Wpis z mikrobloga

???

Śnieg cicho skrzypiał pod stopami dwójki Redarów, kiedy wracali do małej wioski skrytej wśród bagien Połabia. Poruszali się szybko i prawie bezgłośnie, pamiętając dokładnie wielokrotnie przez nich używaną drogę między trzęsawiskami. Nieznający terenu wędrowiec mógł w kilka chwil przeoczyć ścieżkę, wpaść w bagno i przemoknąć co w zimowych warunkach niemal równało się ze śmiercią, ale oni nieprzerwanie truchtali do swoich domów. Oczy wypatroszonej sarny spoglądały na ścieżkę za nimi, podczas gdy jej ciało miarowo odbijało się od ramienia myśliwego, który ją niósł. W pewnym momencie ten z przodu podniósł rękę, dając znak do zatrzymania się.

– Co się dzieje? – spytał ten z sarną, niemal wpadając na myśliwego przed nim.
– Hm… Dobrowoj, patrz – starzec niespiesznie podrapał się po wąsie i palcem wskazał granatowoczarne północne niebo.
– No patrzę i nic nie wi… – po chwili wytężonego mrużenia oczu Dobrowoj w końcu wypatrzył jakiś ruch nad linią lasu daleko na północy. Czarne bryły niemal niezauważalnie przemykały na tle gwieździstego nieba – Co to jest do cholery? Racibor, co to? – nerwowy myśliwy widząc, że tajemnicze bryły stają się coraz większe położył koziołka na ziemi i zaczął trząść ramię starego – Odpowiedz mi! – niemal wykrzyczał mu w ucho.
– Znasz odpowiedź – odparł Racibor powoli sięgając po łuk i zakładając nań cięciwę – Wojna idzie. Jak ostatnio się pokazał też była wojna.
– Nie może być…
– Tak – myśliwy pokręcił wąsem i wyciągnął kilka strzał z kołczanu. Wbił je w ziemię przed sobą po czym zaczął zakładać je na cięciwę – Dziki Wagenburg.
– T-TEN legendarny Dziki Wagenburg? – spytał się młody po czym sam sięgnął po łuk i trzęsącą się ręką założył strzałę na cięciwę – Słodki Jezu, Trzygławie i Swarożycu, pomóżcie – mówiąc litanię całował po kolei krzyżyk zawieszony na szyi, trzygłowy drewniany posążek i długą na cztery cale glinianą figurkę przedstawiającą ulubionego boga Redarów – Swarożyca.

Racibor słysząc synkretyczne wołania Dobrowoja pokręcił tylko głową i zaczął uważnie obserwować ciemnych łowców prujących po niebie w ich stronę. Światło księżyca oświetlało kilkanaście wozów ustawionych w klin skierowany w ich stronę. Ciągnęły je szkielety koni przebierające kopytami jakby stąpały po ziemi, a nie mieliły powietrze. Każdy z wozów zbudowany był ze zmurszałych desek oblepionych często mchem i pleśnią. Ściany w prawie każdym były dziurawe i można było przez nie zobaczyć wojowników z niepokojąco jasnymi, niebieskimi oczami. Część była w stanie połowicznego rozkładu, a część wyglądała, jakby dopiero niedawno dołączyła do upiornego taboru. Wielu machało cepami, młotami bojowymi, włóczniami i łukami. W pewnym momencie po lesie potoczył się upiorny skrzek który rzucił Dobrowoja na ziemię i sprawił, że zeszczał się w gacie trzymając się za uszy, żeby choć trochę ściszyć świdrujący dźwięk.

– #!$%@?! – starał się przekrzyczeć hałas.
– Gdzie? Dookoła bagna, a na drodze nas dogonią – Racibor pokręcił głową napinając cięciwę – Zgiń jak mężczyzna – powiedział po czym wypuścił strzałę w stronę najbliższego wozu.

