Wpis z mikrobloga

  • 854
#covidoterapiaberecika
Zamieszczam schemat rozwoju choroby dzień po dniu na prośbę wielu z was.

22.10 (czwartek) utrata wechu u żony (2 dzień jej kiepskiego samopoczucie, na zwolnieniu od 19.10 profilaktycznie bo koleżanka z pracy dostała dziwne objawy wraz z mężem). Wieczorem zacząłem odczuwać stan jak przy przeziębieniu.
23.10 (piątek) teleporada po znajomości ( teściowa rozmawiała z rodzinna i sama lekarz oddzwoniła do żony). Przez przychodnie miała być dopiero na poniedziałek. Skierowanie na test na dzień następny do szpitala powiatowego w Lesznie. U mnie dalsze słabe samopoczucie. Ibuprofen daje radę.
24.10 (sobota) test żony. Czujemy się osłabieni. Ibuprofen dalej pomaga.
25.10 (niedziela) Tak samo jak sobota. Obydwoje osłabieni, wspomagamy się lekami.
26.10(poniedziałek) telefon od rodzinnej. Pozytywny u żony, telefon z sanepidu, izolacja 10 dni żona, ja i dzieci 20 dni kwarantanny, bo nie mamy objawów i testów pozytywnych. Liczą +10 dni od końca infekcji osoby z pozytywnym wynikiem. Zaczynam się czuć gorzej z godziny na godzinę, bóle mięśni, zmęczenie. Leki pomagają doraźnie. Lekkie duszności.
27.10(wtorek). Budzę się z okropnym bólem głowy, zatok, nie czuje nic... Perfum, acetonu, octu, czosnku. Smak zero-jedynkowy bez możliwości rozpoznania czy coś konkretnego. Telefon do rodzinnego. Skierowanie na test w to samo miejsce co żona. Jadę z numerkiem. Można złamać kwarantanne na czas testu. Czekam 2 godziny (ponad 100 osób). Samopoczucie bez zmian, lepiej nie jest.
28.10 ( środa) O 15 dostaje test na pacjent.gov.pl pozytywny. Dzwonię do rodzinnej. Jestem na izolacji, która skróciła mi kwarantanne, bo liczy się 10 dni od testu. Dzieci dalej 20 dni. Wieczorem dostaję goraczke.
29.10 (czwartek) w nocy 2x przebranie piżamy, pościeli bo byłem zlany potem. Rano ból głowy, duszność, ale jeszcze do wytrzymania. Ratuję się ibuprofenem, Teraflu, Thiocodin na kaszel. Żona już nie ma żadnych dolegliwości oprócz węchu i szybszego meczenia się przy wysiłku.
30.10 (piątek) Ta noc z czwartku na piątek była okropna. Miałem kolejny raz intensywne poty, gorączkę, chyba się odwodniłem. Słyszałem trzaski w uszach, miałem błyski w oczach w ciemnym pomieszczeniu. Rano obudziłem się z ogromnym problemem z oddychaniem, dreszczami, wychłodzeniem. Uratowała mnie ciepla kapiel, przeciwzapalne leki, inhalacja z Budesonidu która córka stosuje przy infekcjach. Ten dzień był przełomowy bo zaczęło się już tylko gorzej.
31.10 (sobota) po nocy powtórka z piątku. Ból płuc, skurcze oskrzeli w nocy i nad ranem. Przypomniałem sobie, że mam po infekcji córki Deksametazon. Zabrałem 2mg, inhalacja z Budesonidu, leki przeciwzapalne. Dzwonię do rodzinnej na prywatny. Mam dzwonić na SOR, bo zacząłem wydalać z płuc brązową wydzielinę i mieć szmery jakby przez pianę przy oddechu. Oddech płytki, tetno przyspieszone. Na SOR dostaje 2 opakowanie Deksametazonu i Augmentin oraz pyralginę na gorączkę. Sobota mija na kilkugodzinnych stanach lepszego oddychania po lekach. Później wszystko wraca. Boję się nocy.
1.11 ( niedziela) Kolejny dzień gorączki, dreszcze, poty (dziennie wypacalem chyba kilka litrów). Postępujący ból płuc. Biorę Skudexe i paracetamol. Deksametazon. Poprawa na chwilkę. Później znów kolejne dawki. Brak sił, leżę w łóżku.
02.11 (poniedziałek) Robię pierwszy pomiar saturacji, oddechy, ciśnienie. Lekarz rodzinny zapisuje mi benzodiazepiny bo zaczynam mieć lęki które pogłębiają duszności, kolejne buteleczki Deksametazonu i inhalator rozszerzający oskrzela. Wyniki na granicy. Saturacja 90-95. Ból płuc, duszności, ból głowy do tego silny kaszel. Wieczorem już było źle.
03.11 (wtorek) Saturacja w nocy 80, rano 85. Liczba oddechów ponad 30 na minutę. Tetno 110 spoczynkowe, ciśnienie wysokie. Goraczka 6 doba skoczyła do 41 stopni. Czuję się jakbym miał się udusic. Deksametazon slabo już działa. Dzwonię do rodzinnej. Po konsultacji i ocenie parametrów dzwoni do koordynatora w Poznaniu i załatwia miejsce w Rawiczu. Przyjeżdżają po mnie po 3 godzinach. Później kilka godzin przyjęcie i czas oczekiwania.

