Wpis z mikrobloga

Trochę czasu mi zajęło, aby dojść do siebie. Nawet gdy Legia wygrywa, nie jest łatwo to śledzić. Wygląda na to, że nie ma meczu, którego nie dałaby rady sobie skomplikować.

Zwycięzców się nie sądzi, punkty jak zwykle są najważniejsze, ale znów nie możemy przejść obojętnie wobec powtarzających się problemów. Wciąż brakuje wygranych w sposób spokojny, o które nie trzeba się martwić do ostatniego gwizdka. W tym roku najbliżej takiego ideału był mecz z Rakowem, a na drugim miejscu trzeba dać zwycięstwo z Wisłą Płock – trzybramkowe, ale też z koszmarnym fragmentem pod koniec pierwszej połowy i dwoma straconymi golami. Wszystkie pozostałe zwycięstwa były jednobramkowe i ok, mogą takie być do końca sezonu, ale ciężko zakładać, że taka gra się nigdy nie zemści.

Mimo trzech strzelonych goli i bycia na prowadzeniu przez łącznie 84 minuty, nie do końca mówiłbym o dobrym meczu w wykonaniu Legii. Kiedy była taka potrzeba, przyciskała, ale po strzeleniu gola znowu działo się coś niepokojącego. Nie potrafię tego wytłumaczyć inaczej niż pewnym odpuszczeniem i celowym spowolnieniem tempa meczu. Przez pewien czas było to kontrolowane, ale w końcówce to już była panika. W trakcie spotkania obawiałem się powtórki ze Stali Mielec – wtedy Legia bardzo dobrze zareagowała na straconego gola i szybko odrobiła straty, ale po wyjściu na prowadzenie nie poszła za ciosem, tylko pozwoliła sobie na taki niepewny wynik, i jeszcze „poprawiła” go dwoma karnymi. Dziś znowu był karny i to już naprawdę przestaje być zabawne – mieliśmy ich przeciwko sobie aż 7 w tym sezonie, razem z Podbeskidziem i Wisłą Kraków to najwięcej w całej lidze!

Na pewne rzeczy nie mam już siły. Te komentarze i tak nie mają sensu, ale tym bardziej dzisiaj – co ja mam znowu powiedzieć i jak podsumować stracone bramki? Przecież to są znowu gole kompletnie z niczego. Tym razem nie można nic zarzucić obrońcom. Przy pierwszym golu, jeśli już, winę ponosi Boruc, ale szczerze mówiąc nie widziałem tam rażąco złego ustawienia ani reakcji – zabrakło centymetrów. Drugi idzie całkowicie na konto Wszołka. I tak możemy sobie żonglować nazwiskami, ale jedno się nie zmienia – przeciwnik nie musi nic zrobić, aby nam strzelić. Te gole sypią się nieustannie i w prawie każdych warunkach.

Zależy jak na to spojrzymy, ale można powiedzieć, że ostatni „normalny” stracony przez Legię gol to ten z Wisłą w Krakowie. Potem były:

- trzy karne ze Stalą,
- Janicki po rogu i asyście plecami,
- czyste konto z Rakowem,
- z ŁKS-em gol po rogu i po babolu Miszty,
- z Jagą po karnym,
- z Wisłą Płock po dwóch prezentach od Wieteski i Jędrzejczyka,
- z Górnikiem z karnego,
- z Piastem sam Świerczok na pół drużyny Legii w polu karnym i Alves po asyście od Szabanowa,
- czyste konto ze Śląskiem,
- centrostrzał Grzesika i karny Kupczaka z Wartą.

Możemy jeszcze uznać gola ŁKS-u z rogu i Świerczoka za w miarę normalne, to się jeszcze zdarza. Pozostałych nie da się wytłumaczyć. Łączy je też to (zwłaszcza jak spojrzymy np. na Wisłę Płock), że te gole padły, gdy tak naprawdę kompletnie nic się nie działo pod naszą bramką, wcześniej ani później przeciwnik nawet się do niej nie zbliżył.

