeżdżać. Na razie nie ma momentu, który by to zwiastował, bo zespół poradził sobie także z przerwą reprezentacyjną, która mogła go trochę rozregulować. Z podstawowego składu czterech zawodników rozjechało się po Europie, jedni grali mniej, inni więcej, w każdym przypadku to była właściwie loteria, jak dany zawodnik na to zareaguje. Sądziłem przy tym, że Michniewicz oszczędzi np. Juranovicia, ale zrezygnował z Wszołka i jego braku nie było w ogóle widać. Dobór składu i taktyki okazał się ponownie trafiony, 44 znakomite minuty dały nam kolejne pewne zwycięstwo.

Znowu możemy zastanawiać się, czy to bardziej nasza zasługa, czy przeciwnika. Albo że wpadało nam wszystko, wystarczyło tylko znaleźć się w polu karnym i od razu padał gol. Na przykład Mladenović praktycznie nie miał prawa strzelić z takiego kąta i jeszcze zza obrońcy. xG w takiej sytuacji musiało być minimalne. Wietesce też pomógł lekki rykoszet, ręka na rzut karny była idiotyczna i tak dalej. Jednocześnie nie możemy nie dostrzec, skąd te wszystkie sytuacje się wzięły. W polu karnym dopisywało szczęście, ale żeby je mieć, to trzeba było najpierw się tam dostać, a to robiliśmy w sposób bardzo efektowny. Szybko udało się znaleźć słaby punkt w Pogoni i Juranović dosłownie zdemolował ich lewą stronę. Możemy też mówić, że to znowu skandal, bo Legia trzy gole strzeliła po dośrodkowaniach, a jednego po karnym. Tylko że znowu, należy się cofnąć i zobaczyć, jak wcześniej została ta piłka wyprowadzona od tyłu albo z rzutu rożnego. Mówimy o rzeczach powtarzalnych, na które przeciwnik może się przygotować, ale nie potrafi im zapobiec. To pokazuje, że nasi zawodnicy potrafią zagrać na poziomie nieosiągalnym dla reszty ligi. Nie zawsze się to udaje, ale obecnie są w takiej formie, że wszystko im wychodzi.

Oczywiście nie ma takiej przewagi Legii, której nie można choć trochę popsuć. Szybkie prowadzenie 4:0 było super, ale nie mniej wkurzałem się po stracie gola na 1:4, bo oprócz znowu kapitalnego początku (w trzech ostatnich meczach łącznie 9 goli przez pierwsze 30 minut gry), znowu koncentracja jest gubiona w tych samych momentach. Końcówka pierwszej połowy to zawsze okres, w którym możemy przeczuwać, że coś się złego stanie. Mieliśmy piłkę na połowie Pogoni, w zasadzie nic nam nie groziło z ich strony, ale praktycznie ich pierwsze dojście do strzału w polu karnym i to był od razu gol. Przed Wieteską trochę też zawalił Szabanow, no ale wina Mateusza jest ewidentna. I tak długo się trzymał bez babola. Kiedyś porównałem go do Sobocińskiego z ŁKS-u, tak samo przyciągają nieszczęścia. Sobociński w podobnie niewytłumaczalny sposób przegrał pojedynek główkowy z Niezgodą w meczu w Łodzi w zeszłym sezonie. Wieteska natomiast grał znakomite 44 minuty z Pogonią. Nie miałem żadnych zastrzeżeń, ale niestety, skończyło się jak widzieliśmy.

Dobrze, że takie błędy padają przy 4:0, a nie decydują o wyniku na naszą niekorzyść, ale niepokojące, że po jednym udanym meczu w defensywie, problem znowu wraca. Proporcje powinny być odwrotne – to takie babole powinny zdarzać się raz na jakiś czas, a solidność być znacznie częściej.

Druga połowa to już było czekanie na koniec. Nie bardzo pochwalam taki minimalizm, ale lepiej mieć takie problemy niż narzekać na słabszy wynik albo grę przez cały mecz. Z drugiej strony, Pogoń też za bardzo nam nie zagroziła, a poza rzutem karnym miała dobrą sytuację dopiero w doliczonym czasie. W przeciwieństwie do Zagłębia potrafiła się też podnieść, wtedy mieliśmy totalną plażę w Lubinie, a tutaj jednak przynajmniej przeciwnik potrafił powalczyć i mimo rozstrzygniętego wyniku zmusił nas do pewnego wysiłku.

