Wpis z mikrobloga

Nosz #!$%@? ja #!$%@?ę.....

Właśnie się dowiedziałem, że kolega, któremu staraliśmy się pomagać - #!$%@?ął samobója.

No z 10 razy o tym z nim gadałem, że mu pomożemy, że będzie okej. Ale raczej myślałem o zamknięciu działalności, albo wyprowadzce, a nie powieszeniu się na terenie zakładu. Bo choć o tym wspominał, to nie sądziłem, że byłby do tego zdolny. Wszak to ja jak miałem problemy finansowe to od znajomych dostałem protekcję właśnie na samobója, bo stwierdzili - zgodnie z prawdą, że nie mam żony, nie mam dzieci, nie mam nawet rodziny, więc niewiele mnie tu trzyma. A okazało się, że ja tam się pazurami się trzymam za życia brzeg i choćbym miał żebrać, to tego nie zrobię. A tu gość z dużą rodziną, z dwiema córkami i synem. Którzy nawiasem osiągają sukcesy, ale nadal to są dzieci.

Może właśnie dlatego go to tak przytłoczyło. Obostrzenia #!$%@?ły mu 90% zarobków. I chyba planował, bo naiwnie powiększał swoje dotychczasowe ubezpieczenia.

Siedzę i nie wiem co robić, co myśleć. Mnie też życie boli i ja bym nikogo nie skrzywdził, bo wszyscy mają na mnie #!$%@?, nie mam bliskich osób. Mam co najwyżej pracowników, ale znajdą sobie pracę. Mam siostrę niby, ale jej to też na rękę, bo dostałaby po mnie wszystko, a to sądzę znaczyłoby dla niej więcej niż to, że żyję. Zresztą to nie samobiczowanie, bo sam mam ją gdzieś i wolę żyć, niż oddać takiemu tępemu człowiekowi cokolwiek. Niby siostra, ale sprzedałaby mnie za 10zł.

I tak siedzę i myślę. Człowiek, którego podziwiałem, duża rodzina, ogromne kontakty - nie wytrzymał i się #!$%@?ął. W moich kręgach też żadne małżeństwo, żadna rodzina - nic, wszystko się nie udało, wszystko było toksyczne i #!$%@?. Więc tak sobie myślę, że zajmę się swoimi sprawami, rzeczami, które mnie jakoś tam cieszą i oleję już ludzi, bo widocznie tworzenie tych relacji wcale nie jest takie dobre jak się wydaje. Ja niby jestem ekstrawertykiem, niby potrzebuję ludzi, potrzebuję uznania, towarzystwa, ale z każdym dniem życie mnie uświadamia jakie to wszystko jest puste. Moja miłość życia, której pozwoliłem, a nawet nakazałem odejść mieszka w ... Australii. Pracownicy zmieniają się jak w kalejdoskopie. Rodzinę mam, ale żadną, z którą żyję dobrze, bo przenieśli żale do matki i ojca na mnie. Siostra jest kretynką, o którą muszę dbać, żeby nie zabiła się widelcem przy jedzeniu.

No najprościej byłoby się #!$%@?ć, bo nawet w perspektywie są same puste relacje. A jak są fajniejsze i głębsze to je psuję, bo trudno mi zaufać.

Ehh, no jak żyć. Mój kolega wybrał tak a nie inaczej i wbił mi w serce gwóźdź, ale nie pójdę jego drogą. Wielokrotnie chciałem, ale to nie jest żadne rozwiązanie.

#oswiadczeniezdupy
  • 6
@miecz_przeznaczenia: Nie ;) Wiem, że brzmi ten wpis dziwnie, bo jest totalnym wysrywem emocjonalnym, ale to zwykła prawda, zresztą pisałem już o nim chwilę wcześniej. Ja nie potrzebuję pomocy, bo już dawno to wszystko przerobiłem. Także dziękuję ci za czujność, ale nie, nie mam zamiaru zrobić sobie krzywdy i nie, ten "kolega" to nie jest personifikacja mojej osby ;) Niemniej dziękuję, dobry z ciebie mireczek,