Wpis z mikrobloga

Dzień czterdziesty trzeci.

Noc była zimna. Trochę zmarzłem. Byłoby o wiele gorzej gdyby nie drewniana wiata która osłaniała od ruchów powietrza i wilgoci.

Wejście do niej było skierowane na wschód dzięki czemu, namiot szybko się nagrzał od porannego mocnego słońca. Nie planowaliśmy przejechać długiego dystansu, dzień mieliśmy zakończyć w domku więc zupełnie nie spieszyliśmy się z pakowaniem.

Ruszyliśmy przed jedenastą. Bartosh Kanyah koniecznie chciał jechać rowerem z sakwami. Nie oponowałem. Bartek z sakwami jeździ chyba szybciej niż bez i ustalił początkowe tempo na około 30 km/h które utrzymywał dość długo. To się przydało bo gdy zaczął padać deszcz akurat byliśmy blisko szkolnej wiaty na rowery.

Pod tą wiatą spędziliśmy kilkadziesiąt minut. Była burza, grzmiało i padał grad z obfitym deszczem.

Gdy wyszło Słońce ruszyliśmy dalej w stronę Ulricehamn. Mokra, oświetlona droga rowerowa biegnąca starotorzem linii mocno parowała. Parowały też łąki, drzewa, poręcze na mostach, deski punktu widokowego. Parowało wszystko.

Punkt widokowy który parował nie był oznaczony na mapie. Niewysoki, około półtora metrowy. Zatrzymaliśmy się i weszliśmy na niego tylko dla pewności, że większość punktów widokowych istnieje bez sensu. Z tego roztaczał się widok na oddalone o kilka metrów krzaki które zasłaniały widok na jezioro. Zapewne gdy był budowany krzaki były o wiele niższe i nie zasłaniały widoku.

Do Ulricehamn dojeżdżamy bez dalszych pogodowych przygód. Te zaczynają się tuż po wjechaniu do miasta które wita nas zacinającym deszczem przed którym chronimy się pod wiatą na rowery w parku nad jeziorem Åsunden. Trzeba było coś zjeść a miałem ochotę na coś odmiennego od kanapek i gorzkiej czekolady.

Pizzeria to dobre miejsce na takie okazje. Za około trzydzieści pięć złotych bierzemy wegetarianę na wynos z pizzerii na rynku. Chyba tylko dwa razy w życiu trafiłem na pizzę która mi nie smakowała. Jedna na Słowacji rok temu. Tam dodawali marchewkę z groszkiem przez co robiła się zupa. Druga to zrobiona przeze mnie kilka lat temu.

Na rynku zagaduje nas pani która jak się okazuje jest miłośniczką historii i opowiada nam o mieście, Szwecji i Polsce. Rozmowa ciągnie się przez prawie godzinę a nam kończy się czas który chciałem przeznaczyć na przejazd po ulicami. Sam nie wiem czy wolałbym popatrzeć na miasto czy słuchać opowieści. Najchętniej jedno i drugie a po rozmowie, na przejazd ulicami nie było już czasu.

Powrót nie trwał długo. Jechaliśmy dobrymi drogami bez szukania schronienia przed deszczem.

Naszą drugą, dwudniową, znacznie krótszą od pierwszej wyprawę zakończyliśmy o dwudziestej pierwszej po przejechaniu osiemdziesięciu dwóch kilometrów.

#rower #podroze #szwecja #rowerovsky
Pobierz
źródło: comment_1595499619X2isqKq2Gvwbxqbst1MGG1.jpg