Grot przeszedł przez pusty oczodół woźnicy i jego potylicę po czym trafił stojącego za nim łucznika w szyję. Ten, wydając się niewzruszony otrzymaną raną, napiął łuk po czym razem z innymi łucznikami zaczął strzelać. Racibor widząc nadlatujące strzały skoczył w przód i zaczął biec do stojącej samotnie brzozy. Po drodze chwycił upuszczoną przez Dobrowoja włócznię na dziki i z całych sił rzucił nią w wóz na czele Wagenburga. Włócznia strzaskała czaszkę konia i jego kręgosłup po czym wpadła przez dziurę wozu przygważdżając nogę woźnicy do podłogi. Ponownie okaleczony puścił wodze i zaczął wyciągać włócznię ze stopy. Podczas tego momentu nieuwagi wóz zaczął tracić wysokość i po kilku sekundach zarył w bagno miażdżąc swoim ciężarem ostatniego ocalałego konia i samemu rozpadając się na kawałki.
Zanim zdezorientowana załoga zdążyła się podnieść w ich stronę zaczęły lecieć strzały wypuszczane z łuku Racibora.

– Psiakrew, młody, kiedy zaczniesz strze… – w tym momencie zobaczył pędzącego po ścieżce ile sił w nogach Dobrowoja. Jego mokre białe spodnie i przeszywanica niemal maskowały go na tle zimowego lasu. Biegł w stronę lasu z którego przyszli, nie mając widocznie najmniejszego zamiaru walczyć.

– A niech cię szlag… – Racibor usłyszał świst z prawej i zanim zdążył się odwrócić cep bojowy wgniótł mu czaszkę do środka. Niebieskooki wojownik szybkim ruchem zmiażdżył czaszkę myśliwego i wziąwszy zamach wyciągnął cep z jego głowy rozbryzgując kawałki mózgu i czaszki na pobliskiej brzozie.

Wykończony Dobrowoj truchtał ciężko dysząc, ale kiedy usłyszał rżenie konia nad sobą, poczuł przypływ nowej energii i przyspieszył. Mimo szczerych chęci po kilku chwilach usłyszał za sobą mrożący krew w żyłach śmiech i nagle poczuł hak wbijający się w jego przeszywanicę i kark. Wrzasnął i spojrzał się w górę tylko po to, żeby zobaczyć żółte zęby wojownika w szłomie, który wciągał go do wozu. Wyciągnął nóż i spróbował mu go wbić między oczy, ale upiór zrobił tylko lekki unik i wolną ręką wykręcił mu nadgarstek. Poczuł okropny ból i chciał krzyknąć, ale czyjeś ręce zasłoniły mu usta. Jeszcze inne złapały go za nogi, ręce i tors i wciągnęły na pokład. Szarpał się na podłodze, trzymany przez niezliczoną ilość zimnych rąk. W końcu udało im się wyciągnąć hak i obrócić go twarzą do nieba. Sekundę potem dowódca wozu dociskał swoją rękę do twarzy uciekiniera, a jego oczy powoli zaczęły tracić zielony kolor i stawały się niebieskie, a ciało przestawało drżeć.

Po minucie Dobrowoj wstał śmiejąc się razem z innymi i chwycił podany mu cisowy łuk. Popatrzył się na bagno, las i wioski dookoła po czym nieswoim, zimnym głosem powiedział:
– Zapolujmy.

***

– Strzaskana czaszka, pewnie niedźwiedź.
– Był z nim Dobrowoj.
– Pewnie przestraszył się i uciekł – książę wzruszył ramionami.
– Patrzcie! – jeden z członków drużyny książęcej odgarnął kupę śniegu na trzęsawisku dwadzieścia kroków dalej i oczom drużyny ukazały się spróchniałe deski i porozrzucane kości. Każdemu człowiekowi po plecach przeszły ciarki, a niektórzy zaczęli się modlić.
– To był niedźwiedź, rozumiecie? Osobiście ukatrupię każdego kto w wiosce powie inaczej – książę popatrzył się po kiwających głowami wojownikach i wytarł ręką pot z czoła – Nadchodzą niespokojne czasy.

#polabiefabularnie
Pobierz Patrykzlasu - ???

Śnieg cicho skrzypiał pod stopami dwójki Redarów, kiedy wracali ...
źródło: comment_16080697400Khkx99nycyGNtTKYwk8Um.jpg
  • 2