Wpis z mikrobloga

Nie ma już w Polsce ani jednego Jelcza M11 w liniowej eksploatacji. Miasteczko Żychlin będące ostatnim ich użytkownikiem wycofało je z regularnej eksploatacji jesienią 2020, wcześniej uczynił to Sochaczew, zostawiając jeden egzemplarz jako zabytek.
M11, często mylony z swoim starszym i nowocześniejszym bratem Jelczem PR110, był rozwiązaniem kryzysowym, dzieckiem gospodarczej #!$%@? lat 80. Podwozie z węgierskiego Ikarusa 260 połączono z nadwoziem wywodzącym się francuskiego Berlieta tworząc hybrydę udającą nowszy model, na tej samej zasadzie co Polski Fiat 125p udawał Fiata 125.
W latach 1985-1990 wyprodukowano 2600 sztuk, które trafiły w dużych ilościach prawie wszędzie( za wyjątkiem m.in Warszawy, która preferowała Ikarusy z oryginalnym nadwoziem, oraz Rzeszowa, który do końca pozostał wierny Jelczom PR110 - ale nawet w tych miejscowościach zdarzyły się pojedyncze sztuki).
Pojazdy te, mające być tymczasowym lekiem na brak dewiz potrzebnych do zakupu części z zachodu, potrzebnych do produkcji licencyjnej konstrukcji, woziły Polaków o wiele dłużej niż zakładano. W latach 90 miejscy przewoźnicy, którzy musieli od tej pory samodzielnie kupować tabor, zamiast dostawać go za darmo z centralnego rozdzielnika, byli biedni jak mysz kościelna, dlatego jeszcze w pierwszej dekadzie XXI wieku Jelcz M11 był mocno wpisany w krajobraz polskich miast i miasteczek, a ostatecznie zniknął dopiero w 2020 roku.
#komunikacjamiejska #komunikacyjneciekawostki #ciekawostki #jelcz
Pobierz
źródło: comment_1611842728x6rJ9TddbHJQ0FoIHn77SP.jpg
  • 89
Szczerze mówiąc wolałbym nimi dalej jeździć w zamian za ceny biletów niższe o koszt wymiany taboru.


@Ethernit: To by się nie udało, bo drastycznie rosły koszty utrzymania tego taboru przy życiu. Była to konstrukcja bardzo licha i każdy kolejny rok eksploatacji oznaczał konieczność coraz trudniejszych interwencji spawalniczych i mechanicznych.
Jeździłem takimi 4 lata do liceum. Do dzisiaj pamiętam pewną historię, zawsze na dworcu dosiadało jakoś tak z miliard pasażerów. Kiedyś był taki ścisk że kierowca nie mógł zamknąć drzwi, próbował chyba z 10 razy ale delikwent, który ledwo wisiał jedną nogą w autobusie nie chciał odpuścić. W końcu kierowca się w #!$%@?ł, zaciągnął ręczny, wysiadł z autobusu, złapał gościa z chabety i #!$%@?ł na chodnik. Z wąsatymi kierowcami się nie zadzierało,