Rozpisanie tego nie jest żadnym odkryciem i niczego nie zmienia, ale ja po prostu już nie wiem, co z tym zrobić. A i tak dobrze, że Wietesce zaczęło dopisywać szczęście. Gdyby nie to, zrobiłby jeszcze dodatkowe dwa karne – dzisiaj i tydzień temu ze Śląskiem. W każdym razie brak Jędrzejczyka i brak baboli Wieteski nie pomógł całkowicie. Błędy nadal są, tylko popełnia je kto inny. Najłatwiej stwierdzić, że jest jakiś problem w głowach i jeżeli się ciągle tych błędów obawia i o nich myśli, to one na pewno przyjdą. Pojedyncze czyste konta nie rozwiązują tego problemu. Jest jasne, że w większości meczów przeciwnicy dojdą do jakichś okazji, choćby marnych. Już tutaj Kuzimski i Zrelak mieli bardzo dobre sytuacje. Tego nie unikniemy i nie ma co tego demonizować. Dużo mniej by bolał taki gol strzelony przez nich po normalnych akcjach niż to, co wpada zamiast tego.

Oczywiście my też strzelamy czasem przypadkowe bramki, przy pierwszym golu pomógł rykoszet, a chyba główne szczęście polegało tu na tym, że udało się wreszcie strzelić z rożnego. Mimo że nie było bezpośredniej centry, to śmiało można to zaliczyć, bo tak samo zrobiono z golem Pekharta ze Stalą Mielec. Potrafiliśmy jednak zrobić też normalne akcje, jak przy pozostałych dwóch golach i innych sytuacjach. Narzekamy na atak pozycyjny i w wielu przypadkach słusznie, ale coś za coś – nie idzie nam ze stałych fragmentów, ale z gry strzelamy najlepiej w lidze.

W tym meczu zabrakło przede wszystkim, aby Wszołek podał do Pekharta na 4:1, zamiast tego zrobił najgorzej jak mógł – po zejściu do środka zaczął się zastanawiać, przekładać piłkę i w dodatku jeszcze podał w najgorszy tłok. Ogólnie nie pomogła nam dzisiaj gra praktycznie bez napastnika przez cały mecz, słabiej wypadł też Luquinhas, choć można przeoczyć, że był prawie tak samo często faulowany jak z Górnikiem, znalazł się też w akcji na 3:1. On i Slisz nadawali się do zmiany w drugiej połowie, Czesław już szykował Muciego, ale wtedy został podyktowany rzut karny. Nie zazdroszczę trenerowi. Widać, że nie odważy się wpuścić młodych ani nowych przy niepewnym wyniku. Zaś kiedy już wydawało się, że będzie taka okazja, to kolejny gol z niczego i trzeba było zmienić plany. W dodatku zaczynam mieć wrażenie, że można by zamienić Gwilię z Martinsem – Gruzin przydałby się bardziej od początku, aby rozrywać defensywne szyki przeciwnika, za to Andre mógłby wchodzić w drugich połowach, żeby uspokoić sytuację i trochę lepiej zabezpieczyć tyły. W każdym razie widzimy, że realna rywalizacja toczy się w tej chwili na dwóch-trzech pozycjach, a to nie jest za wiele jak na jedenaście miejsc na boisku.

Z drugiej strony, żadnej konkurencji nie ma Mladenović, a gra prawdopodobnie życiówkę. Dwa gole i asysta to kolejny znakomity występ w ofensywie, można tylko się zachwycać. Oczywiście standardowo stwarzało to kłopoty z tyłu, biedny Szabanow znowu zostawał jeden na jeden z szybkim Murzynem, z czego tworzyło się zagrożenie. W dodatku Mladenović w pewnej chwili mocno podostrzył i otarł się nawet o wylot z boiska (podobnie zresztą jak Slisz, a i brak żółtej kartki dla Kapustki jest niezrozumiały). Z Zagłębiem zabraknie go po raz pierwszy w lidze, a ogólnie po raz trzeci – nie grał też w Superpucharze z Cracovią i w PP z Widzewem. Meczem z Wartą wyprzedził w łącznej liczbie minut dotychczasowego lidera – Jędrzejczyka. On i tak od bardzo dawna wisiał na tych trzech kartkach, a od trzeciej kolejki włącznie grał w lidze wszystko po 90 minut. Ten moment w końcu nastąpił, a to znowu będzie sygnał dla innych, że muszą przejąć odpowiedzialność. Udało się wygrać ze Śląskiem bez Luquinhasa, wcześniej z Wisłą Płock i Górnikiem bez Pekharta, więc może i tu jest to możliwe. Ciężko sobie tylko wyobrazić pozostanie w tym systemie z Hołownią czy Szabanowem na lewym wahadle. Trochę trzeba będzie pozmieniać.

