Wpis z mikrobloga

Dzień czterdziesty siódmy.

Obudziłem się o czwartej i usłyszałem, że pada. Wiedząc, że nie uda się szybko złożyć namiotu poszedłem dalej spać. Bartek z resztą nie budzi się o czwartej więc tym bardziej skłoniło mnie do dalszego snu.

Gdy obudziłem się dwie godziny później było sucho ale Bartek nadal spał. Mnie ponownie zasnąć się nie udało. Po trzech godzinach gdy nawiązałem z kolegą kontakt ten mówi, że pada deszcz. Obijające o siebie na wietrze liście osiki pod którą rozbiliśmy namiot wydają dzwięk bardzo podobny do kropli deszczu spadającej na tropik.

Dość szybko się spakowaliśmy i jeszcze przed dziesiątą pokonywaliśmy pierwsze metry drogi. Drogą nr 187 skierowaliśmy się do Liddköping gdzie chciałem zobaczyć jezioro Wener. To największe jezioro tego kraju i trzecie w Europie.

Zakupy, jazda wzdłuż brzegu jeziora i po mieście zajmują nam kilka godzin. Szwecja już przyzwyczaiła mnie do ładu i sterylności miast ale nadal robi to na mnie wrażenie. W Liddköping aż roi się od ciekawych budynków, często odmiennych od reszty ale tworzących spojną całość.

Gdy jesteśmy na rynku zaczyna padać pierwszy deszcz który utrzymuje się zaledwie kilka minut. Udaje nam się schować pod wiaduktem. Następny deszcz zaczyna padać niedługo po tym jak spod tego wiaduktu wyechaliśmy. Chowamy się pod wiatą w parku gdzie planujemy drogę do Mariestad.

Ta prowadzi wzdłuż linii kolejowej i na jej trasie napotykamy ogrom zabytków, widoków na jezioro, stacji kolejowych których wiaty chronią nas przed przelotnymi opadami i wszelkich ciekawych miejsc. Objadamy się dzikimi czereśniami, jeżynami i malinami.

Kilkanaście kilometrów przed Mariestad na niebie pojawia się ciemna chmura z której spada deszcz na tyle mocny, że chowamy się pod folią ochronną i podejmujemy próbę znalezienia miejsca pod rozbicie namiotu. Okolica temu nie sprzyja i gdy po prawie godzinie deszcz przestaje padać ruszamy w dalsze poszukiwania.

Te okazują się niełatwe. Albo powierchnia nierówna, albo za blisko drogi albo nierówno. Proza podróżowania z namiotem.

Gdy zaczyna padać kolejny ulewny deszcz poziom naszych wymagań drastycznie spada i rozbijamy się na kawałku równego trawnika przy drodze zaledwie pięć kilometrów przed Mariestad.

Przejechaliśmy 82 km.

#rower #podroze #szwecja #rowerovsky
Patrick_Rowerovsky - Dzień czterdziesty siódmy. 

Obudziłem się o czwartej i usłyszał...

źródło: comment_1595820885TnKPIJpSqyOxrcgF5Xw6JV.jpg

Pobierz
  • 7
  • Odpowiedz
Gdy obudziłem się dwie godziny później było sucho ale Bartek nadal spał. Mnie ponownie zasnąć się nie udało. Po trzech godzinach gdy nawiązałem z kolegą kontakt ten mówi, że pada deszcz. Obijające o siebie na wietrze liście osiki pod którą rozbiliśmy namiot wydają dzwięk bardzo podobny do kropli deszczu spadającej na tropik.


@Patrick_Rowerovsky: ()
  • Odpowiedz
@gahama Zostawianie roweru to niestety stres, najwazniejsze rzeczyjak karty i dowod trzymam w sakwie ktora zabieram ze soba. Zakupy robie w malych sklepach z ktorych widac rower. Tzn w Szwecji nie ma malych sklepow i zakupy musze po prostu szybko ogarnąc. Mam lancuch z kłodką i dodatkowe zabezpieczenie na kluczyk na ramie. Ja jezdze głownie dla widokow, zwiedzanie zabytków srednio mnie interesuje. Wieksze miasta omijam albo tylko przejezdzam. Te lepiej zwiedzać
  • Odpowiedz