Wpis z mikrobloga

Kontynuacja części pierwszej zawartej tutaj
https://www.wykop.pl/wpis/51937321/zamknij-oczy-nabierz-gleboko-powietrza-wyobraz-sob/

Zgodnie z uprzejmą prośbą wołam @Dykto13 , @Deryluszeq , @Gaidemski

Część druga
- Ach! - dobył się okrzyk rozanielony z dziesiątków kobiecych gardeł: młodych, starych, wszystkich bez wyjątku.
- Zaprawdę, rycerz Chadosław syn Oskariona herbu Knaga właśnie powalił na ziemię ostatniego przeciwnika! Sam ani draśnięcia nie doznał! - ekscytował się herold.
Zwycięski rycerz właśnie zdjął pozłacany hełm i potrząsnął bujnymi kędziorami czarnymi niczym krucze skrzydła.
- ACH! - pisnęły niewiasty jeszcze głośniej, aż gołębie zerwały się z drzew.
- Nagrodę dla zwycięzcy turnieju przyzna sama szlachetna Lubomiła, książęca córa! - zadudnił herold.
Tłumy wiwatowały. Wszyscy cieszyli się z wygranej powszechnego ulubieńca. Zdeptany piach boiska pokrywały kwiaty i chusteczki rzucane przez damy. Rycerz Chadosław nawet nie zwrócił na to uwagi, tak samo jak na okrzyki i gesty kobiet, które czyniły co mogły, byle by zwrócić na siebie jego uwagę.
- A oto szlachetna Lubomiła ofiarowuje zwycięzcy nagrodę! - herold przekrzykiwał zwycięskie fanfary książęcych muzyków.
Rycerz górował o ponad głowę nad wcale nie najniższą księżniczką. Lubomiła spłonęła pąsowym rumieńcem, podchodząc do pięknego Chadosława. Księżniczka, nie księżniczka - w tej chwili każda kobieta, z plebsu czy purpury, była jeno odnogą jednej mózgownicy co ino o chędożeniu myślała. Bez mrugnięcia przepomniałyby o mężu czy narzeczonym, i na kiwnięcie palca rycerza Chadosława zadarłyby giezło by niezwyciężona lanca młodzieńca wtargnęła w każdą dziurę, sponiewierała ją i wyheblowała aż krzyczałyby do Najświętszej Panienki - ba, do samego biesa, by zabrał sobie ich duszę za ponowne zasmakowanie takiego huncwota.
Chadosław pochylił się by księżniczka mogła mu założyć wspaniały złoty łańcuch, nagrodę za zwycięstwo. Krucze loki młodziana musnęły złote warkocze dziewicy.
- Za dwa pacierze w twej alkowie będę - szepnął Chadosław. Nie było to pytanie, jeno stwierdzenie oczywistości. Takim samym tonem powiedziałby, że niebo jest niebieskie.
Lubomiła drgnęła. Klasztorna szkoła, narzeczony, dobre wychowanie? Ani śladu po nich, myśli płochej dzierlatki skupił się tylko na tym, by zdążyć na czas.
Fanfara ogłosiła koniec turnieju, a początek uczty.

- Za dwa pacierze oporządzone ma być! - parsknął koniuszy do Zbyluta, który grabiami zbierał z piasku boiska końskie łajno. Chłopak skulił tylko ramiona i pokiwał gorliwie głową.
- Jezusicku mój... takie śliczności - szeptał sobie pod nosem, unosząc kawałek jedwabnej chusteczki, rzuconej pod nogi obojętnego Chadosława. Nawet chciał ją schować na pamiątkę, ale się powstrzymał: jeszcze to znajdą i dostanie swoje za kradzież.
Pracował pilnie i popatrywał tylko niecierpliwie na pobliskie ogniska i stoły rozstawione ku uciesze gawiedzi; jakiś wiejski muzykant wyśpiewywał już sprośne piosenki, i roznosiła się smakowita woń gulaszu ze świńskich odpadów. Zaraz się uwinie z pracą i dołączy do zabawy, jaką łaskawy książę pozwolił urządzić dla biedoty!
Owszem, tylko dla biedoty! Bo rycerze i szlachta zebrali się w sali jadalnej wspaniałego zamku, gdzie pośród wytwornej muzyki trubadurów i saraceńskich dywanów, pieczonych łabędzi i szlachetnych trunków, bawili się wybrańcy, sami piękni i bogaci tej ziemi!
Zabawa była przednia. Gęślarz właśnie wygrywał Bogurodzicę tak porywająco że wszyscy zerwali się na nogi by śpiewać, a wtenczas przebiegła Lubomiła wymknęła się niepostrzeżenie do swej izby.
Z każdy krokiem czuła narastający ogień pełgający w jej łonie. Tylko on będzie w stanie ugasić ten piekielny żar! Wyobraźnia podsuwała jej lubieżne obrazy, aż wreszcie spłoniona, spocona z pośpiechu, stanęła na progu panieńskiej komnaty.
Na łożnicy spoczywał boski rycerz Chadosław, z nudów plujący na wschodnie kobierce.
- Doczekać się ciebie nie można, wszetecznico!
Na dźwięk tego niskiego, ultramęskiego głowy krew popłynęła żywiej między nogami Lubomiły.
- Ależ, panie...
- No, już, do roboty! - przerwał jej piękny młodzieniec, wstając i rozpinając złocony pas...

- No już, do roboty! - warknął jeden z książęcych koniuchów na Zbyluta, który wciąż zagrabiał końskie łajno.
- Ależ panie, już kończę! - pisnął wieśniak i zaczerwienił się ze wstydu: gdy się denerwował, głos miał jak panienka.
- Potem ochędoż narzędzia, i odnieś do stajni. Oni już tam dobrze wiedzą, co masz oddać! I do domu!
- Panie, a... czy do wesela dołączyć mi wolno?
- Że co? - koniuszy aż się za boki złapał ze śmiechu. - Ty? Z taką mordą do ludzi? Krotochwile się ciebie trzymają, zaiste! To dla pańskiej służby zabawa, nie zaś dla najętego pospólstwa. Ale, przepomniałem: słusznie zapłata ci jest należna. Masz.
Wyciągnął z kieszeni kawałek stęchłej słoniny i wręczył go Zbylutowi.
Młodzieniec westchnął ciężko i chwilę potem odnosił oczyszczone narzędzia do książęcej stajni. Akurat mijał wspaniały ogród, który okalał dwór. W szeroko otwartych oknach połyskiwały jedwabne zasłony, pozwalając domyślać się innych niedostępnych luksusów tam zawartych.
W brzuchu mu burczało, plecy i ramiona bolały go od ciężkiej pracy. I te spojrzenia nieżyczliwe! Śmiechy napotkanych ludzi! Czy to on komu krzywdę zrobił?
Na jednej z jabłonek wisiał krzyż. Zrozpaczony Zbylut uklęknął.
- Najświętsza Panienko, Jezusie, powiedzcie mi, czemu ino igraszkę sobie ludzie ze mnie czynią, choć szkody sam nikomu nie zrobiłem? Czymże zgrzeszyłem?
- ACH JESTEŚ NAJLEPSZY CHADOSŁAWIE, JESZCZE JESZCZE!!! - rozdarł ciszę oszalały niewieści wrzask.

Koniec części drugiej

#harlekinydlaprzegrywow ##!$%@? #piszzwykopem #chad #incel #p0lka #blackpill
  • 5
  • Odpowiedz