Najbardziej nie rozumiem tego, czemu takie wylewy w obronie i komplikowanie sobie wygranych meczów dotyka nas praktycznie tylko u siebie. Wiosną, poza zwycięstwem 2:0 z Rakowem, traciliśmy po dwa gole w każdym kolejnym meczu u siebie: Wisła Płock, Piast (puchar), Warta, Pogoń. W dwóch ostatnich przypadkach mówimy o jednych z najgorszych ofensywnie drużynach ligi. Przecież to się w głowie nie mieści. Tymczasem na wyjeździe straciliśmy dwa gole tylko z ŁKS-em, oprócz tego po jednym z Podbeskidziem, Jagiellonią i Górnikiem, ale z dwoma ostatnimi tylko z karnych. W dwóch pozostałych meczach (Śląsk i Zagłębie) były nawet czyste konta. Z takich innych dość oczywistych liczb warto zwrócić uwagę na gole stracone u siebie – 19. Tyle samo lub więcej w lidze mają ich tylko Wisła Kraków i Podbeskidzie (te drużyny przewijają się tu pod takimi względami nie pierwszy raz). Z kolei na wyjeździe zaledwie 5 i jedynie Górnik jest w stanie się do tego zbliżyć (8). Jeżeli to jest koncentracja, to nie rozumiem, co stoi na przeszkodzie, że nie zachowują jej u siebie, ale gdzie indziej już tak. Murawa jest u nas coraz lepsza i to też nie tłumaczy tych błędów na Ł3. Gra mniej więcej jest podobna u siebie i na wyjeździe. Staram się znaleźć odpowiedź/różnicę i ewidentnie widać ją w tych indywidualnych błędach, ale czemu aż tyle u siebie? To nie ma żadnego sensu.

Doszło do tego, że nawet wynik 4:1 nie był do końca bezpieczny, bo tak rozpatruję zachowawczość Czesława przy zmianach. Zresztą zaczął je nawet od zawodnika wydawałoby się nietykalnego, czyli Kapustki. Jeżeli mielibyśmy się doszukiwać na siłę minusów po tym meczu, to moglibyśmy sobie przypomnieć o słabej ławce (poza Wszołkiem i ewentualnie Gwilią nic szczególnego), no i o zimowych transferach. Szabanow, mimo słabszego występu i błędów dzisiaj, i tak wygląda nieźle. Przynajmniej można go z czystym sumieniem wstawić do składu, a w jego przypadku właśnie proporcje dobrych występów do nieudanych są akceptowalne. Niestety reszty nadal nie ma albo w najlepszym razie coś zagrają w rezerwach. W dodatku wszyscy są spoza UE i nie można ich naraz wrzucić do gry drugiego zespołu. Dziękuję pan Boniek za cudowny przepis. Dobrze, że w Ekstraklasie został zniesiony, bo już teraz mielibyśmy problem. Moglibyśmy zapomnieć o jednoczesnej grze Szabanowa, Mladenovicia i Luquinhasa (ten trzeci podobno ma paszport portugalski, ale poza Transfermarktem nigdzie takiej informacji nie widziałem). A nawet jeśli ma, to nie mógłby wchodzić Gwilia, zaś w przyszłości także Vesović. Wielkiej trójki zimowej pewnie nikt by tu nawet nie sprowadzał i bylibyśmy bez żadnego transferu. Tu akurat może i dobrze, ale i tak większego debilizmu jak żyję nie widziałem. I takie coś funkcjonowało w Ekstraklasie przez pewien czas…