Poza Serbem warto wyróżnić Kapustkę (asysta i udział przy trzecim golu), Szabanowa za rozgrywanie piłki (widać, jak potrzebny był lewonożny stoper), Slisza za asekurację i Wieteskę za prostą grę. On praktycznie nie brał się za rozgrywanie, w trudnych sytuacjach wybijał na aut, nie podejmował żadnego ryzyka. Po serii błędów jestem zdecydowanie za tym, aby grał w ten sposób. Slisza, choć jest za co chwalić, to też można zganić, oprócz tego że się lekko zagotował w pierwszej połowie, to jeszcze nie był w stanie uspokoić gry w końcówce. Tutaj niedługo też trzeba będzie być przygotowanym na pauzę za kartki i konieczność gry innego młodzieżowca…

Po komentarzach mogłoby się wydawać, że przegraliśmy, ale trzeba też widzieć pozytywy – kolejne zwycięstwo, kolejny gol w pierwszym kwadransie (łącznie już 15 goli w pierwszych 30 minutach meczu, początki coraz lepiej nam wychodzą), trochę lepsze boisko i doping spod stadionu. Nie próbowałem tamtej ścieżki, ale można założyć/zgadnąć, że ta z podłożonym dopingiem zagłuszała lub mieszała się z tym rzeczywistym? Nie wiem czy tak było, więc nie oskarżam, ale jeśli tak, to doszliśmy do pewnego absurdu. Uderzające jest to, że Michniewicz pracuje tutaj już prawie pół roku, a jeszcze na żadnym meczu z jego udziałem nie było kibiców. Na Superpucharze nie było jego, z Dritą i Karabachem nie pozwoliła wejść UEFA, mecze ze Śląskiem i Wartą zostały przełożone, a od października już nie może wejść nikt i nigdzie. W tej sytuacji i tak bilans meczów u siebie nie jest najgorszy, choć 17 straconych goli w 11 meczach jest wynikiem lepszym tylko od Wisły Kraków i Podbeskidzia.

Zagłębie ostatnio wygląda nieźle, więc… nie potrafię na tej podstawie wyciągnąć żadnego wniosku. Pewnie nie będzie musiało wiele zrobić, aby nas postraszyć. Nie jest tak, że koniecznie przydałaby nam się przerwa, choć jest chyba ostatnią nadzieją na to, że dołączą ci, którzy potrzebują czasu. To niesamowite, ile u nas trwa powrót po kontuzjach albo wejście do zespołu po transferze. Niby jest to normalne, ale nie wiem czy we wszystkich klubach jest z tym aż taki problem. W każdym razie ja nie bardzo ufam naszemu sztabowi medycznemu, kontuzji nadal jest za dużo, u niektórych zawodników określone problemy ciągle się powtarzają. Jeżeli miałby zdarzyć się cud i gralibyśmy w przyszłym sezonie co trzy dni (xD), to ta drużyna padnie. Będzie wtedy jak z Lechem. Ale jak widać, dziś starałem się w ogóle nie wybiegać w przyszłość do pucharów. Trzeba się na razie skoncentrować na lidze, bo tyle nam zostało. Potem byłoby dobrze, aby zbyt wielu naszych zawodników na Euro nie pojechało… Wyjąć Pekharta, Kapustkę i Jurę i już jest problem :/ Dobrze, że chociaż Mladenović nie awansował. No ale to zmartwienie na kiedy indziej.

#kimbalegia #legia
  • 2