Reszta to już pobyt w szpitalu pod tlenem i lekami dożylnymi.
  • 192
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@berecik: Na allegro i nie tylko już jest boom na pulsoksymetry - jaki miałeś w domu i w porównaniu ze szpitalnym uważasz że był wystarczająco dokładny?
  • Odpowiedz
via Wykop Mobilny (Android)
  • 7
@xUnf: Kupił mi Tata w poniedziałek w aptece za 120 zl. Jest średniej jakości ale parametry wskazuje dobrze. Trochę mały na duże palce. Te w szpitalu sa OLEDowe, większe. Trochę bardziej czułe. Wszystko i tak Z Chin.
  • Odpowiedz
via Wykop Mobilny (Android)
  • 26
@eric2kretek: Benzodiazepiny dostałem od rodzinnej, żeby zmniejszyć stres, poza tym pomagają w walce z dusznościami bo jak włącza się panika jak nie możesz opanować oddechu to ratują sytuację. Serce jest mniej obciążone pod kątem nerwowym.
  • Odpowiedz
@berecik: trzymam kciuki. U mnie covid zaczął się w środę tydzień temu. W sobotę straciłem węch i w 90% smak. Gorączka max 37.5 wiec niewiele. Przez kilka dni nie mogłem spać z bólu, bolało dosłownie wszystko od pasa do szyi, łącznie ze skórą. Teraz jest już w miarę ok i chyba mogę powiedzieć ze przeszedłem to dość lekko. Wynik testu będę pewnie miał jutro, ale jako ze u żony wyszedł
  • Odpowiedz
@kefas_safek: Tak niskie tętno jest albo u osób robiących dużo kardio ćwiczeń. Np biegacze dlugodystansowi. Jeśli nic takiego nie robisz to może być znak ze coś jest nie tak.
  • Odpowiedz
@fuuYeah: robie, tzn gram w tenisa 2-4x w tygodniu + cwiczenia w domu ok 2x ale nie uwazam sie za jakiegos sportowca... Mi sie wydawalo, ze tetno takie 80 to takie dosc spore jesli chodzi o spoczynek ale moze sie nie znam
  • Odpowiedz
24.10 (sobota) test żony. Czujemy się osłabieni. Ibuprofen dalej pomaga.


@berecik: A czy czasem na poczatku pandemii nie mówili, że ibuprofen pogarsza stan pacjenta i należy się go wystrzegać?
  • Odpowiedz
via Wykop Mobilny (Android)
  • 77
@xUnf: Nie. Mam lekarza rodzinnego z powołania. Leczy mnie od kołyski. Pani doktor przychodziła na wizyty domowe jak byłem przedszkolakiem. Uratowała mi życie w wieku 14 lat gdy po kilku dniach bólu brzucha i gorączce dobrze zdiagnozowała wyrostek. Tego samego dnia mnie otwierali w szpitalu... był już rozlany. Prowadzi mnie od 30 lat i po prostu dobrze zna swoich pacjentów. Nie każdy lekarz ma takie podejście. Chwała jej za to.
  • Odpowiedz