Jak widać, nie mam wielu odkrywczych wniosków po tym meczu. Legia znów zagrała w podobny sposób jak wcześniej, jej atuty i bolączki znamy już bardzo dobrze. Fajnie, że znowu nie musiała liczyć tylko na jednego zawodnika, bo w pierwszej połowie wszyscy zagrali dobrze, a decydujący o wyniku tym razem był przede wszystkim Juranović. Cieszy mnie także lepszy występ Kapustki i Slisza. Legia w tym meczu wiele razy rezygnowała też z krótkiego podawania pod swoim polem karnym, ale przy wysoko wychodzącej Pogoni byłoby to ryzykowne. W ogóle po pierwszym golu przez kilka minut mieliśmy problem, aby w ogóle dotknąć piłki. Kiedy wreszcie udało się opanować sytuację i poszanowaliśmy piłkę trochę dłużej, to Boruc posłał piękną lagę na Pekharta, ten wygrał pojedynek główkowy, a dalej już poszło. Różnica polega na tym, że wreszcie ta piłka była posyłana z sensem, czyli w miejsce, gdzie Pekhart rzeczywiście mógł powalczyć w powietrzu, a nie poza jego zasięgiem. Wiele takich pojedynków wygrał, dużo pracował też w obronie i choć strzelił dwa razy mniej goli niż ostatnio, to jego postawa była nieoceniona.

Jakbym miał dla przeciwwagi jeszcze znaleźć coś negatywnego, to w pewnym sensie byłyby to kartki. Przy takim prowadzeniu nie były one potrzebne, a najczęściej wynikały one ze spóźnienia, więc albo ktoś był źle ustawiony, albo nie walczył już na tyle, aby samemu wygrać przebitkę i ewentualnie zostać sfaulowanym. Na szczęście nikt ani dwa tygodnie temu, ani dzisiaj nie dostał wykluczającej kartki, więc tak nie wyszło to najgorzej. Problem może być jedynie, jeżeli naraz zabraknie kilku zawodników, ale na razie gdy brakowało jednego-dwóch, to udawało się ich zastąpić.

Na koniec trzeba powiedzieć, że te wyniki robią spore wrażenie. Nawet jeżeli w poprzednich latach o tej porze graliśmy podobnie (a też nie zawsze), to takich serii zwycięstw praktycznie nie było. Mało tego – udało się przełamać zmorę, która ostatnio nas męczyła, czyli Pogoń, ale też pokonać Raków, a więc drużyny z czołówki. Zresztą z drużyn 2-14 nie wygraliśmy tylko z Piastem i Jagiellonią. Za Michniewicza, oprócz Pogoni na wyjeździe, całą resztę pokonaliśmy. Jedyne dwie porażki to te z dwiema najgorszymi drużynami ligi. Jednocześnie imponujące i mało wytłumaczalne.

I pewnie nie będzie teraz do końca spokoju, bo już jest jakaś sytuacja z imprezą Kapustki. Jest ozdrowieńcem, więc pewnie nie ma się co przejmować, ale jak widać zawsze musi coś się dziać. Ogólnie jest dobrze, a w takich sytuacjach niestety przychodzi mi często pytanie, kiedy to się skończy i w jaki sposób. Znając Ekstraklasę, następny mecz mógłby być do tego podkładką. Lech sam dawał ostatnio przełamanie Jagiellonii i Cracovii, więc czemu nie miałby przełamać się na nas? Będę zaskoczony, jeżeli będziemy nadal utrzymywać taką formę, bo w tej lidze udaje się to bardzo rzadko. No ale na razie wszystko zmierza ku mistrzostwu jeszcze w kwietniu, więc przynajmniej na trzy kolejki przed końcem. Do tego wystarczy zachować aktualną przewagę nad drugim miejscem, a to jest możliwe.

#kimbalegia #legia
  • 5
@Kimbaloula: Z Kapustka to tez pytanie kto tam jeszcze byl, na zdjeciu jest jeszcze jedna osoba w dresie klubu(a raczej jego noga). Ciekawy jestem tez, czy Wszolek nie jest powoli odstawiany z powodow kontraktowych.
@Kimbaloula Szababow to taka mina, że szok. Głupi faul, miał szczęście, że wynik był jaki był. Poza tym zepsuta setka (nie trafił w ogóle w piłkę) w tej sytuacji też każdy to olał, bo wynik był dobry, ale spojrzenie byłoby inne, gdyby rezultat był niekorzystny