Wpis z mikrobloga

Ojciec mnie zniszczył. Przy moim dorastaniu był statystą, jedynie mama o mnie dbała, którą swoim zachowaniem wykończył, gdy miałem 15 lat. Bolesne lądowanie dla maminsynka, zacząłem chorować, izolować się, tracić kontakt z rówieśnikami, zamykać się w sobie - mimo nacisków rodziny nie chciał mi załatwić psychologa, bo w latach 60tych nikt o tym nie słyszał przecież. Darł się po mnie i wyzywał od symulantów.
Dzisiaj? Dzisiaj choruje na raka, jest z nim coraz gorzej, a ja nie czuję kompletnie niczego. Nie stać mnie na współczucie, czuję jedynie olbrzymi żal. Całe życie od niego słyszałem, że jestem nieudacznik i do niczego się nie nadaje, tylko piwo, telewizor, codzienne awantury i groźby, że się wyprowadzi i małżeństwo, które żyło osobno i byłem tego jedynym spoiwem. Dysfunkcyjna rodzina, zero miłości. Jestem kaleką emocjonalnym, nie mam znajomych, nie umiem rozmawiać z ludźmi, każda próba socjalizacji kończy się porażką i jeszcze większym poczuciem nienawiści do samego siebie. Boję się tłumów, boję się komunikacji miejskiej, na imprezach czułem, że nigdzie nie pasuję. Gdy tylko wychodziłem, wydzwaniał co 30 minut i pytał kiedy wrócę - nawet po 18stce.
Chciałbym zamknąć ten etap za sobą, zakochać się i ruszyć na nowo. Za 2 tygodnie stuknie 22 lata, nie uważam, że wyglądam źle, wręcz o siebie dbam, ale przez ten bagaż emocjonalny zero doświadczeń z kobietami. Mimo zainteresowania, po prostu boję się spotkać z dziewczyną, po czym te zainteresowanie z jej strony zawsze mija. Za każdym razem boli jeszcze bardziej, ale czuję, że mam problemy psychiczne i to nie ma prawa wypalić. Słyszę, że jestem przystojny, rozmowa się kręci... ale nie umiem tego rozkręcić, mam jakąś blokadę - dzisiaj widzę na relacji, jak obejmuje ją już ktoś inny. Boli. Pandemia nie ułatwia mi niczego, tinder mnie może tylko dobić bardziej. Coraz częściej mam potrzebę zniknąć z social mediów, bo te wszystkie niewykorzystane okazje są jak sól w oku, a ja jak maniak lubię sobie sprawiać ból i sprawdzać co u tej, co u tamtej.
Czuję się uwięziony ze starym. Presja od rodziny narasta, twierdzą, że jestem złym synem, że nie dbam o niego, mówią też że najwyższy czas, abym sobie kogoś znalazł... a we mnie ten gniew tylko narasta i coraz bardziej mam ochotę zrobić głupiego, zamordować kogoś, pomścić własne straty - nie żartuję. Mam też ochotę się sam wykończyć. Nie umiem tego wytłumaczyć, pewno i tak nikt nie przeczyta, ale chciałem to wyrzucić z siebie.
#przegryw #fobiaspoleczna #tfwnogf #zalesie
  • 11
@hansschrodinger: @Rzewliwy_wykolejeniec: Dokładnie, niech psychiatra/psycholog to ogarną, nie czekaj kolejne 5 lat jak ja.

Startowałem z pozycji że będąc na zakupach w sklepie nie byłem w stanie wydać z portfela bilonu bo tak mi się łapy trzęsły - to już wówczas był szczyt moich interakcji w społeczeństwie. Nie było nawet mowy jakiejkolwiek relacji na tym zbudować. Zahaczyłem przy okazji o nowotwór własny, potem trafiłem na taniec. Znajomi są, pasje są,
@Nxtp: Mam podobnie, gdy mam kupić bilet w kasie to zaczynam się zacinać, jąkać i mam ochotę się rozpłakać. Jakiekolwiek połączenia telefoniczne to też potwornie stresująca rzecz, pół godziny przed obmyślam scenariusz co chcę powiedzieć i z nerwów zawsze zapominam. Robienie zakupów to też koszmar.
@Rzewliwy_wykolejeniec: Ja zacząłem coś próbować robić dopiero w wieku ok.28 lat, kiedy byłem już na krawędzi ale po 2 dałem sobie spokój. mimo leków i terapii nie byłem w stanie przełamać tej bariery, o której piszesz. Jedynie to udało mi się wrócić do punktu wyjścia i tak wegetuję już kilka lat starając się porzucić resztki nadziei na cokolwiek.
@Rzewliwy_wykolejeniec: Bardzo ładnie napisane, jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało. Wiem, że ciężko jest opisać co leży na serduszku w sposób jaki by się tego chciało i sam nie raz wolę przez to milczeć. Moja izolacja ma już skrajną formę. Mam swoją małą strefę komfortu, aż do momentu kiedy trzeba ją przekroczyć - wtedy przypominam sobie, że mam fobię społeczną i nie dam rady. Unikanie sytuacji stresowych weszło mi w nawyk.